Artykuły

Buntownik z wyboru

"Loser" Arpada Schillinga węgierskiego Teatru Krétakör na Miedzynarodowym Festiwalu Teatralnym Dialog we Wrocławiu. Dla e-teatru pisze Michał Centkowski.

Najbardziej przejmującym momentem, czy raczej najmocniejszą artystyczną wypowiedzią tej edycji Festiwalu Dialog, stał się bez wątpienia spektakl "Loser" węgierskiego Teatru Krétakör w reżyserii Arpada Schillinga. Ta gorzka, autobiograficzna opowieść o rozpaczliwych próbach ocalenia wolności w ponurym świecie rodzącej się dyktatury stała się przejmującą elegią dla liberalnej demokracji w środkowej Europie.

"Loser" zaczyna się jak polityczny performence. Na pozbawionej dekoracji (nie licząc malutkiej gipsowej głowy Lenina stojącej gdzieś w kącie) scenie stają reżyser wraz z żoną. Opowiadają o sytuacji artystów na Węgrzech pod rządami Orbana. A potem zapraszają do udziału w artystycznym happeningu, który wzbudza gorące reakcje. To jednak perfekcyjnie wyreżyserowana prowokacja po której, wracamy do klasycznej, teatralnej, choć inspirowanej własną biografią opowieści o walce reżysera z coraz bardziej opresyjnym systemem i wiernie (lub nie) podążającej za jego wyborami Żonie (znakomita Lilla Sárosdi) [na zdjęciu]. Przyglądamy się narodzinom dyktatury, nieusankcjonowanej prawnie, acz coraz bardziej zuchwałej cenzurze. "Loser" to spektakl o artystycznej i osobistej wolności, a także o próbie ocalenia resztek przyzwoitości w świecie konformizmu, układów i propagandowych celebrytów. I choć oglądamy w gruncie rzeczy dobrze znane obrazki, z życia na marginesie budowania nowej wspaniałej rzeczywistości i walki o "Wielkie Węgry", to jest w tym portrecie coś przejmująco szczerego i przeraźliwie aktualnego.

Jest jeszcze coś co sprawia, że "Loser" pozostaje w pamięci. Ta pełna zjadliwej (auto)ironii opowieść o intelektualnych elitach, o umysłach zaskakująco podatnych na zniewolenie, stawia także pytanie o to czy wezwanie do buntu, czy iskra społecznej rewolucji może zapłonąć w miejscu, w którym jak pokazuje Schilling, z taką łatwością, świadomie lub nie, reprodukuje się mechanizmy i gesty opresyjnej, patriarchalnej władzy. Gdzie króluje kabotyństwo, koniunkturalizm, coraz bardziej oderwany od rzeczywistości eksperyment formalny i postępująca alienacja. "Loser" nie jest więc wyłącznie kompromitacją władzy, przegranym jest także, a może przede wszystkim, kompromitujący się zwykle w zetknięciu z jej wątpliwym, acz nęcącym blaskiem "artysta".

Za sprawą węgierskiego spektaklu na teatralne salony znów brutalnie wdziera się wraz z całą swą grozą "realpolitik". I choć Schilling stawia w pewnym momencie pytanie o cenę i sens walki, jedyną możliwą odpowiedzą jest ocalający człowieczeństwo bunt.

.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji