Spiritual fiction
Tak jak science fiction patrzy w przyszłość i stara się ją przewidzieć, tak spiritual fiction, sięgając po strzępy różnych tradycji, stara się ukazać to, co mogło gdzieś kiedyś nastąpić. Nie w rzeczywistości, a w naszych umysłach, w sferze duchowej - mówi Paweł Passini, reżyser spektaklu " Słownik chazarski. Dzieci snów". Premiera w sobotę w Teatrze im. Jana Kochanowskiego.
Widowisko jest adaptacją książki serbskiego pisarza Milorada Pavica "Słownik chazarski", za sprawą której otarł się on o Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury.- To opowieść o mitycznym plemieniu Chazarów, którego członkowie postanowili zaprosić do siebie przedstawicieli judaizmu, chrześcijaństwa i islamu, by móc zdecydować, którą z tych trzech religii wyznawać. Wcześniej przez wieki lud ten wierzył w moc snów, że to, co dzieje się w danym momencie ich życia, jest owocem wizji śnionych przez osobę znajdującą się w zupełnie innym miejscu, być może nawet istotę z innej rzeczywistości i wymiaru. Byli przy tym przekonani, że udając się na spoczynek, sami odpowiadają za kreowanie świata i losów ludzi go zamieszkujących - opowiada Passini.
Temat ten skłonił reżysera, by przygotować widowisko, w którym widzowie mogli się poczuć, jakby odbywali podróż w snach. Widzowie to zresztą nieodpowiednie określenie. Ludzie, którzy wybiorą się na "Słownik...", będą mogli raczej tytułować siebie uczestnikami. Bo jeśli ktoś spodziewa się, że spektakl będzie oglądał, siedząc wygodnie w fotelu, to będzie mocno zaskoczony. Podczas widowiska publika porusza się bowiem po całym teatrze.
- Praktycznie wychowywałem się na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. Gdy miałem osiem lat, brałem udział w spektaklu, podczas którego widzowie siedzieli na scenie i patrzyli na poczynania aktorów w przestrzeni teatru. To zainspirowało mnie do tego, by "Słownik..." zrealizować w takiej otwartej formule - zdradza reżyser.
Jakby tego było mało, to opowieść nie ma charakteru linearnego. Historia rozgrywa się bowiem symultanicznie na wszystkich scenach "Kochanowskiego", a także w jego licznych zakamarkach. - Nie wszyscy mają świadomość, że budynek opolskiego teatru jest unikatowy na skalę Polski. Jego układ był jednym z czynników, które zdecydowały o tym, że adaptacja "Słownika..." jest realizowana właśnie tutaj - przyznaje Passini.
Ze względu na symultaniczny charakter akcji spektaklu publika dzielona jest na trzy grupy mężczyzn, kobiety i Łowców Snów (kupując bilet, składa się deklarację, do której grupy chce się przynależeć). Każda grupa porusza się po teatrze innymi ścieżkami. W toku widowiska członkowie różnych grup na siebie wpadają, czasami jedni obserwują drugich, gdy ci o tym nie wiedzą.
Całość brzmi nieco chaotycznie. Jednak takie też jest zamierzenie Passiniego. - Sny nie mają uporządkowanej struktury. To raczej strzępki różnych wrażeń, nie tylko wzrokowych, lecz także słuchowych, dotykowych, smakowych Zamieniliśmy teatr w maszynę snów, by umożliwić ludziom wejście w zupełnie inną, oniryczną rzeczywistość. Być może dopełnimy przy tym ich sny - mówi.