Artykuły

I Różewicz przewidział wszystko

- To jest przeraźliwie aktualna sztuka. Różewicz przewidział wszystko: że zostaniemy zalani grafomanią, miernotą, prostactwem, chamstwem... i pomnikami dla tych, którzy niekoniecznie na nie zasługują - mówi aktorka Dorota Stalińska przed premierą "Na czworakach" w Teatrze Polonia, w rozmowie z Jakubem Pankiem w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

- Prowadzi to w bardzo ciekawy sposób, ukazując, gdzie się kończy prostota, a zaczyna prostactwo - opowiada aktorka. - Ta sztuka jest jak włożenie kija w promujące wzajemną miernotę mrowisko. To propozycja dla czujnego, myślącego i krytycznego widza.

Wkładamy kij w mrowisko

Nie wystarczy być dobrą aktorką, trzeba być aktorką wybitną, bo inaczej życie będzie ciężkie - mówi Dorota Stalińska. Dorota Stalińska wraz z Tadeuszem Łomnickim tworzyła Teatr na Woli. W 1980 r. zrezygnowała z bezpiecznego teatralnego etatu. Pisze sztuki, reżyseruje i produkuje. Jest laureatką m.in. kilku nagród toruńskich i wrocławskich Festiwali Teatru Jednego Aktora. Ze swoimi monodramami, m.in. "Żmiją", "Próbą" i "Zgagą", zjeździła z sukcesem Polskę i zagranicę. Po poważnym wypadku samochodowym założyła Fundację "Nadzieja" na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drogach. Teraz w Teatrze Polonia zmierzy się z rolą Pelasi w jednym z najgłośniejszych dramatów Tadeusza Różewicza "Na czworakach". Spektakl reżyseruje i zagra główną rolę Jerzy Stuhr. Premiera 5 listopada.

Jakub Panek: Kilka lat nie widzieliśmy pani na deskach warszawskich teatrów. Dlaczego? '

Dorota Stalińska: Gram właściwie cały czas, tylko jak widać - za mało szumu wokół tego robię. Grałam w teatrze Syrena, grałam w teatrze IMKA i przez parę sezonów w Mazowieckim Teatrze Muzycznym na Bielanach. Choć widzowie warszawscy rzeczywiście mogą za mną tęsknić, bo jednak częściej w ostatnich latach grałam poza Warszawą. Od 40 lat przemierzam Polskę ze swoimi monodramami, które szczęśliwie nie nudzą się ani mojej wiernej widowni, ani mnie. Ale takie jest właśnie moje przeznaczenie. Już kiedy miałam 3 lata, powiedziałam, że chcę zostać aktorką. Od 7. roku życia rozpoczęłam pracę w tym kierunku, w Staromiejskim Domu Kultury w moim ukochanym rodzinnym Gdańsku. Co więcej - wiedziałam zawsze, że nie wystarczy być dobrą aktorką, że trzeba być aktorką wybitną, bo inaczej życie będzie ciężkie.

W najbliższych dniach zobaczymy panią na scenie wraz z m.in. Jerzym Stuhrem.

- Jurek zwrócił się do mnie z propozycją zagrania w "Na czworakach" we wrześniu. Musiałam przeorganizować swoje życie, ale bardzo się ucieszyłam, bo to była bardzo ciekawa propozycja. Zastanawiałam się, dlaczego Jerzy wybrał akurat ten tekst. I podczas pracy nad nim zobaczyłam to bardzo wyraźnie - to jest przeraźliwie aktualna sztuka. Z każdą próbą okazuje się, że ona dotyczy nas: dziś, tutaj. To niesamowite. Różewicz, pisząc tę sztukę ponad 40 lat temu, przewidział wszystko: że zostaniemy zalani grafomanią, miernotą, prostactwem, chamstwem... i pomnikami dla tych, którzy niekoniecznie na nie zasługują.

Jestem ciekawa, jak odbierze "Na czworakach" publiczność, a szczególnie młode pokolenie. Dzisiejsza młodzież nie będzie jej pewnie oceniać przez pryzmat lat i okoliczności, w których powstała, tylko będzie ją widzieć w kontekście dzisiejszej Polski czy może nawet także bieżącej polityki. To będzie bardzo interesujące dla nas jako dla twórców spektaklu.

Będzie przewrotnie?

- Jurek ma bardzo ciekawy pomysł na ten spektakl. Postać przeze mnie grana, a więc Pelasi - matki, żony i kochanki, gosposi i zarządcy -jest niemal komiksową postacią. Trochę jest heterą, trochę wzrusza. Zresztą ja zawsze grając kobiety, które są postrzegane jako silne, staram się obdarzyć je także dużą dozą wrażliwości. W "Na czworakach" surrealizm plącze się z wizjonerstwem. Każdy będzie mógł odnieść spektakl do swoich przemyśleń czy obserwacji, przyjąć własną interpretację.

Reżyser Jerzy Stuhr prowadzi to w bardzo ciekawy sposób, ukazując na przykład, gdzie się kończy prostota, a zaczyna prostactwo, jak się mieszają środowiska inteligenckie ze środowiskami ludzi niewykształconych i tak dalej. Różewicz wyraźnie stwierdza w swojej "tragikomedii", że trzeba wyjść poza absurd i groteskę.

- Tak, oczywiście, i postaramy się to zrobić. Dzięki dużej dawce absurdu widz będzie mógł się doskonale bawić, nie tracąc jednak kluczowego i zupełnie poważnego wydźwięku tekstu. Tadeusz Różewicz nie jest łatwy w odbiorze, bo czytając go, trzeba myśleć. Dziś świat kreuje gwiazdy i idoli społeczeństwa według przypadkowych reguł. Nikt nie mówi o prawdziwych twórcach. A ta sztuka jest jak włożenie kija w to promujące wzajemną miernotę mrowisko. To propozycja dla czujnego, myślącego i krytycznego widza. Tym bardziej się cieszę, bo lubię takie wyzwania, a do tego staję na scenie ze wspaniałymi, wybitnymi kolegami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji