Artykuły

Psyche pod lupą

"Niebezpieczna metoda" Christophera Hamptona w reż. Agnieszki Lipiec - Wróblewskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Kamila Łapicka w tygodniku wSieci.

"Niebezpieczna metoda". Jung-Freud-Spielrein. Z filmu Davida Cronenberga pamiętamy głównie rolę Keiry Knightley. Podobnie jest w teatrze.

Rodzący się XX w., kostiumowy entourage, badanie wspomnień i snów. Tekst brytyjskiego dramaturga Christophera Hamptona (jak większość jego tekstów) to przepis na hit. Obowiązkowo zawiera znane nazwiska, konflikt na szczycie oraz miłosną intrygę. Skutecznie wykorzystał ten przepis David Cronenberg, ekranizując sztukę (w oryginale teatralną, pt. "The Talking Cure") w roku 2011. Junga zagrał jeden z najbardziej zapracowanych aktorów Hollywood, Michael Fassbender, Freuda - Viggo Mortensen, a Sabinę Spielrein, pierwszą pacjentkę leczoną przez rozmowę - Keira Knightley. Powstał dobry, intrygujący obraz.

Pomysł Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej, aby pokazać go w scenicznej ramie Teatru Dramatycznego w Warszawie, był ryzykowny. Od premiery filmu minęło w końcu niewiele czasu. Reżyserka ma jednak talent do wystawiania skomplikowanych historii z życia wziętych (wystarczy wspomnieć jej poprzednią propozycję "Red", opowieść o malarzu Marku Rothko), i powstało udane przedstawienie. Jego ośrodek stanowi biografia Junga (Rafał Królikowski) i spór między gigantami rodzącej się psychoanalizy, którzy konsultowali przypadek Sabiny. Istotna jest także przecząca etyce relacja Junga ze swoją pacjentką, która wydała zaskakujące owoce. Spielrein została wyleczona, skończyła medycynę i została pionierką badań nad psychologią dziecięcą. I jeśli wierzyć Hamptonowi, nigdy nie zniknęła z myśli swojego pierwszego terapeuty. Są uczucia, od których nie sposób się uwolnić. Nawet jeśli nazywasz się Carl Gustav Jung.

Na wolskiej scenie Teatru Dramatycznego bardziej od mistrzów przykuwa uwagę uczennica. Sabina Spielrein to pierwsza tak duża rola Martyny Kowalik, która do zawodu weszła cztery lata temu. Delikatna blondynka tworzy silną, niepokojącą postać. Histeryczne sceny i nerwowe tiki w jej wykonaniu nie sprawiają, że widz z zażenowaniem odwraca głowę (co się zdarza, gdy w teatrze próbuje się pokazać chorobę lub opętanie w skali 1:1), ale raczej czuje, jakby ktoś pocierał kawałki styropianu tuż nad jego głową. Bardzo dobre, niewygodne uczucie. Na szczęście nie ma przepisu, że widzowi w teatrze musi być wygodnie.

Jak mówi Hampton (a przed nim Wagner), energia wywołana konfliktem przeciwieństw daje najlepszy efekt. Tym razem także ma rację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji