Artykuły

Monolog na plaży

- Jestem normalnym, mającym czysto amatorski stosunek do teatru widzem. Oglądam przedstawienia, bo lubię teatr. Cieszy mnie, gdy widzę na scenie znanych mi aktorów. Mam reżyserów, których prace mnie interesują. Odróżniam dekoracje Jana Kosińskiego od dekoracji Józefa Szajny. Chętnie oglądam sztuki, których nie znam, a o których gdzieś coś słyszałem. Równie chętnie patrzę na przedstawienia sztuk dobrze mi znanych, z których zapamiętałem jakieś zdania, których słowa towarzyszą mi od dzieciństwa, w których znam każdą rolę i każdą kwestie. Lubię "Zemstę" i chętnie zobaczyłbym nową sztukę Ioneseo, chciałbym oglądać "Dziady" i cieszy mnie każda premiera Ibsena, ciągle mogę wracać do Czechowa i czekam niecierpliwie na "Ślub" i "Operetkę". To prawda, że długie obcowanie z teatrem sprawiło, że mam już dziś swoje sympatie i antypatie, że chodząc do teatru i czytając czasem to, co pisze się w książkach o teatrze, próbuję mieć własne zdanie. To prawda, że przed obejrzeniem przedstawienia albo po powrocie do domu sięgam czasem na półkę, by odświeżyć dawne lektury lub żeby poznać jakiegoś nie znanego mi autora. Nie jestem więc widzem obojętnym, nie jestem widzem dziewiczym, którego wszystko dziwi i dla którego rzecz oglądana po raz pierwszy w teatrze jest początkiem, edukacji artystycznej. Znam filmy Bergmana i Wajdy, czytałem Tomasza Manna i Eliade'a, oglądam niektóre wystawy, w Paryżu byłem w Luwrze, znam muzea Florencji, wiem, jakie zbiory ma muzeum im. Puszkina w Moskwie. Chodzę do filharmonii (ale nie na Konkursy Chopinowskie i nie na koncerty Warszawskiej Jesieni, zbyt to profesjonalne imprezy, tam muzyka nie jest już "czysta", bezinteresowna). Słucham radia, jego trzech programów - kiedy przeglądając "Radio i Telewizją" znajdę to, co mnie interesuje. Aparat włączam, gdy wiem, co usłyszę. Tak samo - więc rzadko - obcuję z telewizją. Mam trochę płyt. Przeglądam w księgarni półkę z nowościami wydawniczymi. Moja praca... Zresztą nieważne, gdzie pracuję. Nie w kulturze, oczywiście.

Poznaliśmy się na urlopie, trochę rozmawiamy na plaży i na spacerze. Mówimy o tym, co każdego z nas interesuje, wymieniamy zdania na temat lektur, ludzi, przedstawień, filmów, malarzy. Nie są to jakieś zawiłe dysputy czy nazbyt gorące spory. Ot, takie sobie pogawędki ludzi, którzy interesują się zdaniem innych. Dziś nie jest to rozmowa. Znajomy z wakacji, leżąc na piasku, bawi się pozostawionymi przez jakieś dzieci muszelkami i wygłasza swój pierwszy, chyba nie całkiem obojętny monolog.

- Czytam również recenzje teatralne, także w "Teatrze". Po co? Przecież dla mnie zostały napisane. Dla widza teatralnego, który się sztuką sceniczną trochę interesuje. Czytam czasem z zaciekawieniem, niekiedy z satysfakcją, gdy myślę tale samo czy podobnie jak recenzent. Wtedy gdy przekazuje mi on swoje uwagi, gdy dopowiada mi coś do moich własnych spostrzeżeń wyniesionych z teatru. Nie o ocenach mówię. Te mnie nie interesują, a nawet drażnią, są jak cenzurki wystawiane uczniom. Każą niechętnie myśleć o sprawozdawcy, bo zdają się sugerować, że jest to wypowiedź na zadany temat, pisana z wysiłkiem i mozołem, dla czyjejś osobistej, nic mnie nie obchodzącej satysfakcji. Wypowiedź-wyrok, a nie rozmowa ze mną, w której odnalazłbym ślady tego, co skłania mnie do chodzenia do teatru: umiłowania sceny. Wypowiedź autorytatywna, pewna siebie, nie pozwalająca mi na zachowanie własnego zdania, każąca wybierać. Nakazująca decydować się albo na Becketta, albo na Zapolską. Albo na dramat salonowy, albo na paraboliczny dramat poetycki. Albo na przedstawienie studenckie, albo na Teatr Współczesny. Albo na Holoubka, albo na Janowską. Dlaczego mam wybierać? Dlaczego mam lubić tylko jedno? Dlaczego mam być albo zwolennikiem teatru literackiego, albo teatru zbiorowej kreacji, bez tekstu? Lubię po prostu teatr. Lubię przedstawienia, a nic mnie nie obchodzi - o czym się tak dużo pisze - model teatru. Organizacja przedsiębiorstwa, metody zarządzania, zasady kompletowania zespołu, rola dyrektora i rola rady artystycznej - a cóż mnie to wszystko obchodzi? Czy przez zmniejszenie wskaźników planu bardziej poruszy mnie Wielka Improwizacja? Czy zmiana norm sprawi, że aktor grający Hamleta będzie mi miał więcej do powiedzenia? Czy po zdemaskowaniu "czarnej literatury", siejącej rozpacz i zwątpienie, bardziej radosny wyda mi się gest umierającego na scenie człowieka? Czy...

- Uśmiecha się pan. Pewnie macie swoje powody, dla których tyle mówicie i piszecie o tym, co się dzieje w teatrze, nim aktor wejdzie na scenę. O kuchni teatralnej i o jego organizacji. Nie znam się na tym. I nie bardzo mnie to interesuje. Ciekawi mnie teatr i jego sztuka, którą oglądam z widowni. Zdaje się, że zawsze były jakieś kłopoty, jakieś przeszkody, jakieś utrudnienia, jakieś niedogadania wzajemne, kogoś z kimś innym. A przecież sztuka, która miała i musiała powstać - rodziła się. Teatr budził podziw lub wywoływał śmiech szyderczy, był sztuką bądź sprzedajną dziewką niezależnie od tego, w jakich działał warunkach. O wielkości i małości jego decydowały nie zarządzenia, ale talent, czasem geniusz ludzi, którzy go tworzyli. Spogląda pan na mnie sceptycznie. Proszę pana, teatr lubię jako widz, łączą mnie z nim więzi dobrowolne. Lubię chwile oczekiwania, gdy gaśnie światło na widowni. Lubię szelest rozsuwającej się kurtyny. Lubię przygasający szmer na widowni, kiedy widowisko poprzedzone dźwiękiem gongu się zaczyna. Lubię dobre - i różne - przedstawienia. Co mnie i innych, których jest w Polsce niemało, ma obchodzić cała reszta. Reszta, która brzmi jak mało przekonywające usprawiedliwienie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji