Artykuły

Gimpel idzie do nieba

Ciołek, osioł, kiep, gamoń, głąb, dureń i głupek. Poczciwy piekarz Gimpel ufał, że współmieszkańcy Frampofa obdarzyli go tylko tymi siedmioma imionami. Wierzył do końca w dobro i sprawiedliwość. Doczekał się jej za grobem: pół wieku temu opowiadanie o nim napisał Isaac Bashevis Singer, a teraz, na scenie, zagrał go Jerzy Święch.

Opowiadanie Singera to monolog ty­tułowej postaci. W obliczu stojącej za drzwiami śmierci Gimpel przypomina sobie całe życie. Za upokorzenia i cier­pienia, których doznał, nie obwinia ni­kogo. Nie myśli nawet że zachowywałby się inaczej, gdyby wszystko jeszcze raz miało się zdarzyć.

No bo jak mógł kiedyś nie uwierzyć; że jest koniec świata i jego rodzice powstali z grobu, skoro wszyscy mu to wmawiali, że w Turobinie spadł księ­życ, że na niebie odbywa się targ, a nad dachem przeleciała krowa i zniosła mo­siężne jaja...

Najważniejszą osobą w życiu i w opo­wieści nieszczęśnika była Elke - ladacz­nica, z którą za namową miasteczka Gimpel wziął ślub. Ona stała się przy­czyną największych upokorzeń, ale i największego zwycięstwa bohatera. Absurdalna i bezgraniczna miłość do Elke sprawiła, że w najtrudniejszym momencie nie wyrzekł się siebie.

Reżyser Krzysztof Orzechowski na związku tych dwojga oparł sceniczną opowieść. Zanim Gimpel (Jerzy Święch) wypowie pierwsze słowa, od­bywa się scena bez słów - wieczerza, którą święty głupiec dzieli się z Elke i widzami. Później Elke (Beata Paluch) pojawia się jeszcze nie raz. Pewnie jest duchem - przecież wiemy, że Gimpel pogrzebał ją przed laty - ale nie jest zja­wą ani senną marą. Jej śpiew, krzątani­na, czasem wypowiedziana replika, to świadectwa żywej, namacalnej obec­ności.

Zadanie aktorskie, jakie się stawia od­twórcy tytułowej roli, łatwo ująć w dwóch słowach, powtarzanych do znudzenia przez egzegetów Singera. Gimpel ma być "mądrym głupcem" - w potocznym rozumieniu życiowym idiotą, w rzeczywistości jednym z tych, którzy swą niezachwianą wiarą w wyż­szy porządek świata ocalają ludzkość. I Gimpel Święcha taki jest - jego świę­tej naiwności, z którą snuje opowieść, towarzyszy pojawiający się raz po raz żartobliwy dystans do własnych poczy­nań, porywowi serca - refleksja, którą dzieli się ze światem podczas swojej "ostatniej wieczerzy". Słowa konające­go wypowiada Święch bez najmniejszego patosu - skoro bohater gorąco wie­rzy, że na tamtym świecie odnajdzie szczęście i potwierdzenie sensu swoje­go życia, nie musi tego wykrzykiwać. Ostatni obraz spektaklu Orzechowskie­go jest tak cichy jak nadzieja, którą bo­hater pokłada w Bogu. Pogodzony z lo­sem i śmiercią, zasypia. Być może prze­budzi się tam, gdzie "nawet Gimpla nie można oszukać".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji