Artykuły

Biedny Pouzin

Nie była to zwyczajna premiera prasowa, we wtorek 27 września. Na widowni Teatru Dramatycznego zebrali nie tylko recenzen­ci ,ale i aktorzy, przy czym ci drudzy zdawali się mieć przewagę nad pierw­szymi, w atmosferze czuło się coś od­świętnego - oto Teatr Dramatyczny pod nową dyrekcją,gościnny dla akto­rów dom, którego gospodarz, uroczy człowiek i dobry kolega, bardziej ak­tor niż reżyser, zna dole i niedole zawodu.

Odegrana została sztuka obecnego na sali pana Claude'a Aveline'a "Brouart i nieporządek". Sztukę reżyserował dyrektor Andrzej Szczepkowski potwier­dzając przewidywania wiązane z jego osobą: przedstawienie było dobre i było to przedstawienie aktorskie, za­tem, odznaczające się trafną obsadą i zaletami interpretacji. Zbigniew Zapasiewicz, który wystąpił w roli tytułowego Brouarta, francuskiego policjanta, dogmatycznego stróża prawa, po raz pierwszy miał okazję dowieść swo­ich umiejętności charakterystycznych. Jego sprawność techniczna i natural­ność przeistoczenia się w starszawego, prowincjonalnego, filmowo typowego "glinę" z francuskiego miasteczka, by­ła największą atrakcją wieczoru. Zapasiewiczowi partnerował Zygmunt Kę­stowicz jako podwładny policjant. W drugiej parze wystąpili Mieczysław Voit jako adwokat i Maciej Borniński jako jego nieszczęsny klient, oskar­żony o morderstwo. Rola adwokata by­ła raczej epizodyczna, z osobą klien­ta, nazwiskiem Pouzin, została związa­na cała problematyka sztuki. Borniński zdobył dla swego bohatera sym­patię naiwnością i bezpośredniością, zachowywał się przekonywająco w nieprzekonywającej sytuacji. Andrzej Szczepkowski robił, co mógł, by rzecz uczynić zabawną i lżejszą, od ambicji au­tora. W paru scenach udało mu się odkryć w "Brouarcie" żywą komedię. Mimo to na przedstawieniu najleniej bawił się sam autor. I to jest głów­ny argument na jego - autora - obronę. Bo, niestety, utwór Claude'a Aveline'a jest zbyt pretensjonalny jak na dobrą komedię, a zbyt naiwny jak na sztukę, którą by można traktować poważ­nie. Opowiedziana została historia człowieka zniszczonego w imię spo­łecznego porządku. Brzmi to groźnie. Ale najwięcej uwagi poświęcił autor przedstawieniu tego właśnie porządku. Mamy więc na scenie "prawdziwe" więzienie (dobra zresztą scenografia "Wojciecha Siecińskiego) i słuchamy nie­kończących się dialogów policjan­tów,ustalających zasady służbowej hierarchii. Historia owego człowieka została opowiedziana w formie bajecz­ki, choć w zamierzeniu miała to być zapewne forma absurdu. Był sobie Pouzin, który w oczach widział zbli­żającą się po swe ofiary nagłą śmierć. Widział i musiał im o tym powie­dzieć. Po prostu musiał, oskarżono go o morderstwo, bo był ostatnim, który rozmawiał z nagle zmarłymi. Ofi­cjalnie ułaskawiony, nieoficjalnie ska­zany w imię porządku. O co chodzi? Że społeczeństwo nie toleruje inności i że istnieją pewni siebie dogmatycy? Dowiedziono tego bez opowiadania ba­jek. Że biedny, niewinny Pouzin? Istotnie. Wyrazów współczucia odmówić mu nie można.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji