Artykuły

Dyrektor Mieszkowski: Minister to nie cenzor, Gliński powinien odejść

Teatr Polski jest w bardzo dobrej formie. Trzeba nam sensownej rozmowy, wsparcia i odpowiedzialnej pracy polityków. Chodzi o jakość życia publicznego w Polsce - mówi dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu Krzysztof Mieszkowski. I apeluje do ministra kultury Piotra Glińskiego o podanie się do dymisji. Z Krzysztofem Mieszkowskim rozmawia Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Witold Mrozek: Zaapelował pan do Piotra Glińskiego, wicepremiera i ministra kultury, o ustąpienie. Liczy pan na to, że ustąpi?

Krzysztof Mieszkowski*: Jako człowiek honorowy powinien ustąpić. To bardzo ważny moment w życiu naszego kraju. Do tej pory nie zdarzyło się chyba, by premier polskiego rządu próbował otwarcie łamać konstytucję. Premier Gliński powinien wziąć odpowiedzialność za to, czym skutkują jego działania. Dom mojej matki został obrzucony pomidorami i jajami. Ma 82 lata, wyszła rano i nogi się pod nią ugięły. To nie są żarty. Pracownicy teatru są zastraszani, otrzymują pogróżki.

Rozmawiał pan z marszałkiem województwa Cezarym Przybylskim? Zareagował błyskawicznie i nie zgodził się na cenzurę.

- Jeszcze nie. Rozmawiałem z jego rzecznikiem prasowym i podziękowałem publicznie marszałkowi. Ale cała sprawa to proces uruchomiony dawno temu, który trwa i się pogłębia. To nie jest tylko kwestia ostatnich dni. Wcześniej radni sejmiku - nie tylko PiS, ale także PO - domagali się zdjęcia z afisza przedstawienia, którego jeszcze nie było. To pierwszy taki przypadek po 1989 r. Nasz spektakl oceniał przed premierą także doradca prezydenta ds. kultury. To niewiarygodne.

Ministerstwo współfinansuje Teatr Polski we Wrocławiu, a w konkursach dzieli środki na projekty. Czy nie boi się pan jakichś represji?

- Mam nadzieję, że pan premier - o ile nie poda się do dymisji - zachowa się odpowiedzialnie. Że nie będzie tu jakiejś zemsty. Rozumiem, że ta konfrontacja jest trudna dla naszej demokracji i dla pana premiera. Ale ofiarą nie może być publiczna instytucja działająca zgodnie ze swoim statutem i realizująca misję. Nikt nie może się tu na nikogo obrażać. To byłby kolejny krok pogłębiający kryzys. Rozmawiamy o przyszłości Polski i jakości życia publicznego w Polsce.

Zaskoczyło pana powołanie wiceministra ds. teatru? Czego oczekuje pan od Wandy Zwinogrodzkiej?

- To ciekawa sytuacja. Znam Wandę Zwinogrodzką jeszcze z czasów, gdy była recenzentką "Gazety Wyborczej". Na pewno się różnimy. Kiedyś wydawało mi się, że to osoba o raczej lewicowych poglądach, dziś jest ze swoją wrażliwością w innym miejscu. Ale to nie oznacza niemożliwości porozumienia się w sprawie dla nas najważniejszej: polskiej kultury. Wierzę, że nie będzie przykładała do życia kulturalnego kryteriów ideologicznych, lecz profesjonalne, zgodnie z zakresem swoich obowiązków. Chyba że w zakresie obowiązków ma ocenę światopoglądową instytucji kultury.

Wysyłając przed premierą komunikat, że angażujecie aktorów porno i mają oni odbyć stosunek na scenie, chcieliście sprawdzić, jakie są granice wolności twórczej w Polsce?

- Nie, w ogóle nie chcieliśmy tego badać i nie zakładaliśmy takich eksperymentów. Zaproszenie aktorów porno wynikało z wizji i koncepcji reżyserki Eweliny Marciniak. Tak samo jak zaproszenie pianisty. Premier Gliński zakwestionował sens kilkumiesięcznej ciężkiej pracy naszych artystów. Teatr Polski we Wrocławiu jest na fali i w bardzo dobrej formie. Trzeba nam sensownej rozmowy, wsparcia i odpowiedzialnej pracy polityków.

Pana kontrakt dyrektorski kończy się w sierpniu, został pan posłem. Zamierza się pan ubiegać o dalsze kierowanie Teatrem Polskim?

- Tak, oczywiście. Powiedzieliśmy sobie to też w zespole. Start w wyborach konsultowałem z ludźmi z teatru. Po to też zostałem posłem - żeby bronić pracy artystów.

Jak odnosi się pan do zapowiedzi Glińskiego wyprodukowania wielkiego filmu o naszej historii?

- Takie filmy powstawały i powstają. Dość wspomnieć Wajdę czy "Miasto 44" Komasy. Boję się tylko praktyki narzucania przez polityków artystom tematów, które mają realizować. Albo których mają nie podnosić.

Media publiczne powinny zostać przekształcone w instytucje kultury?

- Zasadniczo to dobry kierunek. Może jednak stać się groźny, jeśli politycy zechcą zinstrumentalizować media i podporządkować je swojemu światopoglądowi. Gdyby robiła to inna formacja - nie bałbym się tak jak teraz.

A jakie widzi pan priorytety dla polskiej polityki kulturalnej?

- Powinna się skupić na sposobie finansowania kultury w Polsce, zwłaszcza dużych instytucji mających kłopoty wynikające z zaniżania kosztów utrzymania. Duże instytucje, jak Teatr Wybrzeże w Gdańsku, Teatr Polski we Wrocławiu, filharmonie i wielkie muzea, powinny być finansowane z trzech źródeł: państwa, miasta i regionu. Jak we Francji. Bardzo potrzebujemy też ustawy o książce - to zasadnicza sprawa - i ustawy o sponsoringu. Kluczowe jest wprowadzenie do szkół edukacji kulturalnej: filmowej, teatralnej, plastycznej, muzycznej. Taka edukacja nie może być zdominowana ideologicznie przez jedną formację.

*Krzysztof Mieszkowski - od 2006 r. dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, wcześniej kierownik literacki tej sceny (za dyrekcji Jacka Wekslera) oraz dziennikarz m.in. TVP. Pod kierunkiem Mieszkowskiego powstawały ważne i nagradzane spektakle, jak "Tęczowa trybuna 2012" duetu Strzępka/Demirski czy "Sprawa Dantona" i "Utwór o Matce i Ojczyźnie" w reżyserii Jana Klaty. Ostatnie sukcesy to "Dziady" Michała Zadary i "Wycinka" Krystiana Lupy. Miesiąc temu Mieszkowski został wybrany na posła Nowoczesnej Ryszarda Petru z okręgu wrocławskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji