Artykuły

Jedność sacrum i profanum

Szczytem pychy są próby oddzielenia sacrum i profanum, albo też ciągłe przymiarki ideologów różnej proweniencji do eliminacji z życia bądź sacrum, bądź profanum. A przecież nie da się stworzyć sterylnej rzeczywistości. Czy chcielibyśmy w takim idealnym świecie żyć? - pisze ks. Andrzej Luter.

Proszę wybaczyć, ale zacznę ten tekst teologiczno-katechetycznie. W końcu mamy Adwent, czas pokutny i radosny jednocześnie. Dla chrześcijan czas oczekiwania na Wcielenie Boga, czyli Boże Narodzenie. Zacznę zatem od grzechu pierworodnego. To nie jest grzech nieposłuszeństwa, jak się powiada w "ludowym" nauczaniu i jak myślą niektórzy chrześcijanie. To grzech pychy, pierwszy i najważniejszy. Nieposłuszeństwo jest jego skutkiem. Pycha jest jak zabójczy wirus, prowokuje nas do kolejnych grzechów, znieczula nas, aż do braku poczucia winy. A na czym polegała owa "pierwsza" pycha? Oto człowiek chciał posiąść wszechwiedzę Boga, chciał być jak Bóg, a może nawet Bogiem. Odkrył jednak swoją ograniczoność i nagość. Pychę można pokonać w sobie, jeśli dostrzeże się i zaakceptuje zwyczajność i niezwyczajność swojej "fizjonomii", banał życia i niezwykłość życia.

Szczytem pychy są próby oddzielenia sacrum i profanum, albo też ciągłe przymiarki ideologów różnej proweniencji do eliminacji z życia bądź sacrum, bądź profanum. A przecież nie da się stworzyć sterylnej rzeczywistości. Czy chcielibyśmy w takim idealnym świecie żyć? Pokusa absolutnej czystości to przejaw imperializmu duchowego. Imperialistów duchowych jest u nas pod dostatkiem, a ostatnio mnożą się jak grzyby po deszczu.

Profesor Leszek Kołakowski w swoim wielkim eseju "apologetycznym i sceptycznym", zatytułowanym "Jezus ośmieszony" (Wydawnictwo "Znak" 2014) napisał o przejawach totalitaryzmu duchowego, analizując relacje i napięcia między sacrum i profanum: "W miarę jak usuwamy sacrum, to znaczy w miarę jak postępuje tak zwana sekularyzacja, cele świeckie w naturalny sposób przypisują jego cechy. (...) Całkowita eliminacja sacrum - gdyby była możliwa (na szczęście nie jest, jak sądzę) - doprowadziłaby więc do przypisania wszystkiemu pseudosakralnego aspektu, do powszechnej pseudosakralizacji w formie totalitarnej. Totalitaryzm to całkowita sekularyzacja, która osiąga kulminację w przeniesieniu tego, co absolutne, na rzeczywistość profanum, a więc karykaturalna imitacja zbawienia wiecznego. Ale próba usunięcia profanum ulega analogicznej metamorfozie w przeciwnym kierunku. Usunięcie profanum oznacza podporządkowanie znaczeniu i wartościom sacrum wszystkich aspektów życia doczesnego, czyli w konsekwencji ustanowienie ideału teokratycznego (...)". Kołakowski podkreśla, że sakralizując wszystko i znosząc różnicę między sacrum i profanum, niszczy się de facto sacrum, które zaczyna służyć aspiracjom i interesom profanum, i przeobraża się w konsekwencji w tyranię, "perwersyjną imitację raju".

A zatem ani sacrum, ani profanum nie dają się unicestwić, bo są rzeczywiste i nieuniknione. Fanatycy religijni albo fanatycy ateistyczni będą próbowali je obezwładnić, mogą w ten sposób doprowadzić do dramatów, ale ostatecznie ich wysiłki skazane są na porażkę. Chrześcijanin wie, w każdym razie powinien wiedzieć, że Jezus nie chciał, żeby wyrywać chwasty z pól pszenicy. On "nie potępia dóbr ziemskich, bo w przeciwnym razie musiałby potępić samego siebie" - konkluduje Kołakowski. Pragniemy zachować równowagę, nie można jednak usunąć napięcia między sacrum i profanum, a próby ich oddzielenia są przejawami działań nieludzkich. Zwarcie sacrum i profanum zawsze było, jest i będzie inspiracją dla artystów.

Doskonale widać ją na przykład w kinie rosyjskim. Ostatnie arcydzieło Andrieja Zwiagincewa "Lewiatan" pokazuje zdesakralizowane "sacrum" w defensywie i upadku, a uświęcone "profanum" jako władzę, totalną, bezwzględną i zdegenerowaną, idealną egzemplifikację "tyranii raju". Zwiagincew jest pesymistą, jego wizja świata przeraża, nie chcemy takiego świata, ale może dobrze, że ktoś taki jak on nas przestrzega.

W teatrze znakomicie fascynujący konflikt sacrum i profanum widać w twórczości Iwana Wyrypajewa. Jego ostatnia premiera w Teatrze Powszechnym w Warszawie to olśnienie. "Nieznośne długie objęcia" to połączenie metafizyki i transcendencji z brudem i nihilizmem, ascezy (choćby w sposobie wystawienia sztuki) z szaleństwem i perwersją, śmierci z życiem. Do tego fenomenalne aktorstwo Karoliny Gruszki, Julii Wyszyńskiej, Dobromira Dymeckiego i Macieja Buchwalda. Aktorzy nie pozwalają widzowi odetchnąć nawet na moment. Wytężone napięcie od pierwszej do ostatniej minuty.

Dobromir Dymecki ( Krištof) zaczyna kolejny monolog, czyli rozmowę z sobą i z . Bogiem: " Jestem żywy - szepcze Krištof i płacze. Jestem żywy - szepce Krištof i uśmiecha się. Jestem żywy - szepcze Krištof i płacze. Jestem żywy - szepce Krištof i się uśmiecha. Jestem żywy - szepce Krištof i czarna żmija przemienia się w "Boże, a ja się nawet nie spodziewałem, że we mnie mogą być takie pokłady czułości". I już więcej we wnętrzu Krištofa nie ma żadnej czarnej żmii, a jest tylko "Boże, a ja się nawet nie spodziewałem, że we mnie mogą być takie pokłady czułości". I teraz miliony komórek Krištofa lecą na spotkanie ku milionom komórek Moniki. I teraz oboje tulą się w nieznośnie długich objęciach. Boże, a ja się nawet nie spodziewałem, że we mnie mogą być takie pokłady czułości, Monika - szepce Krištof".

Obcowanie ze sztuką Wyrypajewa może pełnić różne funkcje. Jedną z nich jest poznanie świata, a zwłaszcza drugiego człowieka. Jeśli na sztukę spojrzymy jak na spotkanie z drugim, innym, kimś, kogo chcemy poznać, z kim chcemy nawiązać dialog, to może się to dokonać tylko w nierozerwalnym związku sacrum i profanum. I tak robi Wyrypajew. Odsłaniają się wtedy wnętrza osób, których w inny sposób nigdy byśmy nie poznali. Także tych, a może zwłaszcza tych, których nie akceptujemy.

Nie jest zatem nie-religijna sztuka ciemności, zwątpienia, nihilizmu, a nawet bluźnierstwa. Można nawet powiedzieć, że sztuka, w zmaganiu z religią nie tyle religię osłabia, ile pewien sposób mówienia o Bogu, moralności i religii, o człowieku i świecie. Obnaża, a niekiedy ośmiesza język, formę, które w istocie zasłaniają to, co najważniejsze. Wyrypajew w swojej najnowszej premierze, poprzez dylematy egzystencjalne konkretnych bohaterów, ich dramaty i upadki, dotyka transcendencji, czyli sacrum i profanum. A zatem wszyscy do Powszechnego w Warszawie lub do Łaźni Nowej w Krakowie.

Na zdjęciu: "Nieznośne długie objęcia", Teatr Powszchny, Warszawa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji