Artykuły

Maria Kaniewska. Pożegnanie

Zewnętrznie prawie się nie zmieniała. Los był dla niej łaskawy, wyglądała tak, jakby czas stanął w miejscu. Energiczna, żywotna, interesowała się wszystkim. Tak jak dawniej. Napisała książkę, z którą nosiła się od dawna. Szukała wydawcy i nareszcie go znalazła. W tej chwili jest już w rękach czytelników. Tytuł "Utrwalone na czułej kliszy". Nie zdążyłem jej jeszcze przeczytać. Planowała, że święta Bożego Narodzenia spędzi w Skolimowie, w Domu Aktora. Często tam jeździła. Zarezerwowała sobie pokój. Mimo że miała lat 94, była w świetnej formie. Czuła się doskonale. I oto 11 grudnia - telefon. Otrzymuję wiadomość, że Maria Kaniewska nie żyje. Odeszła nagle i nieoczekiwanie.

Aktorka, pedagog, reżyser filmowy i teatralny. Urodziła się w Kijowie. Do Polski przyjechała z matką w roku 1921. Zawsze marzyła o tym, aby zostać aktorką, aby w życiu nauczyć się jak najwięcej. I tak też czyniła. Uparta, ambitna i pracowita, osiągnęła wszystko.

Zawsze powtarzała, że jest osobą spełnioną. Dostała się do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej na wydział aktorski, który ukończyła w roku 1933. Po dyplomie wyjechała na rok do Teatru Polskiego w Toruniu. Tam odbył się jej debiut. Zagrała Gwinonę w "Lilii Wenedzie" Juliusza Słowackiego, w reżyserii Eugeniusza Poredy. Po roku wróciła do Warszawy. Występowała w słynnej Reducie Juliusza Osterwy i w Teatrze Comoedia Eugeniusza Poredy. Grała Anielę w "Ślubach panieńskich" Aleksandra Fredry i Smugoniową w "Uciekła mi przepióreczka" Stefana Żeromskiego.

Po wojnie zaczynała od Łodzi. Była w zespole aktorskim Teatru Kameralnego Domu Żołnierza u Michała Meliny i Erwina Axera. Grała i była asystentem reżysera przy większości sztuk wystawianych w tym teatrze. Aktorstwo jej nie wystarczało. Myślała o reżyserii. Na srebrnym ekranie debiutowała w roku 1946 w filmie pt. "Dwie godziny", który przeleżał dłuższy czas na półce, zatrzymany przez cenzurę. W roku 1947 były "Jasne łany" i interesująca rola antypatycznej gestapówki w filmie Wandy Jakubowskiej "Ostatni etap". Grała niemalże we wszystkich powojennych filmach.

W roku 1948 ukończyła reżyserię i zaczęła samodzielnie kręcić filmy. To ona odkryła dla filmu Polę Raksę i obsadziła ją w "Szatanie z 7 klasy". Filmy, które nakręciła, adresowane były przede wszystkim do młodego widza, ale i starsi chętnie je oglądali. Za film "Awantura o Basie" otrzymała Złotego Lwa w Wenecji w roku 1960. Inne jej filmy to "Panienka z okienka", "Pierścień Księżnej Anny", "Komedianty", "Niedaleko Warszawy" i "Zaczarowane podwórko".

W Teatrze Powszechnym w Łodzi reżyserowała kilka sztuk wspólnie z Jadwigą Chojnacką, między innymi "Intrygę i miłość" Fryderyka Schillera. Potem już samodzielnie w wielu miastach Polski. W Warszawie reżyserowała w Teatrze Klasycznym, Rozmaitości i w Teatrze Ziemi Mazowieckiej. W Rozmaitościach "Każdy kocha Opalę" Johna Patricka z rewelacyjną rolą Wandy Lothe-Stanisławskiej jako Opali (1969) i "Szklankę wody" Scribe'a (1971), a "Ożenek" Gogola (1971) i "Wiśniowy sad" (1971) Czechowa oraz "Barbarę Radziwiłłównę" Felińskiego (1973) zrealizowała w Teatrze Ziemi Mazowieckiej. W roku 1982 znowu w Rozmaitościach pokazała "Moralność pani Dulskiej" z Hanką Bielicką w roli Dulskiej. Interesowała się pedagogiką. I to też się spełniło. Przez wiele lat była docentem, a potem dziekanem Wydziału Aktorskiego PWSTFiTV w Łodzi. Jej wychowankowie to Jerzy Kamas, Zofia Saretok, Joanna Jędryka, Janusz Gajos, Marian Dworakowski i Elżbieta Starostecka, a z filmowców - m.in. Petelscy i Trzos-Rastawicki. Wszyscy zrobili karierę. Ceniona przez swoich uczniów, szybko znajdowała z nimi wspólny język. Interesowała się ich problemami życiowymi i artystycznymi. Służyła im radą, a często także pomocą finansową. W pierwszym momencie sprawiała wrażenie osoby surowej i kostycznej, ale to były tylko pozory. Kto ją poznał bliżej, szybko zmieniał zdanie.

W młodości ukończyła także Szkołę Tańca, będąc uczennicą Mieczyńskiej. Uzyskała dyplom baletmistrza. W Łodzi w latach 50. poznała jednego z najznakomitszych operatorów filmowych Adolfa Forberta, organizatora polskiej kinematografii po wojnie i twórcę Szkoły Filmowej. Wyszła za niego za mąż. Przeżyli ze sobą szczęśliwie lat 40. Był człowiekiem o wielkiej kulturze i wrażliwości. Sympatycznym i życzliwym. Z tego małżeństwa narodził się syn Feliks. Jest poetą i tłumaczem. Bardzo go kochała. Po śmierci męża był jej jedyną radością.

Przez wiele lat zasiadała w jury Tarnowskiej Panoramy Filmowej, gdzie odbywały się przeglądy filmowe, na których nagradzano nie aktorów, lecz dla odmiany dystrybutorów, którzy wprowadzali na nasze ekrany najlepsze filmy. Impreza ta odbywała się dwa razy w roku - wiosną i na jesieni.

Kilka urlopów spędziłem z Marysią w Bułgarii wiele, wiele lat temu. Była osobą o dużym poczuciu humoru. Dowcipna i pogodna. Potrafiła patrzeć krytycznie na siebie i żartować ze swojej urody. Pamiętam, jak kiedyś wieczorem odprowadzałem ją i jej przyjaciółkę, świetną aktorkę teatrów łódzkich Zofię Wilczyńską, do hotelu, w którym mieszkały. Powiedziała mi: "Tu jest nasze okno. Jutro, jak przyjdziesz po nas, to zawołaj tylko Najpiękniejsze, a my natychmiast wybiegniemy". Tak, ale to już było i nie wróci. Żegnaj Marysiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji