Artykuły

"PAMIĄTKOWA FOTOGRAFIA" W WARSZAWIE

W nowej sztuce Jerzego Jurandota pokazany został warszawski tea­trzyk z lat trzydziestych, zwany dumnie Niezależnym. I właściwie nie ów aktor, Jan Kwiatkowski, opo­wiadający na uroczystości Jubileuszowej swój życiorys jest obiektem najwięk­szego zainteresowania autora, ale insty­tucja, w której Jan Kwiatkowski stawiał pierwsze kroki. Teatr Niezależny jest tworem syntetycznym, na którego obraz złożyły się rozmaite elementy z życia teatralnego w dwudziestoleciu między­wojennym. Nie należy zatem szukać je­go pierwowzoru, mimo że ma cechy dla całego okresu charakterystyczne i mimo że Jurandot bardzo dba o pozory au­tentyczności, powołując się na wiado­mości z kroniki towarzyskiej i fakty z historii gospodarczej, przytaczając na­zwiska z teatru, z filmu itp.

Pozostańmy przy Teatrze Niezależnym. Co grywa jego zespół? Na otwarcie - opowiada dyrektor u Jurandota - szła sztuka Friedricha Wolfa "Cjankali". Po demonstracjach politycznych padła ("Cjankali" wystawiał Leon Schiller w łódzkim Teatrze Miejskim w roku 1930; istotnie przedstawienie to było przed­miotem nagonki), a kasę ratowała "Ciot­ka Karola". Pracę nad sztuką lewicują­cego poety przerwały szykany wyższych czynników. Zastąpił Ją "Dudek" Feydeau. Potem przyzwyczajono się po pro­stu do fars i melodramatów. Zespół ambitny - przekonuje nas autor - ale złamany walką o byt. Przekonuje tylko słowami. Obraz Teatru Niezależnego, jaki daje sama sztuka i przedstawienie w Teatrze Dramatycznym, jest całkiem inny. Dość kameralna impreza. Para znanych akto­rów, dla których szuka się tzw. ról. Obok nich drugi garnitur i dyrektor, za­kłopotany poczciwiec, a nie kierownik artystyczny. Odrzucamy "Cjankali", nie pasuje tu zupełnie, zgoda na farsy i ko­medie. Cała historyjka dzieje się zre­sztą w czasie przygotowań do wystawie­nia farsy pt. "Królewska faworyta". I fabuła godna jest repertuaru komedio­wego: perypetie miłosne aktora Kwiat­kowskiego, który rywalizuje o względy pierwszej amantki z ułanem Krzyżapolskim, a sam jest odbijany przez spryt­ną sekretarkę. Mamy więc dwie pary i serię nieporozumień, rozwijających się według wypróbowanych wzorów, a se­kretarka spełnia funkcje motającej in­trygę subretki. Bo też wszystko jest tu na zasadzie szkatułki w szkatułce. Ju­randot mówi o teatrzyku z dwudziesto­lecia przy pomocy sztuki, która z tam­tych tradycji wyrasta. Oto jeszcze je­den dowód siły francuskiej szkoły komediowo-farsowej, posługującej się ana­chronicznymi już wówczas konwencjami, trafiającej do publiczności banałem i sztampą. "Pamiątkowa fotografia" od­daje nie tylko atmosferę dwudziestole­cia, wyraża także jego styl. Jest stąd i dla nas pociecha. Nie grywamy "Kró­lewskiej faworyty". A jeśli potrzebuje­my czasem sztuki z rolami, nie schodzi­my poniżej Shawa, czego przykładem "Nawrócenie kapitana Brassbounda". Sztuka Jurandota mieści się z kolei w szkatułce, którą jest w Warszawie przedstawienie Witolda Skarucha. Od­powiada ono zawartości. Wychodząc na­przeciw publiczności wrażliwej na szla­gierowe wspomnienia realizatorzy wyko­rzystali parę melodii, parę fragmentów starych pocztówek w powiększeniu i nazwy sklepowe, które znalazły się na wewnętrznych kurtynkach. Znakomitą próbą stworzenia typu komediowego z bardzo wątłego tekstu była rola Wie­sława Gołasa (porucznik ułanów). Da­nuta Szaflarska zagrała sztampową Wigę ostro i z temperamentem. Andrzej Szczepkowski opowiedział się za tonacją jubileuszową. No cóż miała to być retrospekcja sentymentalna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji