Artykuły

Wszyscy jesteśmy Zelnikami

Sprawa Zelnika i strategia totalnej polaryzacji zarządzonej przez część mediów pokazuje, jak formacja mająca na sztandarach obronę demokracji, umiarkowania i postępu niebezpiecznie zbliżyła się do obozu "radykalizmu i ciemnoty". W strachu przed utratą władzy - czymś normalnym w demokratycznym państwie prawa - gwiazdy dziennikarstwa dokonują próby totalnego zdehumanizowania przeciwnej strony - felieton Jana Śpiewaka w Krytyce Politycznej.

Tak, jak można było się spodziewać, ostatni weekend przed wyborami był czasem zmasowanej ofensywy. Siły, które uznają siebie za reprezentantów "postępu, racjonalizmu i umiarkowania", postanowiły wytoczyć najcięższe działa przeciwko "wrogom wolności", reprezentowanym przez ugrupowanie, które za kilka tygodni z dużym prawdopodobieństwem sformuje nowy rząd. Ponownie ich działanie będzie miało jednak skutki odwrotne do zamierzonych, co mogliśmy zauważyć już w trakcie tegorocznych wyborów prezydenckich.

Najpierw na scenę wkroczył Kuba Wojewódzki. W sieci pojawiło się szeroko komentowane nagranie z audycji satyrycznej, którą prowadzi wraz komikiem Jaokiem. Wybór Zelnika jest nieprzypadkowy. Jerzy Zelnik był członkiem honorowego komitetu Andrzeja Dudy, nie ukrywa swoich pisowskich sympatii. Aktorowi wydawało się, że rozmawia z pracownikiem Kancelarii Prezydenta. Komik prosi go nazwiska osób, które mogłyby poprzeć projekt prezydenckiej inicjatywy o przyznanie wcześniejszych emerytur aktorom. Jak to ujmuje: "chcielibyśmy zaoferować wcześniejsze emerytury artystom, którzy byli bardziej za prezydentem Komorowskim". Po namyśle aktor wymienia Olgierda Łukaszewicza i Artura Barcisia.

Zelnikowi ewidentnie musiało wydawać się, że Kancelaria próbuje zawiązać ponadpartyjne porozumienia wokół zmiany przepisów. Wojewódzki tę rozmowę przedstawił w zgoła inny sposób.

W jego narracji Zelnik donosi na kolegów, tworzy listy osób "do odstrzelenia", które za karę zostaną wysłane na wcześniejsze emerytury. Trudno uwierzyć, że aż tak absurdalny przekaz mogło kupić tyle osób w kraju, gdzie wcześniejsze emerytury są traktowane jak przywilej. Rozmowa odbyła się miesiąc temu, ale drugie życie dostała w czwartek wieczorem.

Karolina Korwin-Piotrowska w artykule dramatycznie zatytułowanym "Dno i Wodorosty" napisała z patosem, że "to już nie jest zwykły radiowy wkręt. Rozmawiałam z Mikołajem Lizutem, szefem Rock Radia i mówił mi, że ekipa w radiu, która też wiele przecież w swoim życiu słyszała, była w kompletnym szoku. Jak tych starych wyjadaczy absolutnie zatkało. Bo takiego zachowania, żeby bez zająknienia się, bez najmniejszego oporu wskazać palcem potencjalnych wrogów nowej władzy, odsyłając ich na wcześniejszą emeryturę, się nie spodziewali".

Przepraszam, ale czy my na pewno słuchaliśmy tego samego nagrania? Halo, tu Ziemia! Dziennikarka zarzuca Zelnikowi donosicielstwo, co - jak podkreśla Grzegorz Sroczyński w świetnym tekście w "Gazecie Wyborczej" - jest "zarzutem szczególnie ciężkim, środowisko aktorskie mocno pamięta takie sytuacje z okresu stanu wojennego i tamte podziały. Takim zarzutem można zabić".

Sroczyński jako jeden z pierwszych (po Jacku Poniedziałku) stanął w obronie Zelnika. Kapusiostwo jest w polskiej kulturze jednym z najgorszych grzechów. Pomimo ciężaru oskarżenia i ogromnej wręcz histerycznej przesady w tekście Piotrowskiej, nikt z nim nie polemizuje. Błyskawicznie rozchodzi się po sieci. Pierwsze do ataku ruszają portale plotkarskie. Pomponik piszę o tym, że Zelnik "wsypał" kolegów. "Gala" mówi o "kompromitacji znanego aktora". Z portali plotkowych wiadomość przedostaje się do naTemat, Gazeta.pl, "Newsweeka", "Faktu", mediów społecznościowych. Powstają memy. Bohaterami "afery" są aktorzy, więc materiałów wizualnych jest pod dostatkiem. Zelnik stał się wiralem.

Wszystkiemu towarzyszy wrażenie deja vu. Miesiąc temu pisaliśmy o fałszywych plotkach rozsiewanych w sprawie uchodźców. Zapanowała wówczas na fejsiku radosna atmosfera pogromowa, bardzo podatna na najróżniejsze plotki. Najbardziej kuriozalną stworzył chyba przewodnik pielgrzymek, niejaki Kamil B., który pisał o napaści muzułmanów na autokary , podczas których miało dojść do wybijania okien i obrzucania pojazdów odchodami. Po kilku dniach sprawę zaczęli wyjaśniać dziennikarze. Okazało się, że przewodnik zmyślił ją od początku do końca. Lecz mleko już się rozlało. Dzięki mediom społecznościowym kłamstwo dotarło do kilku milionów osób, nakręcając antyimigranckie nastroje. W podobny wirusowy sposób rozeszła się historia Zelnika.

Podczas gdy informacja o Jerzym "kapusiu" Zelniku rozprzestrzeniała się w eterach internetu, na pierwszej stronie sobotniej "Gazety Wyborczej" ukazał się wywiad z Tomaszem Lisem zatytułowany: "Nie mogą nam zabrać kraju". W wywiadzie Tomasz Lis wielokrotnie chwali się swoją wiedzą historyczną, poleca czytelnikom lektury i wytacza najmocniejsze działa: "Grozi nam władza autorytarna i nieodpowiadająca przed nikim. Zwykły poseł Kaczyński może mieć większą władzę niż Piłsudski i Jaruzelski". Odwołań do wydarzeń i postaci historycznych jest w wywiadzie więcej: "Kto Żyd, decyduję ja - mówił Goebbels. Kto patriotą decyduje Kaczyński". Lis ciągnie dalej: "Warto poczytać Hitlera i Goebbelsa z lat 30. Oni byli w desperacji: nie można dłużej znosić żydowskich knowań, Niemcy muszą się bronić. Nie mówię, że to wprost hitleryzm. Nie histeryzuję. Mówię tylko, że logika języka przemocy jest taka sama".

Czyżby "nasza strona barykady" przejęła język i metody, które do tej pory stosowała część prawicy?

Coraz trudniej odróżnić okładki prasy, zmieniające się twarze, ale język staje się taki sam. Sprawa Zelnika i strategia totalnej polaryzacji zarządzonej przez część mediów pokazuje, jak formacja mająca na sztandarach obronę demokracji, umiarkowania i postępu niebezpiecznie zbliżyła się do obozu "radykalizmu i ciemnoty". W strachu przed utratą władzy - czymś normalnym w demokratycznym państwie prawa - gwiazdy dziennikarstwa dokonują próby totalnego zdehumanizowania przeciwnej strony. Rozniecają emocje, nienawiść przeciwko tym, którzy myślą inaczej niż oni, by zmobilizować "swoich". Czyli robią dokładnie to samo, za co wcześniej krytykowali prawicę.

Lincz na Zelniku jest wyjątkowo brutalny. Budzi tym większą odrazę, że aktora zmieszano z błotem na zimno i z podniesioną przyłbicą. Prowodyrem nie był anonimowy przewodnik pielgrzymek, tylko człowiek, który co tydzień przyciąga przed telewizory kilka milionów widzów. Sytuacja łudząco przypomina wydarzenia sprzed wyborów prezydenckich. Wojewódzki oddał obozowi władzy niedźwiedzią przysługę wywiadem z Bronisławem Komorowskim, w którym upewnił wszystkich, że prezydent jest żenującym wujaszkiem. Tomasz Lis w swoim programie w telewizji publicznej puścił w obieg fałszywą informację o tweetach Kingi Dudy i jeszcze mocniej zmobilizował zwolenników zmiany na szczytach władzy. Dzisiaj jego powrót w roli nauczyciela WOS-u i moralizatora przyniesie dokładnie ten sam skutek.

Jerzy Zelnik stał się ofiarą intelektualnej zapaści i bezradności obrońców status quo. Każdy mógłby paść ofiarą takiej napaści. Obóz władzy ucieka w totalną polaryzację, bo nie potrafi odpowiedzieć na problemy, które przyczyniają się do wzrostu niezadowolenia i radykalizacji nastrojów wśród Polaków. Popełnia te same błędy co przed wyborami prezydenckimi i pokazuje, że nic nie zrozumiał z przegranej Bronisława Komorowskiego. Wszystko wskazuje na to, że przyjęta na ostatniej prostej strategia zakończy się takim samym "sukcesem".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji