Artykuły

Miecz i skowronki

W swoim teatrze Różewicz zajmuje się teraźniejszością, współczesnoś­ci pojętą dosłownie; w każdym z dramatów podejmuje się znaleźć datę istotną dla zdarzeń i sensu utworu. Słusznie zwykło się mniemać, że Róże­wicz w swej twórczości dla teatru prze­zwycięża postawę "poety grobów", poety "pamięci o drugiej wojnie". Ale to "był żołnierzem", "był partyzantem" tkwi w pamięci i, zdaje się, spowodowało nieod­wracalne zmiany w sposobie widzenia i oceny świata; utrudnia kontakt z tymi, którzy dzięki naturalnej odmianie czasu i pokoleń nie musieli poddać się tym sa­mym co poeta próbom życia i historii. Był partyzantem - dopomina się o prawo wspominania, aktualizacji. Prawo jest żywe i choć tłumione, może wypły­nąć (Wanda, kombatantka ze "Spaghetti i miecza", utopiona w błękitnym jak pocztówka Adriatyku, zapewnie wypły­nie w nieoczekiwanym momencie) i zmą­cić spokój konsumpcyjno-trawiennej współczesności. Różewicz kilka lat temu zobaczył, że postawa uporczywego kom­batanta jest śmieszna albo chora. 22 lata temu Różewicz w partyzantce, w lasach, redagował gazetkę "Głos z krzaka", wyśmiewał w niej przywary swych kolegów. W "Spaghetti" powtarza ten oczyszczający, higieniczny zabieg. Śmieje się i drwi z mechanizmu wojen­nych wspomnień. Podpatrzył go u siebie i swych rówieśników. Młodym także do­staje się przy okazji. Śmiech Różewicza jest bezwzględny i ma wiele odcieni, od szyderstwa do rubaszności. Ironia, żarty i kpina są delikatną (prawie nikt tego nie dostrzegł) próbą ocalenia, rehabili­tacji śpiewu skowronka.

Prapremiera "Spaghetti i mlecz" w Te­atrze Dramatycznym daje ledwie pojęcie o zasadniczej problematyce i sensie ko­medii. Witold Skaruch, jak większość polskich reżyserów, nie zaufał Różewi­czowi i dokonał przeróbek dramaturgicz­nych sztuki. Przestawił akty i rozbił luźną konstrukcję, która jest jednym z walorów estetycznych sztuk Różewicza, zmotał dowcipem z własnej ręki. Mimo to chwała mu (i dyrektorowi teatru), że nie uległ zabobonowi wspólnemu licznym krytykom i ludziom teatru głoszącym, że Różewicz jest autorem nieteatralnym. Mniemanie to zrodziło się z nikłej świadomości teoretycznej i braku zrozumie­nia struktur dramatycznych innych niż naturalistyczne (termin w rozumieniu Ingardena). Teatr Różewicza jest te­atrem słowa, teatrem wypowiedzi zbliżo­nych do monologu wewnętrznego. Posta­ci posługują się skonwencjonalizowanym językiem, w którym nie sensy, (dla ak­tora), ale intonacje są ważne. Jest to teatr gry, zabawy (chwyt Chwistka i Witkiewicza), posługuje się w tych grach różnymi konwencjami (bardzo często chwytami naturalistycznymi). Różewicz wlicza w ich organizm przypadkowe "ży­ciowe" trafy. Już w "Kartotece" wpro­wadził elementy happeningu. Różewicz nie chce i chyba nigdy nie będzie dobrze skrojonym Dürrenmattem, a my nie ulegajmy presji ludzi wmawiających w nas ten szwajcarsko-niemiecko-angielsko-francuski model teatru.

Reżyser zdaje się był zdezorientowany, w spektaklu obok scen znakomitych - myślę tu o roli strażnika-sierżanta Janu­sza Paluszkiewicza i całej gromadki kom­batantów - stosował rażąco złe wyczy­ny aktorskie (postać big-beatowca czy bimbrownika, z Mrożka żywcem prze­niesionego). Często Skaruch akcentował sprawy marginesowe, zbędne w sztuce, podobnie Jak scenograf. Oprawa pla­styczna złożona była z afunkcjonalnych dowcipów (bimbrownia, pomnik Chopi­na, skrzynia ludowa z listami Chopina). Brak było w spektaklu celowości wynik­łej ze zrozumienia zadań. Teatr ciągle jeszcze szuka Różewicza po omacku i bez intelektualnego bodaj przygotowania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji