Artykuły

Szczęście, które się nie trafia

Nie w Krakowie, mateczniku rodu Kossaków, nie w Warszawie, choć stołeczni artyści spektakl stworzyli, a Nowym Sączu, w trakcie organizowanego tam w Miejskim Ośrodku Kultury Jesiennego Festiwalu Teatralnego, już dziewiętnastego, odbyła się premiera spektaklu "Lilka, cud miłości" - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Któż nie zna czterowiersza: "Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: /Czyjeś ciało i ziemię całą - /A zostanie tylko, tylko fotografia, /To - to jest bardzo mało...". Pytanie wcale nie oczywiste, choć pewnie wiersz niesiony muzyką Zygmunta Koniecznego, rozsławiony przez Ewę Demarczyk, zapadł w pamięć kilku pokoleń. Nieoczywista jest już również pamięć o autorce - Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej; jej 70. rocznica śmierci minęła w lipcu bez szczególnych akcentów. Bo w ogóle autorka ta, niegdyś uwielbiana, której liryki stawały się zaklęciami zakochanych, już nie jest tak czytana, tak obecna w naszym życiu - choćby w postaci piosenek, a pamiętam, jak 40 lat temu chętnie sięgali po nią uczestnicy Studenckiego Festiwalu Piosenki.

A i Niemen ją śpiewał.

Dziś lepiej sprzedają się książki jej siostry, Magdaleny Samozwaniec, co wiem od Rafała Podrazy, ciotecznego wnuka pisarki, który wraz z mamą zarządza dziełami obu słynnych sióstr, a sam w kolejnych książkach przybliża dokonania i życie rodu Kossaków. On także opracował dziennik wojenny Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej "Szatan wojnę spłodził. Zapiski 1939-1945", który po sukcesie czytelniczym stał się kanwą spektaklu "Lilka, cud miłości" [na zdjęciu]. Właśnie odbyła się jego premiera. I to nie w Krakowie, mateczniku rodu Kossaków, nie w Warszawie, choć stołeczni artyści spektakl stworzyli, a Nowym Sączu, w trakcie organizowanego tam w Miejskim Ośrodku Kultury Jesiennego Festiwalu Teatralnego; już dziewiętnastego. To kolejny powód do dumy zarządzających tą instytucją Marty Jakubowskiej i Janusza Michalika. I władz miasta, które zechciało być mecenasem spektaklu.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - wielka poetka miłości, o której tak pięknie pisała i której szukała przez całe życie, w tym u trzech mężów. Najdłużej trwało jej ostatnie małżeństwo - z lotnikiem Stefanem Jerzym Jasnorzewskim; to z nim opuszczała pospiesznie Polskę; jako autorka sztuki "Baba-Dziwo", atakującej totalitaryzm, musiała obawiać się represji hitlerowców. Francja, a później Anglia dały tej dwójce schronienie, co nie znaczy, że szczęście. Rozwijająca się choroba poetki, szpitale, cierpienie, poczucie obcości w angielskich realiach (a była Jasnorzewska niezwykle krytyczną obserwatorką emigracyjnych elit, nieszczędzącą ostrych uwag na temat liderów) oraz nie najlepsze relacje z mężem doskwierały coraz bardziej. Nasilała się także tęsknota za rodzicami - "Mamidłem" i ojcem, słynnym Wojciechem Kossakiem, za siostrą... Za Krakowem. "Domu, domu wracaj, bo tak żyć nie sposób" - zapisała Lilka (nią była dla najbliższych) w 1942 r. "Nie o nastroje już chodzi, ale o przerażenie" - dopisała w roku 1945, sparaliżowana, poruszająca się na wózku.

Ów wózek pojawia się i w spektaklu, choć reżyser, Waldemar Śmigasiewicz bardzo stonowanie opowiada o dramacie wojennych lat poetki. Rozpisawszy jej biografię na trzy aktorki: Afrodytę Weselak, Magdalenę Zawadzką i Joannę Żółkowską splótł w tym niewiele ponad godzinę trwającym przedstawieniu i beztroską młodość Lilki w krakowskiej "Kossakówce", i nieustanne łaknienie miłości, i kolejnych mężów, z których żaden nie stał się tym wyśnionym. Zresztą pewnie łatwo im nie było przy kobiecie o tak trudnym charakterze, zapętlonej w swych ambicjach, kompleksach, skupionej na swej urodzie, której do końca poświęcała wiele uwagi. "Przyjemnie mi było, że bardzo ładnie wyglądałam na tym wózku inwalidzkim psiakrewskim, że szlafrok jest nowy, że brylant świeci, a włosy mam w nowej różowej siatce".

Oto jedno życie w czterech ujęciach, bo świetnym zabiegiem reżysera było i wprowadzenie do spektaklu Krystyny Tkacz, która fragmentami wierszy do muzyki Urszuli Borkowskiej dodaje, niczym antyczny chór, poetycki komentarz do przywoływanych zdarzeń. Zmarła w wieku 54 lat poetka zawsze bała się starości. I choć ta nie była jej dana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji