Artykuły

Piosenka, bezcenny skarb

Gdyby "Piosenkom pana Berangera" towarzyszyła mocna kawa i dobre wino, mógłbym przy­chodzić do Teatru Współczesnego codziennie.

Nie wiem, kto zrobił w spektaklu robo­tę najważniejszą. Marta Stebnicka rzecz wyreżyserowała - trochę zdalnie, bo przeszkadzała jej cho­roba, więc kilkakrotnie przesuwano ter­min premiery. Ewa Kornecka i Andrzej Czopik napi­sali muzykę świetnie pasującą do staro­francuskich refrenów. Marcin Płaza, chłopak przy fortepianie, poprowadził głosy aktorów Teatru Współ­czesnego tak udanie, że wychodzimy od­urzeni śpiewem bez mikrofonów, błyskot­liwie zestrojoną harmonią chórów, ma­giczną akustyką piwnicznego wnętrza. Anna Sekuła, scenograf, łóżko na kół­kach zmieniła w drzwi więzienia równie sprawnie jak w alegoryczny rydwan. Leszek Czarnota poprowadził aktorów tanecznym krokiem jak cudaczne mario­netki lub linoskoczków objazdowego te­atrzyku. Każdy z nich wniósł udaną cząst­kę pracy i talentu do czarującego wieczo­ru francuskiej piosenki poetyckiej.

Poeta i przyjaciele

Pierwszoplanowym bohaterem spekta­klu jest Piotr Jan de Beranger i jego pio­senki w pięknych przekładach Elżbiety Zechenter-Spławińskiej, Leszka Długo­sza, Jeremiego Przybory oraz Władysła­wa Syrokomli. Uczestniczymy w półtora­godzinnej wyprzedaży ciuchów, notesów, kapeluszy i lichych mebli zmarłego arty­sty, które za wszelką cenę chcą ocalić je­go przyjaciele. Historia życia Berangera była dramatycznie prosta - swymi teksta­mi doprowadzał do białej gorączki nadę­tych polityków i fałszywych moralistów porewolucyjnej Francji, więc co chwila trafiał za kratki. Refreny smutnych ballad na długo zapadają w pamięć. Beranger i jego przyjaciele są jak cu­dacznie poprzebierane figury z objazdo­wego panoptikum. Strzępki dawnego blasku, źle zapięte mankiety, nastroszone fry­zury, makijaże jak namalowane węglem z komina czy sokiem z buraka, odzież spo­niewierana częstym noszeniem i nieczę­stym praniem, przydeptane buty. Ogląda­my aktorów-muzykantów skazanych na zatracenie w każdej porządnej bajce Per-raulta. Porzucających mieszczański porządek dla wspomnień swawolnej miłości, dla wyzywającej demaskacji hipokrytów i bi­gotów.

Królik z kapelusza

Najważniejsza postać to Pan A., czyli sprzedawca piosenek zwiniętych w papie­rowe rulony, które obnosi jak kataryniarz, w rannych pantoflach pana Berangera, z la­seczką - on historię opowiada - oraz Pan B., sprzedawca majątku ruchomego pozo­stałego w mieszkaniu Berangera.

Bogusław Kierc jako Pan A. nie tylko bardzo sprawnie i przekonująco prowa­dzi nas na spółkę z Włodzimierzem Maciudzińskim przez losy Berangera, ale jest po trosze i dyrygentem chórów, które co chwilę wyskakują na proscenium, jak kró­lik ze stosu kapeluszy Pana B. Pan A. Kierca jest nieustałym optymistą, śpiewa w "Dobrym Bogu": "Poczciwe serca bę­dą ocalone". Pan B. w czterech kapelu­szach i z dzwonkiem na szyi jak Piotr Skrzynecki szydzi - w imieniu św. Pio­tra, któremu bardzo podobni do nas ło­trzy zatrzasnęli przed nosem drzwi do ra­ju: "O Panie, święć się imię Twe, Tyś mnie ocalił od tłuszczy tej".

Im pilniej wsłuchujemy się w ich pio­senki, tym cieplej robi się na sercu. Renata Kościelniak jako Panna z podusz­kami, Dorota Abbe w roli Panny z tamburynem, Bożena Krzyżanowska, czyli Panna z wachlarzem, oraz ich partnerzy: Radosław Kaim, Chłopak z bębnem, Mi­chał Chorosiński, czyli Chłopak w zielo­nych okularach, oraz Piotr Zalewski jako Chłopak z krzesłem na szyi, są zabawni, dowcipni, uroczy - dopiszcie, co chcecie, nie będzie za wiele.

Każda z zagranych tego wieczoru pio­senek to mały teatrzyk. Każdy z aktorów pokazał swój warsztat, urok osobisty, talent. Wszyscy naprawdę dobrze bawili się w zespole. Ale też dostali narzędzie pięk­ne i doskonałe, gdyż piosenki Berange­ra są małymi cudami formy i treści. Nie mnie rozstrzygać, kto był piękniejszy - autor czy aktorzy. "Piosenki pana Be­rangera" to udanie spędzony czas w miej­scu niezwykłym. A zamiast puenty cy­tat - "Ty, Muzo, [...] wymykasz się z brudnych łap/ Tym, którym weszłaś za skórę. [...] Gdy Muza znika w oddali,/ Ja także bym nogę dał./ Wiem, że ją mogę odnaleźć/ W tej knajpie, gdzie wszyst­kich znam". Szkoda, że przy Rzeźniczej nie ma już Rekwizytorni, w której było­by słychać te piosenki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji