Artykuły

Jenny

Można by przy okazji tej adaptacji wytoczyć raz jesz­cze wszystkie obiekcje, jakie budzi przenoszenie na scenę dziel nie dla sceny pisanych. Z powieści Erskine Caldwella pozostał zaledwie szkielet fa­buły, ulotniło się natomiast to wszystko, co autora "Poletka Pana Boga" i "Drogi tytonio­wej" stawia w czołówce pi­sarzy Stanów Zjednoczonych. Adaptacja zawsze gubi takie sprawy jak właściwości języ­ka i toku narracji, odautorską refleksję, komentarz wycho­dzący poza ramy powieściowej akcji. A przy tym adaptacja "Jenny" zrobiona przez Zofię Jaburkową (według przekładu Krystyny Tarnowskiej) nie jest wcale zła, przeciwnie: ma sporo zalet, pozwala na stwo­rzenie sprawnego spektaklu o zwartej budowie, tyle, że z Caldwella niewiele pozostało. Można by tę pozycję uznać za niepotrzebną, gdyby nie Irena Eichlerówna. Nie widu­jemy na scenie tej wspaniałej aktorki nazbyt często. A już od bardzo dawna nie widzie­liśmy jej w roli współczesnej. Eichlerówna uszlachetnia i nadaje sens wszystkiemu co gra. Jej indywidualność i talent pozwalają błyszczeć arcydzie­łom; w tak zwanym wielkim repertuarze Eichlerówna w pełni rozwija swój kunszt. Ale przecież widywaliśmy ją i w takich sztukach jak "Ta­tuowana róża" Williamsa. Wydawałoby się, że i w adap­tacji "Jenny" nie ma nic do grania dla aktorki tego forma­tu. Ot, obyczajowy obrazek z amerykańskiego południa. Trzeba jednak zobaczyć, co Eichlerówna z tego obrazka robi, jakich głębi mu dodaje. Krótko mówiąc przywraca te­mu, co widzimy na scenie, cię­żar gatunkowy jaki ma ta opowieść u Caldwella. Twórczość Caldwella jest w Polsce dobrze znana, a on sam po wojnie dwukrotnie ba­wił w naszym kraju. Tak jak Faulkner, Caldwell pochodzi z południa Stanów Zjednoczo­nych i jego powieści ściśle są związane z rzeczywistością społeczną i ekonomiczną tej części kraju. Autor "Tarapa­tów lipcowych" z ogromną ostrością rysuje wynaturzenia obyczajowe i cywilizacyjne, a przede wszystkim stosunki między białymi i czarnymi. Do tego nurtu tematycznego nale­ży także i "Jenny". Bohater­ką opowieści jest niemłoda kobieta, dziś już ogólnie sza­nowana, chociaż w początkach swojej życiowej kariery zaj­mowała się procederem, któ­ry raczej nie budzi powszech­nego uznania. Otóż ta dama lekkich obyczajów na emery­turze okazuje się jedynym sprawiedliwym w małym ame­rykańskim miasteczku. Wiele się w Sallisaw mówi o cno­cie, wiele się modli. Miejsco­wy kaznodzieja uprawia ter­ror obyczajowy, nie tyle zre­sztą w imię moralności, co własnych małych interesów. Tabu rasowe jest nie do pod­ważenia. Obowiązuje ścisła segregacja rasowa. Każdy o trochę ciemniejszej skórze, domieszce krwi murzyńskiej czy indiańskiej, bezwzględnie spychany jest na dno, a jeśli się broni - musi zginąć. Są, oczywiście, i businessmani, którzy na przesądach raso­wych robią wcale niezłe pie­niądze i w obronie swoich in­teresów gotowi są do upadłego walczyć przeciw jakimkol­wiek próbom zmian w sytua­cji ciemnoskórych. Obskuran­tyzm nie jest oczywiście powszechny, tyle, że jego zwo­lennicy są silniejsi, walczą brutalnie z każdym najmniej­szym nawet przejawem libera­lizmu. Dom Jenny stawiającej opór zarówno terrorowi pruderii jak i terrorowi rasistow­skiemu zostanie podpalony. Ona sama się uratuje, ale w płomieniach zginie młoda, ciemnoskóra dziewczyna, któ­ra chciała żyć na prawach bia­łego człowieka.

Irena Eichlerówna tłumi w tej roli swój naturalny temperament. Przycisza gesty, to­nuje modulację głosu. Trochę jej w tym pancerzu ciasno i trochę jej szkoda do ról stwa­rzających tak niewielkie moż­liwości (nie z winy Caldwel­la!). Tyle tylko, że Eichlerów­na gra więcej niż ma do gra­nia. Tworzy niezwykle subtel­ny rysunek psychologiczny Jenny; z mistrzowską finezją odtwarza postać tej prostej i odważnej kobiety, której od­waga płynie nie z intelektu, lecz wrodzonego poczucia sprawiedliwości; jest raczej naturalnym odruchem niż przyjętą postawą. Oglądanie Eichlerówny to dla jej wielbi­cieli zawsze wielkie przeżycie. I tym razem śledzi się jej grę z ani na chwilę nie słabną­cym zainteresowaniem.

Przedstawienie w stołecz­nym Teatrze Dramatycznym reżyserował Witold Skarucb, dekoracje (bardzo interesują­ce) przygotował Andrzej Cy­bulski. Eichlerównie partneru­ją między innymi: Andrzej Szczepkowski grający przyja­ciela Jenny, adwokata Raineya, Barbara Klimkiewicz (Betty), Halina Dobrowolska (Lawana Neleigh), Irena Gór­ska (Klara Crockmore), Cze­sław Kalinowski (Sam Moxley). Przedstawienie jest do­brze grane i sprawnie popro­wadzone przez reżysera. A dla Eichlerówny na pewno warto je obejrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji