Artykuły

Kandyd albo jak być szczęśliwym

"Kandyd" w reż. Jacka Andruckiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

Zupełnie niewłaściwie pan płacze. Aktorka jest bardzo licha, partner jej jeszcze lichszy, sztuka gorsza niż aktorzy, autor nie umie nawet słowa po arabsku, a wszakże scena rozgrywa się w Arabii - kpi Wolter w jednej ze scen swojej sławnej powiastki filozoficznej Kandyd. Na szczęście to tylko żart na temat wiecznych malkontentów. Płocka Inscenizacja "Kandydat" w reżyserii Jacka Andruckiego jest żywa i atrakcyjna teatralnie.

A problemów z Kandydem co niemiara. Bo czyż filozofia może być atrakcyjna? Wolter przekonał swój wiek, że owszem, pokazując klęskę oświeceniowego optymizmu, w błyskotliwej formie pełnej wydarzeń powieści. Jak to oddać w teatrze, by nie uronić niczego z przesłania francuskiego myśliciela o wcale nie najlepszym ze światów, w którym przyszło żyć jego bohaterom.7

Płockiemu spektaklowi pomogła dobra adaptacja Krzysztofa Orzechowskiego i Macieja Wojtyszki oraz muzyczna konwencja widowiska, w której zagrało i zaśpiewało jedenaścioro aklorów Teatru im. Szaniawsluego. Paradoksalnie ta forma w pewnym gonie również trochę zaszkodziła. Błyskotliwe piosenki, pastisze arii operowych i zabawne sytuacje przyciągają uwagę odbiorców, ale znika gdzieś finezja tekstu. Może tej wierzchniej warstwy jest trochę za dużo i zbyt długo.

Nie bez powodu przypomniałam scenę rozgrywającą się w teatrze. W konstrukcji spektaklu reżyser zastosował bowiem sprawdzoną już w jego realizacji "Skąpcu" (również na płockiej scenie) formę teatru w teatrze. Główny element scenograficzny na prawie pustej scenie, stanowią dwie otwarte garderoby. Na oczach widza grający po kilka ról aktorzy zmieniają kostiumy, wchodzą w nowe sytuacje, pokazują, że kostium na równi z tekstem, do którego mają dystans, przydaje scenie ironii albo powagi.

Nic tu nie jest pewne i możliwe, w tym podobno najlepszym ze światów. Zdarzyć się może wszystko, a nieprawdopodobne wypadki nabierają nowych sensów. Gwałceni, wieszani, pocięci na kawałki bohaterowie Woltera (jak we współczesnej telenoweli), jeśli trzeba ożywają. Zasadniczo dobra jest tylko natura - Uszakowie nie zjedli Kandyda, deszcz uratował filozofa Panglossa przed spaleniem, nie powieszono bohatera, bo kat był niewprawny. Baron nie umarł, odnalazła się Kunegunda, ożył także Pangloss. A skoro u Woltera wszystko jest aż tak wieloznaczne, czemu nie przenieść tego w nasz czas. Reżyser uległ tej pokusie. Odniesienie do współczesności czytelne jest nie tylko w tekstach piosenek - aluzja do Europy, której nie widać i w dodatku Unia jest antyeuropejska. Pomysłem reżysera i nadinterpretacją tekstu jest wizja republiki Eldorado. W płockiej inscenizacji nie może być krainą szczęśliwości, bo żądzą nią zdecydowane kobiety w moherowych beretach. Jest w spektaklu sporo dowcipnych pomysłów. Parodia sąsiaduje z elementami kabaretu, żart słowny goni zabawną sytuację. Dynamizmu nadaje grana na żywo muzyka (Edward Bogdan).

Na premierze zdarzyła się rzecz bez precedensu, znakomita scena pojedynku, w którym o względy Kunegundy walczą Żyd (Piotr Bała) i Inkwizytor (Mariusz Pogonowski), tak podobała się publiczności, że z widowni rozległy się wołania o bis. Wprawdzie muzyk już odłożył nuty, a skonsternowani aktorzy czekali na decyzję reżysera. Ten dał znak z reżyserki i pierwszy akt zakończył się dodatkowym finałem. Scena rzeczywiście była świetna. Aktorzy znakomicie odegrali imitację greckiego pojedynku. Słychać było zadawanie ciosów i świst szpad, choć antagoniści nie mieli żadnej broni.

Wśród dobrze śpiewającego i tańczącego płockiego zespołu wyróżnić trzeba Annę Marię Małolepszą w roli Kunegundy. Ładnie partnerował jej Kandyd (Szymon Cempura) - zwyczajnie uśmiechnięty, dobroduszny i naiwny. W monologu Baronowej oklaski dostała Hanna Zientara. Czytelne są wywody Panglossa (Jerzy Wieczorek).

W świecie Woltera oświecony optymizm poniósł klęskę. Gnębią go wojny i trzęsienia ziemi. Jeśli do tego dodać zawiść, troskę i zamęt ducha, to wniosek, że źródło zła kryje się w wolnej woli. Jeśli nie miłość, nie filozofia, nie mit o szczęściu ludzi prostych, to co pozostało? Jak być szczęśliwym? Trzeba uprawiać nasz ogródek mówi Panglos i niech widzowie dopowiedzą, co to właściwie znaczy.

P. S. Spektaklowi towarzyszy starannie wydany program teatralny. Dodatkową jego atrakcją są fotosy z prób. Trwały nieprzerwanie, mimo że w remontowanym budynku temperatura wynosiła około 10°C. Przed premierą (w sobotę 28 stycznia) widownię podgrzano, ale i tak było chłodno. To ostatni spektakl w starym budynku, który służył teatrowi płockiemu przez ponad trzydzieści lat. Kolejne przedstawienia odbywać się będą w gościnnych salach Szkoły Muzycznej i Zespołu Dzieci Płocka. Jak zapewnił na premierze dyrektor Marek Mokrowiecki, w nowych, odmienionych wnętrzach spotkamy się jesienią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji