Artykuły

Sprawcy i ofiary

"Krzyczcie, Chiny!" Sergiusza Tretiakowa w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Andriej Moskwin w serwisie Teatr dla Was.

Obecnie nazwisko rosyjskiego literata Siergieja Tretiakowa (1892-1937) niewiele nam mówi. Natomiast w latach dwudziestych XX wieku był to jeden z czołowych przedstawicieli kultury radzieckiej - poeta i dramaturg, futurysta. Jako pierwszy przetłumaczył na język rosyjski dzieła B. Brechta i popularyzował jego twórczość w ZSRR. Współpracował z S. Eisensteinem (1923-1926) i W. Meyerholdem (1922-1926). W 1925 roku napisał utwór sceniczny "Krzyczcie, Chiny!". W tym czasie S. Tretiakow przebywał w Pekinie, gdzie wykładał kurs literatury rosyjskiej na tamtejszym uniwersytecie. Był to okres, kiedy radziecka prasa pilnie obserwowała sytuację w tym kraju i regularnie drukowała materiały o konfliktach Chińczyków z przybyszami z Europy i Ameryki. Hasło "Precz ręce od Chin!" było dość popularne w tych latach. Swoje wiersze i opowiadania poświęcili Chinom m.in. W. Majakowski, N. Asiejew, D. Biedny. Akcja sztuki została oparta na autentycznych wydarzeniach, które miały miejsce latem 1924 roku: dowódca angielskiego statku domagał się, by mieszkańcy jednego z chińskich miast skazali na śmierć dwóch skośnookich marynarzy - miała być to kara za zabójstwo przedstawiciela amerykańskiej firmy. W przeciwnym wypadku grożono zniszczeniem całego miasta. Wkrótce sztuka została wystawiona na deskach teatru Wsiewołoda Meyerholda (prapremiera 23.01.1926), a następnie w wielu innych teatrach ZSRR. Przetłumaczono ją na wiele języków, m.in. na polski, niemiecki, angielski, francuski, norweski, japoński.

W. Meyerhold skupił się przede wszystkim na politycznej i ekonomicznej sytuacji, która panowała wówczas w Chinach, na konflikcie pomiędzy Chińczykami a kapitalistami z całego świata, na opozycji "biały" - "żółty". Eksploatacja chińskiego robotnika, nienawiść do "żółtej" rasy, sadyzm w stosunku do "maleńkiego" człowieka - to wszystko dało się łatwo odczytać w inscenizacji rosyjskiego reżysera. Z etnograficzną dokładnością zostali pokazani chińscy "biedni ludzie", zmęczeni życiem i ciężką pracą fizyczną. Meyerhold dokonał starań, by każdy czyn uczestników tej historii został psychologicznie umotywowany. Ponadto teatr realistyczny, psychologiczny połączono z teatrem "fotograficznego naturalizmu".

Czym zaś zafascynowała ta sztuka reżysera warszawskiej inscenizacji, Pawła Łysaka, teraz, na początku XXI wieku? Na pewno nie tym, co pokazał w swojej inscenizacji Meyerhold. P. Łysak zobaczył w tej historii przede wszystkim konflikt pomiędzy człowiekiem (niezależnie od narodowości) słabym i bezbronnym, a mocnym i agresywnym, dążącym za wszelką cenę do zaspokojenia swoich potrzeb i zachcianek. Cała akcja toczy się wokół małego jeziorka-basenu - po jego jednej stronie, na dość niewielkim podium, zgromadziła się pięcioosobowa grupka outsiderów tego świata, a po drugiej - gospodarzy. Pierwsi zakładają na siebie szmaty, kiczowate tandetne stroje, a drudzy - białe eleganckie sukienki (kobiety) i uniformy (mężczyźni). Ci ostatni nie są zdolni rozmawiać, potrafią tylko rozkazywać, krzyczeć, wrzeszczeć jeden na drugiego. Ich ruchy przypominają ruchy zwierząt - psów, kotów, węży, małp. Czasami ma się wrażenie, że jesteśmy w cyrku i oglądamy pokazy akrobatyczno-ekwilibrystyczne oraz tresurę zwierząt. Komedię zastępuje tragedia, a tragedię - farsa i groteska.

Akcja rozwija się w przyśpieszonym tempie, a jej uczestnicy błyskawicznie dostosowują się do nowych sytuacji i warunków, przybierając odpowiednie role. W tym "tańcu życia i śmierci" dominują dwie grupy: sprawcy i ofiary. Każdemu podoba się rola jaką przyjmuje. Każdy czuje się w niej pewnie. Oto widzimy, jak jeden z "białych" męczy dziewczynę, topiąc ją z wielką namiętnością w wodzie. Wydaje się, że ona już jest martwa. Ale on dalej kontynuuje ten straszliwy proceder. Mija kilka minut, i kobieta, ledwo żywa, strasznie zmęczona, jest gotowa z uśmiechem na twarzy przyjąć kolejne cierpienia. Właśnie gotowość słabszych, by cierpieć, znosić wszystkie udręki, przeraża w tym spektaklu najbardziej. Ale czy w dzisiejszym życiu tak nie jest? Czy nie nazbyt szybko i łatwo poddajemy się temu, co nas otacza, pozwalamy, by nikczemni ludzie, o dość niskim intelektualnym poziomie, nami rządzili? Mówili nam, jak mamy żyć i co mamy robić?

Główne pytania, jakie się rodzą po obejrzeniu tej inscenizacji, to: kim my jesteśmy? Co nami kieruje/steruje? Do czego dążymy? Pytania te nie są nowe, ale teraz nabierają ogromnego znaczenia. Czy obudzimy się ze snu, czy nadal będziemy twierdzić, że winni są inni?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji