Ja - Napoleon
Utwór Joanny Olczak zawiera właściwie wszystko, co powinno się mieścić w dobrej komedii. Świetny pomysł, dobrze narysowane postacie, sporo humoru; akcja dzieje się dzisiaj, odnajdujemy w niej wiele spraw znanych z własnego doświadczenia. Czy można więc powiedzieć, że przybyła naszemu repertuarowi nowa, ciekawa komedia? Niezupełnie. Autorce starczyło bowiem oddechu na dwa akty, trzeci jest niezdarny i niepotrzebny. Plączą się w nim nowe, nie rozegrane do końca wątki, humor ciągnięty jest za włosy. Jednym słowem "Ja - Napoleon" ma wszystkie wady utworu debiutanckiego. Bohaterką komedii jest młoda kobieta, żona korespondenta którejś z zachodnich gazet. Korespondent zajmuje się sytuacją zwierząt w Polsce i od świtu do nocy zaharowany jest po uszy. Okazuje się, że czworonogom znakomicie się w naszym kraju powodzi i światowa prasa po prostu wydziera mu wiadomości na ten temat. Tak więc bohaterka ma z jednej strony męża siejącego wokół siebie zamęt, z drugiej nieznośne dziecko i zajętą sobą matkę-pisarkę. W tej atmosferze nawet gosposia, zdobywająca kwalifikacje krawieckie, bardziej interesuje się Platonem niż porządkami w domu. W domu panuje chaos i rozgardiasz. I oto pewnego pięknego poranka nieszczęsna żona i matka wstaje z łóżka jako Napoleon. Przedzierzgnęła się w Napoleona,tylko to bowiem daje jej szansę zapanowania nad tym, co się dokoła niej dzieje. Surdut, kamizelka, epolety, obcisłe białe spodnie, długie buty; pewne siebie gesty, twardy głos - tak Napoleon Bonaparte poradzi sobie z całym tym bałaganem. Za chwilę okaże się, że i Napoleonowi nie będzie łatwo stawić czoła lawinie codziennych spraw. Na całe szczęście w sukurs nadchodzi napoleoński adiutant, w cywilu dyrektor Instytutu Historii Sztuki Wojennej, który także nie umie się zmieścić w swoim normalnym życiu. Zjawienie się Napoleona wyzwala marzenia jeszcze paru sąsiadów i oto w ogródku willi dziennikarza parskają konie, a przy ogniskach grzeją się wiarusy w wysokich czakach i granatowo - czerwonych mundurach. Na to wszystko nadchodzą goście, grupa cudzoziemskich miłośników zwierząt. Oczarowani są Polską, a to co tutaj zobaczyli doprowadza ich do stanu euforii. Jaki cudowny kraj, jak pielęgnujący tradycje, jaki egzotyczny!
Nie należy jednak w komedii Joanny Olczak doszukiwać się jakichś satyrycznych wypadów przeciw narodowym skłonnościom Polaków. Ta ogólna napoleońska maskarada nie ma głębszych podtekstów, wbrew pozorom jest po prostu żartem. Zabawnym, bardzo polskim, ale tylko żartem. Tak więc dwa pierwsze akty komedii "Ja - Napoleon" (w Teatrze Dramatycznym grane jako całość) bardzo się autorce udały i gdyby do nich ograniczyło się przedstawienie, wszystko byłoby w porządku. Gorzej jest z aktem trzecim. Te same chwyty powtórzone raz jeszcze przestają być zabawne, gosposia-intelektualistka występująca w roli Herodiady wydaje się być najzupełniej niepotrzebna, dewaluuje niejako główny pomysł komedii. Historia pani Malewskiej odgrywającej panią Walewską, a szczególnie scena, kiedy marzy ona o karierze szansonistki jest wręcz niesmaczna. I tak dalej, i tak dalej.
Niestety, reżyser przedstawienia w Teatrze Dramatycznym w najmniejszej mierze nie skorzystał ze swoich praw. Nie używał czerwonego ołówka, a było to konieczne. Pierwsza część spektaklu ma dobre tempo, dobrze pointowany dowcip - wszystko prawie tak, jak trzeba. Prawie, bo wątpliwości budzi rozmach inscenizacyjny, z jakim ANDRZEJ SZCZEPKOWSKI potraktował tę komedię. Wielka scena (dekoracje Ali Bunscha), tłumy żołnierzy w napoleońskich mundurach - jeszcze krok a mielibyśmy nieomal "Noc listopadową". Kameralna komedia Joanny Olczak nie wymaga aż takich środków teatralnych. Patrząc na to przedstawienie trudno się oprzeć wrażeniu, że miniaturkę, zręczną i pełną wdzięku, pokazano nam w powiększeniu do wielkości na przykład Matejkowskiej "Bitwy pod Grunwaldem". Zakłócone zostały prawa optyki. Komedia "Ja - Napoleon" zagrana na mniejszej scenie,skromniej, kameralniej byłaby bardziej na miejscu. I oczywiście - bez trzeciego aktu. Wiele ciepłych słów trzeba z okazji tego przedstawienia powiedzieć wykonawcom. Rzecz jest dobrze i z wdziękiem grana. DANUTA SZAFLARSKA w roli Napoleona płci żeńskiej - znakomita. Przezabawnie radzi sobie z przeciwnościami domowego życia, które wymagają aż napoleońskiej ręki. Doskonałym adiutantem Napoleona (sfrustrowanym naukowcem, któremu znudziło się to, co ma na co dzień)jest WOJCIECH POKORA. WITOLD SKARUCH interesująco pokazał zagonionego korespondenta; Matkę- pisankę ładnie zagrała BRONISŁAWA GERSON-DOBROWOLSKA, a gosposię,spędzającą czas nad "Królem duchem" HELENA BYSTRZANOWSKA. KATARZYNA ŁANIEWSKA zrobiła wszystko, żeby uratować w opinii widzów nieszczęsną panią Malewską-Walewską. Niestety ani autorka, ani reżyser nie ułatwili jej zadania.