Artykuły

Siła spokoju

Są dwa porządki czasu - opowiada w swym spektaklu Krystian Lupa: mityczny czas marzenia, snu i choroby oraz czas historii.

W "Damie z jednorożcem" reżyser olśniewa interpretacją faktów. W "Kuszeniu cichej Weroniki" jest zdumiewająco nieporadny w czytaniu marzeń. Pomysł złączenia motywów z "Hanny Wendling" {#au#890}Brocha{/#} z ułamkami "Kuszenia cichej Weroniki" {#au#796}Musila{/#} okazał się artystyczną omyłką. Przede wszystkim dlatego, że tekst Roberta Musila przy "Niezwykłych dziejach Erendiry" Marqueza czy choćby "Pannach z Wilka" Iwaszkiewicza jest literackim krętactwem, parodią egzorcyzmów albo też pseudofilozoficznym ględzeniem o seksie z golizną Ewy Skibińskiej (Weronika) w tle. Na pewno nie jest to studium kobiecości. To odczuje po kwadransie nawet maturzysta.

Musil tyle o kobietach wie, ile zje. Śledzika na przykład. Bo tę - zapewne "głębinową" i psychologiczną w intencji autora - freudowską demostrację żądz i niespełnień seksualnych kobiety i mężczyzny ożywiają wyłącznie groteskowe sceny podjadania słonawej ryby. Nakrywanie i uprzątanie stołu oraz wcześniejsze wtaczanie pudła sypialni-poczekalni zaprząta przez kilka godzin uwagę aktorów, brygad technicznych i widzów. Na teatr zostaje niewiele czasu.

Bohaterowie poruszają się w tym świecie jak nakręcone, mechaniczne zabawki. Powtarzają zachowania przy stole z tanich poradników, odgrywają książkowe awanturnicze gesty, nawet kochają się jak manekiny - to efektowne, ale nie wynika z tego nic. Sensy toną w bałamutnej teologii, nawet bezpieczny seks spoza blatu stołu jest ładny, ale groteskowy. Istny bzik tropikalny!

Świat podglądany przez dziurkę od klucza okazał się za mały na metaforę. Na scenie dominuje niedojrzałość odkryć intelektualnych, niedojrzałość w portretowaniu duszy kobiety. Moi sąsiedzi na widowni tak ziewali w tej części przedstawienia, że nie słyszałem ni połowy miłosnych ekstaz Weroniki. Nagą prawdę trzeba jakoś umocować wśród zdarzeń na scenie, choćby po to, bym mógł odróżnić kuszenie od tańca na rurce.

Warto było wytrzymać pierwsze dwie godziny. "Dama z jednorożcem" to genialna teatralizacja czasu. Ta opowieść o miłości popsutej przez wojnę ma w sobie coś z klimatu "Wielkiego Gatsby'ego". Absurd miłości - bycia obok siebie i przeciw sobie. Absurd życia wewnętrznego, którym nie ma kogo obdarować. Krystian Lupa umie wyczarować czasoprzestrzeń gęstą jak zły sen. Tu salę zabaw w kolorze feldgrau, samotność żołnierzy i ich kochanek czy walczyki naprawdę można kroić nożem. Bohaterowie pożądają, tęsknią, lękają się i cierpią w spowolnionym rytmie - choroby, kalectwa, samotności - który nie jest rytmem tego świata. Im więcej spokoju na scenie, tym większa irytacja sali, bo nas na czytanie samotności najczęściej już nie stać.

Myślę, że marzenie Hanny (Halina Rasiakówna) o miłosnym spełnieniu nie może się udać właśnie dlatego, że świat, czyli my, nie ma - o ironio -czasu na czas wewnętrzny człowieka.

Że wśród zabaw i gier tracimy własną twarz, rozum i miłość. Pozostajemy z lękiem wobec całego zła świata - powiada Lupa za Brochem, Przeraża ta samotność jak nieme kino Fritza Langa.

Dam i rycerzy nie ma. Miłości ni dziewictwa w naszej kulturze nie ma. Bo nie ma jednorożców, które dam i czystości strzegą. To prawda. Ale też nie ma wciąż spektaklu, który o tym opowie jednym tchem. Wielokrotne, omyłkowe brawa, wywołujące koniec "Damy z jednorożcem", dowodzą, że Krystian Lupa musi swą sztukę napisać od nowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji