Artykuły

W kręgu łóżka

Aleksander Ścibor-Rylski napisał bardzo zręczną komedię. Właściwie nie ko­medię. W podtytule "Bliskie­go nieznajomego" czytamy: sztuka. Na upartego można by powiedzieć, że to nawet dramat - obyczajowy, mi­łosny, małżeński. To zaś, co napisano o sztuce i na jej marginesie w ogromnych dy­wagacjach wydrukowanych w programie Teatru Kameral­nego, obciąża ten debiut tea­tralny utalentowanego powieściopisarza i scenarzysty filmowego powagą ponad miarę.

Ale debiut jest niewątpli­wie udany. Nieczęsto zda­rza się - u nas - nie tylko zresztą u debiutantów - dia­log tak celnie skomponowany i tak sceniczny, wątek akcji tak sensownie poprowadzony, całość tak zgrabnie skonstruowana. I to w sztuce, w której występują tylko dwie osoby. Niemal przez cały czas nie nudzimy się, słuchamy z zainteresowaniem. To także znak, że na scenie rozpozna­jemy sprawy nasze lub na­szych bliźnich. Sprawy co­dzienne. Właściwie toczą się głównie wokół łóżka małżeń­skiego (i pozamałżeńskiego), ale kto powie, że to nie­ważne?

Czy historia jest typowa? Zapewne tak - przynaj­mniej dla dość znacznego kręgu rozwodzących lub nie rozwodzących się małżeństw. Sporo szczegółów i realiów jest tu dobrze podpatrzonych. Młody człowiek, nieco nieu­dacznik, pokrywający agre­sywnością nieśmiałość ero­tyczną, żeni się trochę z przypadku, trochę z miłości z dziewczyną, niewiele wię­cej od niego w tej dziedzinie doświadczoną. Młody czło­wiek zostaje wziętym litera­tem, ale mniejsza o literatu­rę, w jego małżeństwie nie ma ona znaczenia. Małżeń­stwo zaś jak małżeństwo - wkrótce przychodzi znudze­nie, skłócenie, ale też wy­twarza się przywiązanie, trwa bądź co bądź miłość. Jednakże on ma taką dziwną naturę: pociągają go kobie­ty, nie może się im oprzeć, a to wprawia go w sytuacje kłopotliwe i nie najmądrzej rozegrane. Kocha żonę, ale kocha też inne - sam nie wie kogo bardziej. Ona to znosi, nareszcie nie może. Po kilku rozstaniach i powro­tach w końcu odchodzi zdecy­dowanie. Nie dziwimy się jej ani przez chwilę - współżycie z tym nieznośnym bęcwałem było nie do wytrzymania. Sprawę upraszcza brak dzieci. Ani trochę też nie współczujemy jemu, jego kłopotom i rozpa­czy po odejściu żony.

Być może cały ten dramat przypomina jakąś historię z porad sercowych "Przyja­ciółki". Ale one są także ja­kimś przejawem naszego obyczaju, mogą się więc odezwać w sztuce obyczajo­wej. Joanna Koenig (też, zdaje się, debiut reżyserski w teatrze po pracach w te­lewizji) starała się - i słusz­nie - uchronić przedstawie­nie "Bliskiego nieznajomego" od tonu nadmiernie dra­matycznego. Zarazem dobrze uwydatniła motywację psy­chologiczną sztuki. Henryk Boukołowski trafnie i kon­sekwentnie przeprowadził psychoanalityczną spowiedź kabotyna, nie biorąc tej po­staci zbyt serio. Jadwidze Barańskiej tekst dawał mniejsze pole do popisu w nakreśleniu pełnej sylwetki żony. Zrobiła to umiejętnie, ale przy pewnym dystansie w nawiązaniu kontaktu z partnerem.

Aleksander Ścibor-Rylski trzyma się w tej sztuce - jak mówi jej bohater - krę­gu łóżka, bo to bezpieczne, nie budzi aluzji. Po umiejęt­nościach dramatopisarskich, jakie okazał w "Bliskim nieznajomym", radzi byśmy zobaczyć w przyszłości jego sztukę z kręgu mniej ogra­niczonego - mimo wszystko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji