"Kroniki królewskie"
Chyba nie tylko zbliżający się Rok Wyspiańskiego skłonił nową dyrekcję warszawskiego Teatru Dramatycznego do rozpoczęcia sezonu "Kronikami królewskimi"*). Przedstawienie jest wyraźnie adresowane do naszej współczesności, do naszego czasu, jest ważkim - acz nie zawsze o właściwie wyrażonych racjach lecz nacechowanym autentyczną pasją - głosem w toczącej się u nas wielkiej debacie ogólnonarodowej. Są więc "Kroniki królewskie" Wyspiańskiego - w opracowaniu i realizacji Ludwika René - wydarzeniem ideowo-politycznym. Ale są też wydarzeniem artystycznym dużej miary. Nareszcie znowu teatr dużego formatu. Trzeba jednak najpierw wyjaśnić, skąd wziął się jego tytuł, skoro Wyspiański jak wiadomo nie napisał żadnych "Kronik królewskich". Otóż Ludwik René wystąpił z kilku rapsodami historycznymi autora "Wesela" i tekstem pozostawionego we fragmentach dramatu "Zygmunt August". Wyspiański zamierzał początkowo dać cykl witraży o tematyce historycznej, jakiś witrażowy odpowiednik historycznego cyklu malarskiego mistrza swojej młodości, Matejki. Skończyło się jednak na kilkunastu szkicach, zrealizował natomiast Wyspiański ten pomysł - niestety tylko częściowo - właśnie w cyklu rapsodów poetyckich, przeznaczonych na scenę, z których najbardziej znany i wielokrotnie po wojnie wystawiany jest "Bolesław Śmiały". Do omawianego spektaklu weszły - obok wymienionego już "Zygmunta Augusta" - rapsody (też pozostawione we fragmentach lub szkicach): "Król Kazimierz Jagiellończyk", "Jadwiga" i "Kazimierz Wielki". W takiej właśnie kolejności są grane z tym, że jako drugi człon dramatyczny włączony został "Zygmunt August". Współtwórcą spektaklu i jego wysokiej rangi artystycznej jest Jan Kosiński, którego urzekająca w swej piękności scenografia łączy zarówno artystycznie przetworzone elementy architektury wawelskiej jak też sięga do rodowodu "Kronik", a więc do techniki witrażowej Wyspiańskiego i - częściowo - historycznego malarstwa Matejki. Reżyser - w zasadzie w zgodzie z Wyspiańskim - prowadzi widowisko w dwu płaszczyznach: historiozofii i moralności. Wyspiański chciał w zamierzonym a tylko częściowo zrealizowanym cyklu ukazać i wielkość naszej drogi historycznej i jej ciągłość, oczyszczoną z fałszywego patosu i zaczadzenia neoromantycznego - kultem martwych lub martwiejących kart naszej historii. René podjął ten właśnie tak istotny dla całej twórczości autora "Wyzwolenia" nurt rewizjonizmu historiozoficznego, ale tu właśnie jak się wydaje - zostały w naszym odczuciu, w naszej konkretnej sytuacji ideowo-politycznej zachwiane właściwe proporcje (zwłaszcza w "Kazimierzu Wielkim"), co zamąciło artystyczno-ideową klarowność przedstawienia, jego wiodący nurt ideowy.
Sprawy natury technicznej (szczupłość miejsca) zmuszają do ograniczenia się do tych tylko kilku luźnych refleksji. Będzie niewątpliwie jeszcze okazja by powrócić do tego wybitnego przedstawienia o tak złożonej wymowie. Tu jeszcze tylko dwa zdania o aktorstwie. A więc: wybitne - może najwybitniejsze z dotychczasowych - osiągnięcie Ignacego Gogolewskiego w roli Zygmunta Augusta, jeszcze jeden sukces Zbigniewa Zapasiewicza (Rapsod), nareszcie znowu Zofia Rysiówna w roli, która mogła ukazać jej wielki talent dramatyczny (Barbara). I jeszcze chociaż dwa nazwiska: Ryszard Pietruski (Kazimierz Jagiellończyk) i Tadeusz Bartosik (kardynał Oleśnicki) - znakomicie skontrastowane postacie przeciwników politycznych, dynamicznie ukazany jeden z istotnych a mniej znanych fragmentów naszej historii.