Artykuły

Udane Wybrzeże Sztuki, ale formuła imprezy do poprawki

VIII Festiwal Wybrzeże Sztuki w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Wybrzeże Sztuki jest próbą uchwycenia pulsu teatru i formą prezentacji tych przedstawień, które do Trójmiasta w inny sposób nie docierają. Wartościowy przegląd teatralnych nowości to jednak formuła już wyraźnie wyczerpana, choć przemyślany zestaw zapraszanych spektakli pozwala zaspokoić gusta każdego widza.

Jest przynajmniej kilka powodów, dla których Wybrzeże Sztuki, pomimo niezmiennie dobrej kondycji artystycznej, powinno zmienić formułę. Autorski przegląd spektakli Adama Orzechowskiego z różnych przyczyn jest dziś ograniczony. Trudno nie zauważać towarzystwa Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, którego główny cykl - "Teatry Polskie" - opiera się dokładnie na tych samych, co Wybrzeże Sztuki, fundamentach, jednak ograniczonych rocznie do kilku wybranych teatrów (w ten sposób pokazywanych jest około 30 polskich spektakli spoza Trójmiasta w ciągu roku). Ponadto na Festiwal Szekspirowski przyjeżdżają do Trójmiasta dość licznie nie tylko zagraniczne, ale też polskie realizacje sztuk Williama Szekspira, zaś na powoli odzyskującym renomę Festiwalu R@Port prezentowane są spektakle na bazie najnowszej polskiej dramaturgii. Jeśli więc Wybrzeże Sztuki nie ma być powtórką z tego, co pokazywane jest po sąsiedzku, warto pomyśleć o nowej formule imprezy.

Warto też sięgnąć pamięcią do początku tej imprezy, gdy miała ona charakter interdyscyplinarny i oprócz teatru pojawiały się instalacje artystyczne, debaty, koncerty czy performance. Na tym tle impreza pozbawiona nawet rozmów z twórcami po przedstawieniach wypada co najmniej ubogo. Warto przy tym zaznaczyć, że Wybrzeże Sztuki od lat trzyma wysoki poziom, choć nie ogranicza się do żadnego nurtu i raczej przyświeca mu myśl przewodnia: dla każdego coś miłego. Są więc w programie spektakle dla publiczności stęsknionej za tradycyjnym teatrem (jak "Maria Callas. Master Class" Teatru Polonia) oraz odważne spektakle, wpisujące się w dyskusję o dzisiejszej Polsce (choćby "Wróg ludu" Narodowego Starego Teatru). Znalazło się też miejsce dla teatralnego mistrza - spektakl Krystiana Lupy "Maciej Korbowa i Bellatrix". Adam Orzechowski bardzo dobrze sprawdza się więc jako selekcjoner spektakli gościnnych, które wyraźnie różnią się od codziennego repertuaru Teatru Wybrzeże.

Przegląd rozpoczął niezwykle intymny monodram bez słów w wykonaniu Danuty Stenki, która przez godzinę czarowała widzów codziennością samotnej, dojrzałej kobiety, nim w przypływie rozpaczy czy desperacji nie targnęła się na własne życie. Twórcy spektaklu "Koncert życzeń" krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa i TR Warszawa zostawiają stojących wokół sceny widzów w niepewności, bez epilogu, choć puste łóżko i zejście przez aktorkę ze sceny, by wtopić się w tłum widzów obserwujących to zdarzenie, jest niezwykle dobitną sugestią. To dramat cichy, niepozorny, na pierwszy rzut oka niegroźny, niemal niezauważalny. Taki, który może się wydarzyć tuż obok nas, choć najpewniej nie będziemy mu się przyglądać ze ściśniętym gardłem jak niememu, ale niezwykle intensywnie zagranemu przez Stenkę monodramowi.

Z kolei ibsenowski "Wróg ludu" Starego Teatru w Krakowie w reżyserii Jana Klaty przez większość czasu oscyluje na pograniczu groteskowej komedii, ekscesu i scenicznego żartu (już na początku runie "wieża Babel" złożona z przeróżnych domowych gadżetów). Im dłużej trwa spektakl (prezentujący doktora Stockmanna jako nieuleczalnego romantyka idei, który podburza kolegów do rewolucji, by szybko zostać przez nią wchłoniętym dzięki wytrawnej grze burmistrza, jego brata i rywala zarazem), tym bardziej rzednie nam mina. Zaś półprywatny monolog Juliusza Chrząstowskiego (Stockmanna), poruszający najświeższe dziś kwestie, jak lęk środowisk lewicowych przed zmianą władzy w Polsce czy stosunek do uchodźców - to seria oskarżeń wobec społeczeństwa niczym seria z karabinu maszynowego.

Spektakl Jana Klaty trafia w czuły punkt społecznej niekonsekwencji, parafrazuje hipokryzję mieszczan ze sztuki Ibsena, którzy wolą truć siebie i letników wodą z nieczystego wodociągu niż dokonać faktycznej zmiany, wymagającej pewnego poświęcenia od każdego. Przepisanie tego w dzisiejsze realia społeczno-polityczne daje zaskakujące rezultaty i kolejny raz przekonuje o doskonałym słuchu scenicznym Klaty, pomimo tego, że sam spektakl prowadzony jest dość luźno, niechlujnie, momentami wręcz ostentacyjnie byle jak.

Niezwykle energetyczne, półtoragodzinne widowisko z pogranicza teatru i kabaretu dali warszawscy artyści skupieni przy "Pożarze w burdelu" - to program kabaretowy w odcinkach, komentujący bieżącą sytuację polityczną z perspektywy Warszawy (jedną z głównych postaci jest HGW, czyli Hanna Gronkiewicz-Waltz). Zarówno w efektownych piosenkach aktorskich, jak i w krótkich etiudach teatralnych poprzedzanych wprowadzeniem przez BurdelTatę (Andrzej Konopka), aktorzy komentują otaczającą ich rzeczywistość. W najnowszym odcinku, pokazywanym w Gdańsku - "Dziewczyna z Marszu Niepodległości" [na zdjęciu] tematami wiodącymi były zmiana władzy i uchodźcy oraz ideowa konfrontacja marszałka Józefa Piłsudskiego z Romanem Dmowskim.

Niewybredne żarty, niekiedy obsceniczne czy sprośne teksty i hojnie rozdawane na lewo i prawo złośliwości nie przekraczają jednak granicy dobrego smaku i nie są skierowane tylko w jedną stronę sceny politycznej. "Pożar w burdelu" pozwala nabrać dystansu do tego, co Polaków dzieli i wspólnie pośmiać się z różnych naszych narodowych kompleksów czy przywar. Warto podkreślić, że show przygotowany pod okiem Michała Walczaka na gdański występ, pełne było zabawnych trójmiejskich wtrętów, które nie miały nic wspólnego z nachalną kurtuazją.

Spektakl "Maciej Korbowa i Bellatrix" krakowskiego Teatru Łaźnia Nowa i warszawskiego Teatru IMKA w reżyserii Krystiana Lupy okazał się największym rozczarowaniem przeglądu. Już w zamyśle pomysł spektaklu jest chybiony - przyglądanie się rekonstrukcji spektaklu Lupy sprzed przeszło 20 lat, przygotowanego ze studentami PWST, którzy teraz ponownie w nim występują, kompletnie nic nie wnosi. To bełkotliwe, pozbawione klarownego przekazu i bardzo niedojrzałe w formie starcie aktorskich aspiracji i rzeczywistości. To, co dziś stanowi podstawę spektakli Krystiana Lupy - proces grupowy, improwizacje, monologi wideo - tutaj wypada mechanicznie, nieciekawie i pretensjonalnie. Przez przeszło 3,5 godziny aktorzy (z których zdecydowanie najlepszy jest Paweł Deląg) nie mają widzom nic do zaoferowania poza swoim zagubieniem, zwątpieniem lub dylematami natury artystycznej.

Wieńczące Wybrzeże Sztuki przedstawienie "Maria Callas. Master Class" Teatru Polonia w reżyserii Andrzeja Domalika było z kolei ukłonem dla wielbicieli Krystyny Jandy i tradycyjnego, przystępnego dla widzów teatru. Krystyna Janda w roli Marii Callas ukazuje tę wybitną śpiewaczkę operową w ostatnim etapie kariery, gdy nie śpiewa, ale prowadzi lekcje mistrzowskie z uczniami, wprowadzając ich (i publiczność spektaklu) w tajniki operowego sukcesu. Bywa przy tym surowa, manieryczna i złośliwa, kaprysi jak na wielką gwiazdę przystało, wykłóca się o drobiazgi. Spektakl pozwala zanurzyć się w życiowym dramacie Marii Callas i posłuchać wielu wybitnych arii operowych (również puszczanych z offu w oryginalnej wersji) oraz poznać oparte na mądrości życiowej prawdy z ust doświadczonej życiowo i zawodowo artystki. I właśnie ten prosty, tradycyjny, dość monotonny, ale bardzo szczery w przekazie spektakl podczas tegorocznego przeglądu spotkał się z najcieplejszym przyjęciem i otrzymał gorącą owację na stojąco.

Przegląd uzupełnił najbardziej eksportowy ostatnio spektakl Teatru Wybrzeże - "Portret damy" w reżyserii Eweliny Marciniak.

Może dobrym rozwiązaniem byłoby zapraszanie spektakli najwybitniejszych twórców teatralnych, obudowanych spotkaniami i debatami poświęconymi tematom poruszanym przez ich spektakle. Dobrze byłoby też poszerzyć perspektywę Wybrzeża Sztuki o muzykę, sztuki wizualne, performance i dodać twórczego fermentu, obecnego na początku istnienia tej imprezy.

Można by też zrezygnować w jednego określonego terminu i zamienić Wybrzeże Sztuki w rozłożone na przestrzeni całego roku pokazy kilku najgorętszych i trudno dostępnych przedstawień (jak "Francuzi" Nowego Teatru w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego). W przeciwnym razie impreza pozostanie zgrabnym uzupełnieniem oferty Teatru Wybrzeże i innych trójmiejskich teatrów, a przecież Wybrzeże zasługuje na festiwal z prawdziwego zdarzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji