Artykuły

Bogusławski - wiele twarzy

Aby przedstawić ojca Sceny Narodowej, należałoby urządzić całą galerię jego podobizn. Ocalało ich kilka - pisze Patryk Kencki w Tygodniku Powszechnym.

Trudno o taki portret Wojciecha Bogusławskiego (namalowany rzeczywiście bądź tylko wyimaginowany), który całkowicie ukazywałby jego osobowość, niezwykły życiorys oraz odgrywane przezeń role sceniczne i społeczne. Spróbujmy jednak skomponować możliwie pełny zestaw takich wizerunków.

Pierwszym z nich powinien być sarmacki konterfekt przedstawiający szlachetnie urodzonego młodzieńca (na świat przyszedł 9 kwietnia 1757 r. w Glinnie pod Poznaniem), pieczętującego się herbem Świnka. Mógłby to być zresztą portret familijny. Wówczas Woś - jak go w domu nazywano - przedstawiony byłby przy boku ojca Leopolda, posesjonata niezbyt zamożnego, ale niezwykle ambitnego, w tle wisiałby pewnie portret przedwcześnie zmarłej matki Anny z Linowskich.

Następnie w galerii tej umieścilibyśmy portret żaka, pobierającego nauki w Krakowie i - najprawdopodobniej - u warszawskich pijarów. Tym razem możemy sobie wyobrazić, że byłby on podobny do postaci Bardosa z "Krakowiaków i Górali" (premiera 1794 r.). Tę wspaniałą rolę wykonywał autor sztuki przez długie lata (sportretował go zaś w niej Friedrich August Lohrmann).

Trzecia podobizna ukazywałaby ubranego w czerwono-niebieski mundur kadeta pułku gwardii pieszej litewskiej. W oddziale tym Wojciech służył w latach 1775-78, a wojskową karierę porzucił w stopniu podchorążego. Wizerunek ukazałby nam szczupłego i zgrabnie zbudowanego młodzieńca, mierzącego 177 cm i spoglądającego na nas niebieskimi oczami.

Następne portrety ukazują już człowieka teatru. Na pierwszym z nich można by zaopatrzyć go w atrybuty: maska, pióro i nuty. Wstąpiwszy bowiem do zespołu Aktorów Narodowych, działających w warszawskim pałacu Radziwiłłów (dziś siedziba prezydenta Rzeczypospolitej), Bogusławski jeszcze w 1778 r. debiutował jako aktor, autor utworów teatralnych i śpiewak.

Jako autora dramatycznego, któremu zawdzięczamy przynajmniej 86 sztuk, powinniśmy Bogusławskiego namalować na tle bogatej biblioteki. Nie ma wątpliwości, że był pisarzem oczytanym. Większość jego utworów to adaptacje dzieł obcojęzycznych. Świadczą o umiejętności wyszukiwania wartościowego materiału dla sceny, znajomości języków francuskiego, włoskiego i niemieckiego, wreszcie o zdolności dostosowywania oryginału do realiów polskich i do XVIII-wiecznego gustu. Wśród przerabianych przez niego autorów znaleźli się m.in. William Szekspir, Molier i Carlo Goldoni. Gatunki, które uprawiał, to przede wszystkim komedie, dramy i opery.

Ogromna liczba stworzonych przez niego ról wymagałaby, aby nasza galeria posiadała imponujące rozmiary. Pomniejsze kreacje można by ukazać w postaci jakichś panneau z wizerunkami aktora. Te wielkie wymagałyby jednak odpowiednio efektownej ekspozycji, powiększenia i zaopatrzenia w stosowne cytaty z roli. Wyobrażam sobie, że obok Bogusławskiego w roli Bardosa należałoby ukazać go jako Starego Dominika w przerobionej z Louisa-Sébastiena Merciera "Taczce occiarza" i jako Ferdynanda Kokla w "Henryku VI na łowach" według sztuki Roberta Dodsleya. Jak prezentował się w tych rolach aktor (i w jednej osobie adaptator), możemy sobie wyobrazić dzięki grafikom Sebastiana Langera (według rysunków Michała Stachowicza), zamieszczonych w "Dziełach dramatycznych" Bogusławskiego. Warto byłoby wyeksponować w naszej wyimaginowanej galerii również wizerunek Bogusławskiego w tytułowej partii w operze Antonia Salieriego "Axur". Taka akwarela, stworzona przez Lohrmanna i ukazująca artystę we wspaniałym orientalnym kostiumie, znajduje się w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie.

Bogusławskiego należałoby sportretować jako dyrektora teatru. Obok uzdolnień artystycznych miał bowiem niewątpliwe talenty organizacyjne. Po raz pierwszy kierownictwo Teatru Narodowego (działającego już w gmachu przy placu Krasińskich) objął w 1783 r. i zarządzał nim do 1785 r. Przeniósłszy się do Wilna, prowadził tam teatr do 1790 r., a wróciwszy do Warszawy, znów w latach 1790-94 kierował Aktorami Narodowymi (był to zresztą szczytowy moment jego artystycznej działalności). Po upadku insurekcji kościuszkowskiej przeniósł się z zespołem do Lwowa i z tego czasu pochodzi jego olejny portret namalowany przez Józefa Reychana, znajdujący się w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wreszcie po raz trzeci Bogusławski objął kierownictwo nad teatrem warszawskim (1799-1814). Dodajmy przy tym, że ówczesne kierowanie teatrem wiązało się z pełnieniem funkcji antreprenera, czyli przedsiębiorcy, który prowadził teatr na własne ryzyko finansowe. Dopiero w 1810 r. Bogusławski zdołał uzyskać stałą opiekę państwa nad Sceną Narodową.

Trzeba by również ukazać go jako aktora w podróży. Ileż to bowiem wędrówek ze swymi zespołami odbył po Rzeczypospolitej, ileż miast odwiedził podczas teatralnych objazdów! Dubno, Grodno, Białystok, Kraków, Gdańsk, Łowicz, Płock, Mińsk... A jeszcze wspomnijmy Poznań i Kalisz, w których prowadził własne teatry.

Portret Bogusławskiego w stroju wolnomularskim? Jest przecież możliwe, że to dzięki znajomościom zawartym w tych sferach, do których należało wówczas wielu twórców kultury, rozpoczął działalność teatralną. Nie ma wątpliwości, że sam należał do masonerii, działając w lożach Świątynia Mądrości oraz Świątynia Izis. Doszedł nawet do trzeciego stopnia wtajemniczenia.

Teraz portret Bogusławskiego jako nauczyciela otoczonego gromadką uczniów. W 1811 r. założył bowiem Szkołę Dramatyczną. To dzięki niemu zyskaliśmy pierwszych dyplomowanych adeptów sztuki aktorskiej. Kolejne zastępy polskich artystów, kolejne pokolenia nauczycieli i studentów aktorstwa (aż po dzisiaj) to wielkie drzewo genealogiczne, na którego pniu możemy dojrzeć podobiznę Bogusławskiego. Nauki udzielane przez niego i ułożone w podręcznik "Dramaturgia" zachowały się we fragmentach, z których szczególnie interesująca jest część pt. "Mimika". Zgodnie z ówczesną konwencją nauczyciel demonstrował, jak przy pomocy odpowiednich min i gestów ukazuje się w teatrze rozmaite emocje. Jaka szkoda, że żaden z uczniów nie naszkicował tych pokazów Bogusławskiego...

Ale na działalności pedagogicznej nie kończą się jego zasługi. Wielki aktor był również niezłym historykiem teatru. Przygotowane przez niego "Dzieje Teatru Narodowego" ukazują historię polskich widowisk od 1765 do 1814 r. Książka jest tym bardziej cenna, że jej autor był nie tylko świadkiem, ale i czynnym uczestnikiem opisanych później wydarzeń. Nie dość, że pokusił się o syntezę historycznoteatralną, to jeszcze zabawił się w biografa i przygotował szkice o dwanaściorgu spośród swoich scenicznych kolegów (m.in. o Karolu Boromeuszu Świerzawskim i Agnieszce Truskolaskiej). I oto w naszej wyobraźni ukazuje się obraz dojrzałego artysty, który spisuje wspomnienia w zaciszu gabinetu otoczony pamiątkami teatralnej pracy.

Z kolei podobizna Bogusławskiego jako ojca rodziny nasuwa nam poważne problemy. Wszyscy jego potomkowie byli bowiem dziećmi nieślubnymi. Trzeba by więc najpierw namalować go jako kochanka. Człowiek przystojny, wrażliwy, uzdolniony i charyzmatyczny niewątpliwie cieszył się powodzeniem u kobiet. Uczucia połączyły go z pięknymi aktorkami. Wymienić wśród nich musimy Salomeę Deszner (matka Leopolda i Teodora Bogusławskich; drugi z nich miał pewne związki z teatrem) i Mariannę Pierożyńską (jej córką była Rozalia, aktorka i żona Ludwika Osińskiego, synem - Wojciech Ignacy, którego wnuczka, Aniela Bednarczykowa, też była aktorką). Kolejne miłości to Anna Lampel, Konstancja Pięknowska (matka Stanisława) i Aniela Agnieszka Rittendorffa (jej córką była Zofia). Jest bardzo prawdopodobne, że spłodził jeszcze jedno dziecko, ale imienia jego matki nie znamy.

Ożenił się z kolei dość późno. Liczył wówczas 65 lat. Z małżonką, którą była Karolina Wilhelmina Augusta Siegmund, dzieci wszelako nie miał. Najprościej byłoby te zawiłe relacje narysować w postaci drzewa genealogicznego. Obok podobizny antenata znalazłyby się konterfekty wielu innych ludzi teatru. Aktorem i dramatopisarzem był wspomniany już Stanisław Bogusławski. Z kolei syn Stanisława, Władysław, był wybitnym krytykiem. Zamiłowanie sceny miała jeszcze wnuczka tegoż Władysława, czyli aktorka Hanna Małkowska (1903-1986).

Galeria portretów Wojciecha Bogusławskiego (zmarł 23 lipca 1829 r. w Warszawie) musiałaby być naprawdę duża, aby zdołała ukazać niezwykłość jego osoby. Może zresztą kiedyś jakieś muzeum postara się zorganizować taką wystawę. Podobizn ojca Sceny Narodowej zachowało się sporo, a przecież wystawa mogłaby jeszcze zawierać zasugerowane powyżej portrety imaginacyjne. Najważniejsze jest chyba jednak to, że jego wizerunek funkcjonuje ciągle w naszej pamięci...

***

Autor jest adiunktem w Instytucie Sztuki PAN i Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Sekretarz redakcji kwartalnika "Pamiętnik Teatralny". Wydał książkę "Inspiracje starotestamentowe w dramacie polskiego renesansu 1545-1625".

Na zdjęciu: portret Wojciecha Bogusławskiego pędzla Józefa Reichana, 1798 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji