Artykuły

Dopiero pięć lat

Istnieje w Nowej Hucie Teatr Ludowy. Dopiero pierwszy swój, skromny obchodził jubileusz. Ale zrobił przez ten czas mnóstwo, rozwinął się błyskawicznie. Zajął miejsce wybitne i szczególnie ważne: okazał się potrzebny, ba, niezbędny w nowym, wielkim, robotniczym mieście, na terenach wciąż nie znanych innym zespołom. Dowiódł, że śmiała i poważna sztuka bez rabatu ma w naszym ustroju wielką szansę, że może żyć i rozwijać się samodzielnie - razem z młodym proletariatem, sięgającym po nowe myśli, nowe domy, nowe maszyny i nowe prawa. O jakim jeszcze teatrze tyle pisano i tyle dyskutowano w ciągu tego pięciolecia - tak ważnego, tak ciekawego i tak owocnego? I niedaremnie. Skuszanka, Krasowski i Szajna zajęli się najpotrzebniejszą rzeczą w najważniejszym dla przyszłości kraju środowisku. Odnieśli sukces, mają coraz więcej widzów (cyfry i fakty!) i obalili parę przesądów, co zawsze wywołuje dąsy i kłopoty. Ale u nas powinno kończyć się dobrze. Na jubileuszu było też wesoło. Wśród stałych bywalców z huty, szkół i pobliskiej Jagiellonki, gęsto poutykani byli przyjaciele teatru z Warszawy, z Opola, a także p. Kika Szaszkiewiczowa (spokrewniona z naszą Redakcją) oraz korespondenci i zaniepokojeni konkurenci z innych scen.

W ciągu pięciu lat teatr wsławił się między innymi przedstawieniami "Księżniczki Turandot" Gozziego, "Myszy i ludzi" Steinbecka, "Balladyny" Słowackiego, "Miarki za miarkę" Szekspira, "Sługi dwóch panów" Goldoniego, "Jacobowskyego i pułkownika" Werfla, "Imion władzy" Broszkiewicza, "Stanu oblężenia" Camusa, "Burzy" Szekspira, "Geniusza sierocego" Dąbrowskiej, "Snu srebrnego Salomei" Słowackiego, "Romulusa Wielkiega" Duerrenmatta, "Orestei" Ajschylosa, izraelskiej sztuki Aloniego "Najokrutniejszy jest król"; w perspektywie ma prapremiery kilku sztuk Jerzego Broszkiewicza (którego udało się teatrowi kupić na własność!), Szwarca i Brechta. Na jubileusz dano "Radość z odzyskanego śmietnika", Jerzego Krasowskiego, napisaną według "Generała Barcza" Kadena-Bandrowskiego. Wyszła wielka narodowa szopa utrzymana w dobrym tempie i w granicach bezlitosnej, ale rzeczowej groteski. Pierwsze dni międzywojennej niepodległości, walka o władzę między przedstawicielami siły wojskowej - oto osnowa tego utworu. Ostrzej niż w książce wystąpił główny mankament ubiegających się o przodownictwo bohaterów: brak programu, zaostrzający jeszcze izolację od obywateli, niechęć do jawności. Pasywa przedstawienia: zawiły nieco początek; zbytnie liczenie się ze znajomością powieści wśród widzów; trochę powtórzeń i autoparodii w dekoracjach Szajny. Ale jak go nie pochwalić za apokaliptyczną scenerię odsłony, w której gen. Krywult daje Barczowi i kolegom lekcję pijackiej "dżygitówki", zaś nad głowami samozwańczych wodzów narodu cwałują ogromne, sztywne, tekturowe rumaki? Najlepszy na scenie był Pyrkosz w roli dwójkarza Pycia. Pieczka jako Barcz wyakcentował najtrudniejsze właśnie momenty; jego bohater łączył imponujące, szlacheckie zawadiactwo z talentem do niedźwiedzich kompromisów i umiał przekonać wszystkich, że jego polityczna bezradność jest tragedią dla całego narodu. Historyczny mechanizm został w tym przedstawieniu pokazany z dużym zrozumieniem dla aktualnych jeszcze mitów narodowych: dlatego ta groteskowa szopa nie miała cech znęcania się nad przeszłością.

Co do reszty - sto lat!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji