Artykuły

Szopka generała Barcza

Ludzie rwą na strzępy i rozrzucają gazety. Tak zaczyna się spektakl Krasowskiego*). To "Radość z odzyskanego śmietnika". Niepodległość 1918 roku. Szajna każe przesunąć przez scenę rozdarty, postrzępiony, biało-amarantowy sztandar. Padają nazwiska pretendentów do tworzenia "własnego aparatu brania za pysk". Jest ich trzech: pułkownicy, a potem generałowie, Barcz, Krywult i Dąbrowa. Rozpoczyna się podstępna rozgrywka. Sztuka się kończy, gdy Barcz zostaje sam na placu - Krywultowi daje ciepłą posadę, Dąbrowę zsyła na prowincję. Przy Barczu przetrwał major Pyć, właściwy zwycięzca, mózg wodza - obaj ze świadomością, co "można" na tym stanowisku.

Treścią inscenizacji jest walka klik wojskowych u progu dwudziestolecia i metody zasłaniania jej propagandową literaturą (wyeksponowana postać literata Rasińskiego), ugruntowywanie władzy i metody rozprawiania się z przeciwnikami. Rezultatem - szopka narodowo-historyczna, wypowiedź demaskatorska. Krasowski wyjął z powieści Kadeta najbardziej charakterystyczne i najostrzejsze zdania. W ten sposób cały tekst sceniczny przesycony jest zjadliwością w o wiele większym stężeniu niż powieść. Masa kadenowskich zdań, szpikowanych dalekimi skojarzeniami, rwanych lub barokowo zwijanych, rozcieńcza tę zjadliwość. Teatr pozbawił ją literackości. Największym odkryciem Krasowskiego wydaje mi się ujawnienie teatralnych walorów prozy Kadena. To co w czytaniu drażni nawet efekciarstwem, na scenie jest naturalnym a mocnym, obrazowym, ekspresyjnym językiem. Odarte z powieściowej otoczki gra szyderstwem i groteską. Dawka uderzeniowa.

O ile teatr nie zawiódł tekstem, o tyle w pewnym sensie zawiódł dramaturgią przedstawienia. Krasowski wychodził z założenia, że powieść jest napisana z nerwem dramaturgicznym. Na pewno tak, ale to automatycznie nie przechodzi na widowisko. Adaptacja jest bardzo wierna duchowi powieści i wykorzystuje sporo powieściowych sytuacji. Przy takim materiale Krasowski daje coś więcej niż adaptację. Mniej jednak niż autonomiczną sztukę. Mam wrażenie, że widz nie znający powieści ma specjalnie w pierwszym akcie poważne trudności. Poszczególne sceny są reżysersko znakomite, tekst wypunktowany idealnie, każda jest gorzką satyryczną całostką na jakiś temat. Ale przez tę całostkowość utwór traci na dynamice. Wyodrębniają się pewne zamknięte sprawy. Po historii zamachu, wykorzystanego w interesie napadniętego, czyli Barcza, jeden wątek wyraźnie się kończy. Zaczyna się nowy wątek - historia Najwyższego Wojskowego Trybunału Sprawy, w którym mają się skompromitować powołani na czołowe stanowiska wrogowie wodza. Jeżeli przyjąć, że Radość z odzyskanego śmietnika ma dramaturgię sekwencji filmowych, to wina spada na montaż. W pierwszym akcie Krasowski zrobił śmiałe, ale niezbyt jasne cięcie. Po rozmowie na temat wyruszenia wojsk na front ukraiński w celu połączenia się z Barczem, major Pyć wydaje okrzyk: "Spokój, panowie, przywitamy pułkownika Barcza. Baczność!" - i wchodzi Barcz. Cięcie bardzo filmowe, tylko że w filmie najprawdopodobniej nastąpiłaby zmiana ujęcia, sugerująca przeskok, co tu oczywiście było niemożliwe. Ciecia teatralne, podział na obrazy przy pomocy kurtyny - rozbijały znów filmowy tok narracji. Może zbyt mało posłużono się światłem jako środkiem montażu.

Powieściową otoczkę ekspresjonistyczną zastąpiła teatralna - Szajny. Radość z odzyskanego śmietnika jest pamfletem i szopką polityczną. Krasowski i Szajna nawiązali do kukieł i marionetek. Dlatego stosunkowo ważną rolę odgrywają sceny w teatrzyku generałowej Barczowej. Krasowski inscenizuje dialog Barcza z Krywultem i Dąbrową, stawiając aktorów obok marionetek ludzkiej wielkości. Rozmowa odbywa się w wyobraźni generała, któremu żonine marionety przypominały politycznych przeciwników. Ale do kukieł podobni też cywile. Charakterystyka kontrastowa: żołnierze są w normalnych mundurach, inni - w parodystycznych szmatkach. I tu znów strzępy - spódnica matki, suknia żony generała. Jedynie Hanna Drwęska, oficerska kurtyzana, ma kostium dyskretniej stylizowany, najlepszy. Inne raziły, choć sam pomysł ich skontrastowania zasługuje na uwagę.

Szajna jest zbyt określoną indywidualnością, by o nim mówić sir ira et studio. Zwykle widać go przedstawieniu na tyle, że jego kompozycję plastyczną odbiera się jak obraz. Może się podobać albo nie podobać, po obu stronach będzie dostateczna ilość argumentów. W tym przedstawieniu dekoracje Szajny są często ograniczone do fragmentów barwnej kompozycji w głębi i markowania wnętrz paroma meblami. W sumie daje to wrażenie męczącej brzydoty. Ale Szajna także dominuje na scenie. Mury cytadeli w których odbywa się jednocząca generałów uroczystość otwarcia "muzeum niewoli", oznacza szeregiem nisko zawieszonych białych płaszczyzn o rozmaitych kształtach. Pełno ich. Poza tym, że odpowiednio zmniejszają sylwetki aktorów, wydały mi się denerwujące. Jedna rzecz jest obiektywni świetna. To apokalipsa dwudziestolecia. Czterech podpitych oficerów woła o konie. Spadają na sznurach wydłużone, upiorne bachmaty i kołysząc się zapychają całą przestrzeń, podczas gdy zapada kurtyn! To było ciekawsze niż symboliczne łopatologiczne strzępy.

Tak właśnie mógłby wyglądać teatr Witkacego. Przy Radości z od zyskanego śmietnika przypomina się i Gombrowicz, język Gombrowicza Nieodparcie w chwili, gdy zdenerwowany generał Dąbrowa przechodzi na swoją rodzinną, niby-to-chłopską gwarę. Koligacje nowohuckiego Kadena są interesujące i dodają smaku przedstawieniu. Nie jest to bowiem w repertuarze Teatru Ludowego pozycja rewelacyjna, ale ciekawa.

Ta szopka polityczna jest grana na słusznej zasadzie, że im bardziej groteskowa postać, z tym większą prostotą należy podawać jej słowa. Ściślej - widać tę zasadę u reżysera, ale nie u wszystkich aktorów. Najciekawszą rolą w przedstawieniu był Major Pyć Witolda Pyrkosza. Postawa zabiedzonego urzędnika. Biała maska, nerwowy tick, okulary na zaczerwienionych oczach. Systematyczność statystyka. Pyć drobniutki, uniżony, a przecież wielki (dosłownie) Barcz wyglądał przy nim bezradnie. Pyć, wścibski robaczek, groźny, gdy atakuje, nic nie przerysowany a karykaturalny. Franciszek Pieczka podkreślił infantylizm Barcza i swoisty spryt realizowaniu pomysłów Pycia na swoją korzyść. Zmiana tonacji głosu bardzo źle się odbiła na je dykcji.

I wreszcie Rasiński (Edward Rączkowski), ten który patrzy, wie swoje i uśmiecha się. On jest u Krasowskiego bohaterem prologu i epilogu, on zadaje Barczowi końcowe pytanie "po co". Rasiński odgrywa tu rolę obserwatora, kto kiedyś ujawni... Przez tę postać adaptator i reżyser przypomina o realnym zapleczu pokazanej historii

*) Jerzy Krasowski: R a d o ś ć z o d z y s k a n e g o ś m i e t n i k a wg. powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego G e n e r a ł B a r c z. Teatr Ludowy w Nowej Hucie. Reżyseria: Jerzy Krasowski, scenografia: Józef Szajna, muzyka: Jerzy Kaszycki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji