Artykuły

Rekwizyty przeszłości

JULIUSZ Kaden-Bandrowski (któż go dziś czytuje?) napisał "Generała Barcza" jako groteskę, by głosić apologię. Krasowski na podstawie tej powieści napisał szopkę narodowo-polityczną, aby zadrwić, sięgając do rekwizytorni historii i literackiej wizji Kadena-Bandrowskiego. Autor "Generała Barcza", choć ukazywał kulisy rozgrywek politycznych, choć ujawniał wielkie intrygi, grube skandale polityczne i małe skandaliki łóżkowe - był przecież piewcą dawnej generalskiej Polski. Nie bał się bronić wodzów na przekór ich słabostkom, pokazywać ich w żenujących dla czytelnika okolicznościach, ponieważ wierzył w nich, był z nimi. Podjął niełatwe zadanie ukazania ówczesnych kierowników państwa w sytuacjach groteskowych - w książce, która uderza siłą ekspresji, a która przecież kończy się akcentem optymistycznym - major Pyć mówi do generała Barcza: Tyle jest jeszcze do zrobienia... Odeszli bowiem ci, którzy Barczowi przeszkadzali sprawować rządy dusz. My, bogatsi o wiedzę historyczną, bogatsi o całą prawdę o roku 1918, wiemy, że tamci generalscy wodzowie mogli doprowadzić tylko do klęski. Wiemy, że ówczesny reżim nie umiał dać i nie mógł dać niczego narodowi, że zbudowana i utrwalana legenda o wielkości owych wodzów była tylko czczym, cynicznym frazesem.

Krasowski wyjął z "Generała Barcza" wątki, postacie i spiętrzył sytuacje. Był wierny tekstowi. Groteska Kadena-Bandrowskiego, pełna podziwu dla tężyzny wodzów, miała przemienić się w groteskę wyśmiewającą ich małość.

Rekwizyty przeszłości na scenie, generalskie kukły odgrywają przed nami swe role z zamierzchłej już przeszłości. W tym tańcu na linie są sami. Takich widzimy ich na scenie, choć nie takimi byli w konkretnej i znanej nam rzeczywistości.

Małostkowość wodzów jest wyraźna i widoczna, pragnienie niepodzielnej władzy zrozumiałe - z ich punktu widzenia. Nie ma jednak obawy, ażeby widz akceptował motywy ich działania. Reżyser i zarazem adaptator przedstawienia chyba niepotrzebnie wdaje się z tymi kukłami w dyskusje, każe im prezentować ich racje, wyposaża je jak pełnowymiarowych ludzi. Jeżeli nawet racje polityczne tak odległe dziś, nie mogą i nie wywołują reakcji, to racje psychologiczne postaci osłabiają wymowę przedstawienia. Oscyluje ono zupełnie niepotrzebnie między ostrą, zjadliwą groteską a bulwarową farsą, płaskim melodramatem. Gdybyśmy mieli na scenie jedynie taniec kukieł, wtedy ujawnienie mechanizmu ówczesnej władzy, która - co wiemy sami - w konsekwencji doprowadziła do tak tragicznych skutków, byłoby równie wyraziste. Ostatnia dopiero scena przynosi to, na co czekamy. Szara eminencja generalskiej władzy nie ma już nic do powiedzenia. Generał Barcz jest sam. Na tle horyzontu zapala się czerwona łuna. Finałem będzie rok 1939.

"RADOŚĆ z odzyskanego śmietnika" - nieważne w tej sztuce jest przecież to, czy generał Barcz miał symbolizować Piłsudskiego, czy też innego z ówczesnych wodzów. Ważny jest klimat moralny, który zapanował na tym śmietniku, galeria tych, co nie potrafili i nie mogli oczyścić krajowego śmietnika. Tu historia dopowiada resztę.

"Generał Barcz" jest - może nawet wbrew zamierzeniom autora powieści - dokumentem historycznym. Dokumentem brutalnym i wyrazistym. Przedstawienie Teatru Nowej Huty miało podobne ambicje. Mogło stać się wymowną tragifarsą. Gubiło się jednak niekiedy w realiach czasu. Prezentując sceny wyraziste i jednoznaczne, zbyt wiele chwilami przytaczało racji publicystycznych, zbyt było skłonne do ulegania sentymentalizmowi. Widz, który nie zna książki, gubi się chwilami w wielości wątków, niekiedy ulega pozornym racjom. Przyklaskuje tylko wtedy, gdy groteska jest wyraźna, gdy postacie stają się jednowymiarowe.

Publicystyka i cieniutka aluzyjność tego spektaklu u nikogo przecież potwierdzenia racji nie wywołuje. Tu bowiem wkracza wiedza historyczna, dobitnie zaznacza się prawda współczesności, racja narodu, który uporządkował przecież ten śmietnik pozostawiony w spadku przez historię i potrafi radykalnie wymiatać brudy.

Przedstawienie Teatru Ludowego jest bardzo nierówne. Adaptator powieści przeniósł do teatru literacki tekst, któremu zbyt łatwo ulegał reżyser. Trudność w tym, że adaptator jednocześnie jest reżyserem. Praca stała się, niestety, dość połowiczna. Zarówno bowiem reżyser jak i widz wie, że ten karciany domek musi runąć. Wymagało to rysowania sytuacji jaskrawymi środkami, trzeba było drwić bezlitośnie. Zbyt wiele w tym przedstawieniu jest jednak spraw niedoprowadzonych do końca, niejednoznacznych. Dla nas, widzów, na placu boju pozostaje jedynie Rasiński pisarz i pochlebca generalskiej kliki, on jeden bowiem zna ją i przejrzał jej kulisy. On jeden może wszystko ujawnić. Nie ma tu drugiego planu, na którym był przecież nie Rasiński, lecz naród, który oszukiwano dawkami pozornej wolności.

SĄ PRZECIEŻ w tej powieści i w tej sztuce postacie, które pozostają w pamięci. Są i sceny znakomite - generalska uczta, podchmieleni, pełni werwy generałowie demonstrują swą prężność duchową i tradycyjny animusz polski. Z góry na scenę zjeżdżają konie - płaskie, naturalistyczne, by rysować i uprzytomnić obraz pełen symboliki. Chwilami jednak sceny nie wiążą się w logiczną całość, chwilami nużą. Jest tu bowiem zbyt wiele publicystyki na miarę tamtego okresu, zgodnej z duchem przemówień "Dziadka", a zbyt mało nastroju groteskowej szopki. Dziś nas już nie interesują wątpliwości generała Barcza, bardziej - mechanizm, który ujawnia jak z chłopskiego oficera Dąbrowy mógł wyróść człowiek, który zaprzedał swoje przekonania reżimowi. Jak można było jego bunt przemienić w bezwzględną uległość.

Krasowski zachował w swej sztuce język powieści. Ujawnił, że powieść Kadena mogła być odczytana jako wielki polityczny pamflet. Powieść o jędrnym języku, powieść o urywanej, pełnej chaosu akcji, ekspresjonistyczna - stała się tworzywem teatralnym. Miała po temu wszelkie dane. I w powodzeniu spektaklu te racje przeważyły. Przeszkodziła jedynie niejednolitość stylu, zdecydowany najbardziej był scenograf - JÓZEF SZAJNA. Dekoracje nadają przedstawieniu wymowę symboliczną. Brudne i odrażające, ukazują ten śmietnik we właściwych wymiarach. Niestety, nie współgrały z nimi kostiumy.

AKTORSKA wymowa spektaklu jest bardzo wyrazista. Każda niemal z postaci jest ostro rysowana, skrótowo wyrażająca cechy postaci, głęboko osadzona właśnie w tym środowisku ludzi poruszających się na śmietniku. Najbardziej interesująca postać o karykaturalnej wymowie, to major Pyć WITOLDA PYRKOSZA. Postać generała Barcza w wykonaniu FRANCISZKA PIECZKI zachowuje jednolitość, nawet wtedy, gdy ulega on namowom swego doradcy, czy konsekwencji faktów. Ten człowiek chce za wszelką cenę utrwalić swoją władzę. I takim ukazuje go Pieczka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji