Artykuły

Co znaczą brawa?

Czy publiczność ma jeszcze w teatrze coś do powiedzenia? Czy jej gust, jej reakcje, śmiech wreszcie, wyrażana w brawach ocena cokolwiek znaczą? Wygląda na to, że coraz mniej, w teatrach, w których gra się bez kurtyny, również jej opadanie i wznoszenie się nie oddziela kolejnych ukłonów, na które aktorzy wchodzą najczęściej w takt muzyki, kręcąc się jak figurki na karuzeli tak długo póki nie zawróci im się w głowie.
Pewien wybitny reżyser, twórca, a przynajmniej propagator owej idei braw nieskończonych, tłumaczył mi kiedyś, że oklaski nie stanowią oceny, są tylko formą podziękowania, w której wyraża się wspólnota. Rzecz jednak szczególna. Gdy zdarzy się sukces, gdy publiczność jest czymś szczerze zachwycona, wtedy oklaski łamią konwencję podziękowania. Zaskoczeni zaś owacją artyści zaczynają kryć się za kulisy, a każde ich kolejne wywołanie stanowi formę tym mocniejszej pochwały.
Publiczność jest tu nieomylna. Tak było podczas warszawskich występów wrocławskiej pantomimy Tomaszewskiego, o których ostatnio pisałem i tak było teraz, podczas wrocławskich pokazów gdańskiego Teatru Lalki i Aktora "Miniatura", który w ratuszowej sali pamiętającej spektakle Laboratorium Grotowskiego pokazał "Turlajgroszka" Tadeusza Słobodzianka i Piotra Tomaszuka. W trakcie spektaklu publiczność reagowała żywo, a po nim trwały długie owacje na stojąco.
"Turlajgroszek" to historia naiwna. Oparta na białoruskim folklorze, skomponowana przez Krzysztofa Dziermę na ludową nutę przyśpiewka o tym, jak się poznali, pokochali, pobrali, jak się dziecko narodziło, jak je czort zwodził, jak się diabła pozbyto, a wreszcie na kolanach, groszek turlając - pokutę odbyto. Prościuteńki, brawurowo zagrany ludowy moralitet. Urzeka temperament młodych aktorów: Grzegorza Gajewskiego, Sylwii Graczyk, Zdzisława Reczyńskiego, Aliny Gielniewskiej i Izy Dąbrowskiej. Artyści grają wokół stołu, na którym bez żadnej zasłony ustawiają drewniane lalki. Są to nieanimowane baby, które po prostu bierze się do ręki, unosi, przestawia - tak jak w dziecięcej zabawie. I publiczność też reaguje tak jak w dziecięcej zabawie: śmiechem i oklaskami.
Można oczywiście powiedzieć, że, istnieją różne gatunki teatru i rozmaita publiczność. Inne reakcje wywołują spektakle lewicowe, muzyczne, przedstawienia folklorystyczne, a jeszcze inaczej jest w teatrze dramatycznym, który na dodatek adresowany jest nie do tej samej publiczności. Tyle tylko, że opisywany spektakl "Turlajgroszka" oglądała publiczność festiwalowa, złożona w znacznej mierze z kolegów, dyrektorów instytucji artystycznych, krytyków. Ostatnia publiczność, którą można by podejrzewać o temperament.
A jednak wszyscy pewnie zgodnie uznają za najważniejsze wydarzanie artystyczne XXIX Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu "Ślub" w reżyserii Jerzego Jarockiego. Sztuka ta pełna była znakomitych kreacji: Jerzego Treli w roli Ojca, Jerzego Radziwiłowicza grającego Henryka czy Krzysztofa Globisza wcielającego się w Pijaka. Był to spektakl głęboki i mądry. Tyle tylko, że nie piękny, nie wzruszający, nie wywołujący dreszczu na sali.
Spektakl teatralny nie może bowiem przekształcić się w najznakomitsze nawet seminarium literackie. A takie wrażenie miałem, oglądając inscenizację polskiego promotora "Ślubu", którym jest reżyserujący go po raz czwarty Jerzy Jarocki. W spektaklu tym raz tylko, gdy Jerzy Trela przebija się z formy ojcowskiej ku królewskiej, pędząc dookoła stołu z ręką wzniesioną jak skrzydło husara, raz tylko uzyskany został efekt czystej, wywołującej reakcję sali teatralności. Nie zdołał go już powtórzyć Radziwiłowicz, w którego wykonaniu akt "dutknięcia" i obalenia króla wyglądał fałszywie. Co nie znaczy by był to spektakl słaby. Przeciwnie, został znakomicie zagrany. Z trójki świetnie, podających tekst protagonistów żaden nie wysuwa się na czoło, ale i żaden nie porywa publiczności. Dotyczy to całego spektaklu, który może się podobać, ale zachwycić nie zdoła.
Było to przedstawienie, po którym publiczność klaskała, aktorzy wchodzili, znowu klaskaliśmy - oni znowu wchodzili. Po czym wszyscy rozeszli się zadowoleni i nic by nie było wiadomo, gdybym wprost ze "Ślubu" nie poszedł na "Turlajgroszka". Tam zrozumiałem, że jeszcze nie straciły swej wymowy, ani nie mogą być obojętne dla recenzenta - publiczne brawa.



Tadeusz Słobodzianek, Piotr Tomaszuk: "Turlajgroszek. Historia naiwna." Państwowy Teatr Lalki i Aktora w Gdańsku "Miniatura", reżyseria Piotr Tomaszuk, scenografia Mikołaj Malesza, projekt i wykonanie lalek Mirosław Sołowiej, muzyka Krzysztof Dzierma.
Witold Gombrowicz: "Ślub" Stary Teatr w Krakowie, reżyseria Jerzy Jarocki, scenografia Jerzy Juk-Kowarski, muzyka Stanisław Radwan.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji