Artykuły

Do trzech razy...SZTUKA!

"FARSA (ang. farce, fr. farce, niem. Farce) - odmiana komedii obejmująca utwory sceniczne o błahych konfliktach, posługujące się środkami komizmu sytuacyjnego, błazeńskimi wyjaskrawieniami, efektami groteski i karykatury. W odróżnieniu od innych typów komedii farsa opiera się całkowicie na dynamicznej akcji, mającej często charakter swobodnej suity scen komicznych czy komiczno-pantomimicznych, nieprawdopodobnych zawikłań i zbiegów okoliczności, nie mających innego celu poza tym, by wywołać żywiołowy śmiech widowni. (...) Farsa wymaga specjalnego stylu gry aktorskiej łączącego elementy realizmu rodzajowego z baletowością i akrobatyką". (Słownik Terminów Literackich - 1976)

"Żywiołowy śmiech widowni"!!!

To określenie będące fragmentem słownikowej definicji miało już od początku istnienia Wrocławskiego Teatru Rozrywki stać się firmowym hasłem tej sceny. Zbigniew Lesień pełniący funkcję i dyrektora artystycznego i menedżera nowej instytucji kulturalnej, zapowiadał repertuar lekki, łatwy i... atrakcyjny. Farsa, rewia, kryminał, scena piosenki... Wszystko w znakomitym, profesjonalnym wydaniu. Publiczność, spragniona rozrywki na wysokim poziomie, miała walić drzwiami i oknami...

Niestety! Rzeczywistość okazała, się bardziej szara niż wizje entuzjasty nawet takiego jakim jest Lesień. Zarówno "Pułapka na myszy", jak i "Edukacja Rity" nie stały się hitami, ani artystycznymi, ani kasowymi. Okazało się również, że DK Budowlanych, gdzie odbywały się spektakle, leży zbyt daleko (jak na warunki wrocławskie) od centrum kulturalnego miasta. Zawiodła reklama i informacja...

Ale przecież... Nie od razu Kraków - tym bardziej teatralny - zbudowano! No a Wrocław? Wrocław jest niecierpliwy!... I niesprawiedliwy! Jednym daje aż nazbyt wiele czasu na realizację przedsięwzięć wątpliwej jakości, innych najchętniej skreśliłby z listy dotacji kulturalnych już po pierwszych nie owacyjnych recenzjach. A jednak "do trzech razy sztuka"!.

Kolejna premiera Wrocławskiego Teatru Rozrywki otworzyła nowe perspektywy dla tej niewątpliwie potrzebnej inicjatywy. Przedstawienie po prostu wywołuje "żywiołowy śmiech widowni".

"Witaj Max" to rzecz zbudowana według najlepszych reguł gatunku. Na emerytowanego urzędnika Maxa Martineau sypią się wszelkie nieszczęścia z lumbago i rozwodem włącznie, tylko po to, by wszystko mogło skończyć się wspaniałym happy endem. Swój niezaprzeczalny udział w nim miała interwencja Doktora Ferenbacha, szefa kliniki geriatrycznej przeprowadzającego rewelacyjne operacje odmładzające. Marton, córka Aleksandry Bertoux, która musi się podawać za starszą siostrę swojej matki, czyli jedynej spadkobierczyni Georgesa Bertoux, a koleżanki ze szkolnej ławki byłej żony Maxa Julette Martineau, nie jest główną postacią widowiska, podołanie jak Pani Robert pomagająca Panu Martineau znaleźć wyjście z niewielkiego towarzyskiego faux pas...

Jeśli ktokolwiek nie bardzo zorientował się w prościutkiej fabułce przedstawienia, radzę wybrać się na Braniborską 59. Spędzi wspaniały wieczór w towarzystwie znakomitych aktorów, dobrej reżyserii, funkcjonalnej scenografii i swingującej muzyki. Obejrzy sztukę lekką, dynamiczną i skrzącą się świetnym humorem sytuacyjnym.

Na specjalne wyróżnienie zasługują role Maxa i Aleksandry.

Tomasz Lulek zagrał postać tytułową brawurowo. Zmieniony nie do poznania charakteryzacją i sposobem poruszania się po scenie, powraca, dosłownie na oczach zdumionych widzów, do swej młodzieńczej formy z taką werwą i animuszem, że nawet żyrandol służy mu za trapez, czy huśtawkę... Teresa Sawicka, która przyzwyczaiła wszystkich do kreacji dramatycznych, tym razem zachwyca stylistyką komediową, nie pozbawioną jednak subtelnego ciepła i liryzmu. Prawdziwym fajerwerkiem komizmu sytuacyjnego jest taneczny duet Aleksandry i Maxa nagradzany salwami śmiechu i długotrwałymi oklaskami przy otwartej kurtynie.

Osobne słowa uznania należą się Ferdynandowi Matysikowi, który jest rzeczywiście wspaniały! To, czego dokonuje na scenie jego wiecznie zasypiający Georges Bertoux, przyprawia wszystkich o absolutnie niekontrolowane skurcze przepony i nadczynność gruczołów łzowych... Wydaje się, że Ferdynand Matysik jest jednak wciąż za mało wykorzystywany na wrocławskich scenach. Jego możliwości komediowe są naprawdę fantastyczne i czym prędzej powinniśmy zobaczyć tego artystę w spektaklu gdzie byłby postacią centralną!

Profesjonalny, bardzo wysoki poziom wszystkich artystów biorących udział w farsie Chesnota, zdecydował o powodzeniu realizacyjnym całości. Wciąż jednak piękna amfiteatralna sala DK Budowlanych zapełniona jest jedynie częściowo. Teatr Rozrywki sprzedaje karnety i bilety zbiorowe. Tzw. wolna sprzedaż prawie w ogóle nie funkcjonuje. Kuleje reklama wizualna i prasowa... Ale, co najważniejsze, jest dobry spektakl. Farsa! Czekamy na rewię! Tu zaczną się schody... Ale przecież bez schodów żadna rewia nie może istnieć!

A więc schody i "żywiołowy śmiech widowni"

Wrocławski Teatr Rozrywki. Pierre Chesnot "Witaj Max", przekład: Andrzej Miłosz, reżyseria: Jerzy Z. Nowak, scenografia; Teresa Ponińska, opracowanie muzyczne: Mirosław Jastrzębski, wykonawcy: Tomasz Lulek, Jadwiga Skupnik, Teresa Sawicka, Łucja Burzyńska, Bogusław Danielewski, Ferdynand Matysik, Grażyna Błocka-Kolska. Premiera: listopad 1988.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji