Artykuły

Żarty i prawda

Teatr Dramatyczny przygo­tował nową inscenizację "Romulusa Wielkiego", sztuki, której prapremiera w 1959 r. była wydarzeniem sezonu. Jak dzisiaj spojrzeć nale­żałoby na to przedstawienie? Dürrenmatt ma u nas dobrą pra­sę (podoba się także tzw. "ma­sowej publiczności", co nie jest bez znaczenia), a twórczość jego daje wdzięczną okazję do rozwa­żań nad rozmaitymi "paradoksa­mi losu ludzkiego", których do­tyka, co w połączeniu ze spraw­nym i tzw. nowoczesnym war­sztatem pisarskim znajduje sobie na ogół przychylne przyjęcie. Są­dzę jednak, że przy tej okazji ranga tej twórczości została nie­pomiernie powiększona, a za przykład niech posłuży właśnie "Romulus Wielki" - sztuka do­statecznie charakterystyczna dla teatru Dürrenmatta, a przy tym uważana często za jego najwięk­sze (a w każdym razie czołowe) osiągnięcie. Przyjrzyjmy się tedy bliżej owej "niehistorycznej komedii hi­storycznej" jak nazywa "Romu­lusa Wielkiego" sam autor. Sztu­ka pokazuje końcowe chwile pa­nowania ostatniego cesarza Rzy­mu i upadek jego Imperium pod najazdem Germanów. Można by mówić wiele o przewrotnej, do­skonale ukostiumowanej teatral­nie inteligencji Dürrenmatta, któ­ry potrafi na tej pretekstowej sytuacji historycznej uprawiać bardzo kunsztowną grę pojęcio­wą, skrzącą się od paradoksów i powikłań groteskowych, i potrafi oddać ją w tak żywych kontra­stach postaw, pojęć, czy wreszcie czysto słownych zachowań - że z jednej strony świat tej sztuki stwarza wrażenie bogactwa i róż­norodności, z drugiej zaś - ma stwarzać wrażenie głębi przy próbie refleksyjnego spojrzenia na ten utwór. W zakresie mi­strzostwa warsztatu chylę czoła przed Dürrenmattem, ale też i na tym koniec.

Albowiem cale to bogactwo, cała ta wirtuozeria jest, jak są­dzę, dosyć jałowa zarówno w sferze racji i problemów, jak w płaszczyźnie emocjonalnej. Dwa pierwsze akty to przede wszyst­kim nakreślony groteskową linią obraz rozkładu władzy cesar­skiej, obraz upadku Rzymu oglą­dany z paradoksalnej perspekty­wy letniej rezydencji Romulusa, tego "wielkiego kurnika" (od ho­dowli kur, jedynej prawdziwej pasji cesarza), w którym panuje Romulus ośmieszający bądź zby­wający żartami wszystkie spra­wy wiążące się z jego dogorywa­jącym państwem. W zakresie wykorzystania możliwości tego kontrastu: błazeństwo cesarza - groza "sytuacji obiektywnej" ob­jawia się w istocie mistrzostwo Dürrenmatta. Rzecz zmierza jed­nak dalej: sztuka ma cztery ak­ty, z których trzeci pokaże (nie­spodzianie dla widza - jak za­strzega autor) całkowicie prze­obrażoną osobę Romulusa - okazuje się, że maskę błazna i nie­dołęgi nosił on celowo, zamierza­jąc już od pierwszych chwil swe­go panowania doprowadzić Rzym do upadku: forma sądu nad mi­nionymi zbrodniami cesarstwa. Ta przemiana bohatera ma po­ciągać także przemianę intelek­tualnej i moralnej perspektywy całej sztuki, która z "przedrze­źniania" dwóch pierwszych ak­tów ma oto wznosić się do po­ziomu debaty (prawda, że ironi­cznej) nad człowiekiem, losem, historią, odpowiedzialnością itp. (co trwać jeszcze będzie także w akcie czwartym).

Dürrenmatt sam przestrzega przed zbyt jednoznacznie kome­diowym odczytaniem tej sztuki, w czym zdaje się widzieć świa­dectwo jej pomniejszania, powia­da, że to ponura komedia, choć pozornie lekka i że w ogólności postawa Romulusa (jako sędzie­go, który w masce błazna podpi­suje i pilnuje wykonania wyroku na potępionym świecie) powinna dawać do myślenia. Tak więc mielibyśmy tu do czynienia z utworem, który mimo farso-wo-komediowej formy wcale nie jest taki śmieszny, a sama ta for­ma wyrastałaby po prostu ze specyfiki naszej własnej już, pozateatralnej sytuacji, sytuacji świata współczesnego, w którym wobec powszechnego zakwestio­nowania podstawowych wartości i zasad moralnych tragedia jest niemożliwa i który tedy o sa­mym sobie świadomość zdoby­wać, musi odwołując się do owej przez pisarza ukształtowanej dialektyki negacji, paradoksu i gro­teski. Otóż prawdę mówiąc, muszę pozostać sceptyczny wobec tego sugerowanego przez autora i akceptowanego na ogół przez kry­tykę odczytania jego utworu. Nie dyskutując tutaj o samych prze­słankach teoretycznych (bynaj­mniej nie oczywistych), które uzasadniać mają ową interpreta­cje - muszę zakwestionować jej adekwatność w stosunku do tek­stu samej sztuki, do tego, co mo­żna zeń wydobyć i pokazać na scenie. Po prostu, te racje czy też ten system racji i anty-racji, który prezentuje nam w swoim "Romulusie Wielkim" Dürren­matt, do którego odwołuje się aby wskazać na "poważny ton" utworu - niezdolny jest do speł­nienia owej funkcji, nie jest w stanie udźwignąć całej sztuki z poziomu kalamburu i paradoksu do poziomu refleksji serio nad człowiekiem i jego losem. Nie­stety bowiem, wymiar owvch racji, w których zamyka Dürren­matt swego bohatera i sztukę ca­łą, jest nie tylko mało oryginalny, ale niekiedy wręcz infantyl­ny. Wystarcza on całkowicie przy uznaniu groteskowej formuły sztuki za zasadniczą jej organi­zacje, stwarza wrażenie jałowości, jeżeli "Romulus Wielki" ma jak to autor sugeruje, dawać do myślenia. Niewiele też jak sądzę pomoże roztrząsanie postaw i ra­cji przeciwstawnych, których wachlarz cały zawarty jest w tej sztuce. Wszystkie one bowiem (nie mając za sobą motywacji psychologicznej), wyposażone są w bardzo ubożuchne racje inte­lektualne, takie akurat, jakie wystarczają dla efektownego bu­dowania akcji, ale zbvt wątłe aby nadać jej sens godny uwagi. W tym miejscu przyznam jed­nak, iż wszystko co powiedzia­łem tutaj na marginesie insceni­zacji w Teatrze Dramatycznyn winno być wzięte w okres wa­runkowy - byłoby tak z pew­nością, gdyby nie kreacja Jan Świderskiego jako Romulusa (pa­radoksalnie, rozsadza ona ramy niezbyt konsekwentnie prowa­dzonego i nierówno granego przedstawienia). Czy Świderski jest zgodny z intencją pisarza? Oto w tym przypadku pytanie mniej ważne: myślę, że nie, w każdym razie nie do końca, ale myślę też, że właśnie dlatego ist­nieje w całym przedstawieniu ja­kiś jasny, prawdziwy i wycho­dzący poza retorykę ton. Świder­ski prowadzi swoją rolę od po­czątku jakby na marginesie po­jęciowych igraszek autora, gra oc początku do końca jedną postać - człowieka prawdziwego w swej prostej naiwności i niechę­ci do Wielkich Spraw ludzkiej historii, żałosnego w tej swojej postawie, budzącego tyle szacunek co sprzeciw, ale przy tym naturalnego właśnie. Jest to kreacja, która olśniewa bogactwem a zarazem precyzją środków aktorskich, kreacja, która stanie się na pewno przedmiotem wielu komentarzy, a którą ja radzę po prostu zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji