Artykuły

Więcej Szajny...

"Faust", tekst J. W. Goethego w wolnym przekładzie M. Z. Bordowicza, w układzie Józefa Szajny. Reżyseria i scenografia Józefa Szajny. Muzyka Bo­gusława Schaffera. Premiera w Teatrze Polskim.

TUŻ przede mną siedział pewien starszy pan. Nie znam go, ale bez trudu odgadłam, że jest koneserem, teatromanem, człowiekiem oczytanym, o wysokiej kulturze, niewątpliwym miłośnikiem Goethego. Jego zainteresowania i upodobania literackie można było odkryć od razu, gdy tylko podniosła się kurtyna na "Fauście" w Teatrze Polskim. Po prostu się zżymał. Nie umiał pohamować swoich uczuć i doniosłym szeptem do ucha sąsiadki komentował z oburzeniem każdą scenę przedstawienia Szajny. Bardzo mu się to wszystko nie podobało. Oczekiwał tragedii Goethego takiej, jaką znał na pamięć. A zobaczył dziwny teatr.

Na scenę wszedł człowiek, w drewnianych sabotach, w drelichowym odzieniu, zagubiony i wcale nie sprawiał wrażenia kogoś, kto "przestudiował wszystkie fakultety, filozofię, medycynę, prawo...". Wyglądał na tego kto wiele przeżył, widział rzeczy straszne, istne piekło na ziemi na długo przedtem, nim ujrzał Mefista; kto poznał gorzki smak cierpienia, poniżenia i całe zło świata nie z ksiąg, ani z opowiadań.

Ten Faust nieśmiało wchodzący na scenę Teatru Polskiego był zaprzeczeniem bohatera, którego w czasach bismarckowskich usiłowano kreować na symbol niemieckiego ducha.

Ten Faust jest od początku człowiekiem okrutnie doświadczonym przez los...

Wchodzi więc Bolesław Pawlik na scenę i odchyla wrota swojej pracowni, a owe wrota są wyszczerbione, powyginane, zniszczone.

Scena jest na razie pusta. Tylko z lewej strony i z prawej leżą zakurzone foliały, jak u Goethego, a z góry zwisa potężna konstrukcja ni to rakieta kosmiczna, ni pojazd, ni piekielna maszyna.

Za chwilę scena się zaludni. Pojawią się wózki jak z prosektorium, przykryte białymi szmatami, które Faust zerwie uwalniając spoczywające pod nimi istoty ludzkie, kalekie, poranione, obandażowane, półtrupy, czy z obozu koncentracyjnego, czy z pól bitewnych. Ukaże się także Duch Ziemi (Eugenia Herman), z nogą w gipsie, w bandażach, o trzęsących się rękach i ochrypłym głosie.

Świat upiorów czołgających się po scenie, wypowiadających kwestie rozmaitych postaci będzie towarzyszył dialogom Fausta z Duchem Ziemi.

Mój sąsiad od frontu oburzy się: Wszystko pomieszali! - powie, protestując, przeciwko układowi tekstu i scen, odbiegającym od oryginału.

Po chwili wystąpi Mefisto (August Kowalczyk). Obwieszony dziwacznymi rekwizytami u ramion i za pasem, z jakimś butem, kawałkiem maski gazo­wej... Dojdzie do układu między nim, a Faustem, poleje się krew i obaj bo­haterowie uniesieni przez kosmiczny pojazd znikną ponad sceną.

I jeszcze przyjdą wędrowcy, wesoła kompania, ale smutna - jak z obrazów Breughla, żebracy, nędzarze, ślepcy, poprzebierani w łachmany i zaczną pić, śpiewać, bawić się, w szaleńczym, wi­sielczym nastroju.

A potem ukaże się Małgorzata (Jo­lanta Wołłejko-Czengery) i zobaczy ją Faust, naprowadzony przez Mefista. I będzie miłość, szalona, krótka, namięt­na i cierpienie, i śmierć, i przekleństwo.

I znowu pojawi się świat upiorów, okrutny świat, w którym nie ma żadnej nadziei, bo ludzie są zawiedzeni i przestali liczyć, że dobro może kiedyś i zwycięży, że zapanuje szczęście na ziemi.

Bo w tym "Fauście" nie zwycięży człowiek, nie odrodzi się. Bohater pozna do dna gorzki smak życia, ale nie doświadczy znikąd dobroci.

Wiele napisano o przedstawieniu Józefa Szajny w Teatrze Polskim. Że niepotrzebny mu tekst Goethego, ani żaden inny; że myśli obrazami: że to nie ma nic wspólnego z dziełem wielkiego poety.

Nie miejsce tu na dyskusje. Jedno jest pewne. Szajna pokazał wielki, prawdziwy teatr. I jest w nim duch goethowskiego arcydzieła: niepokój o świat, o ludzkość i o każdego człowieka.

Spektakl "Fausta" sprawia na wi­dzach wstrząsające wrażenie. Tak wielkie, że nawet ów starszy pan siedzący przede mną, pod koniec przedstawienia wstrzymał się od swoich komentarzy. Znalazł widocznie w tym dziele teatralnym coś, co wy­niósł z lektury dzieła drukowanego. I dlatego Józef Szajna odnosi zwycięstwo. Bo okazuje się, że można "Fausta" przedstawić w ten właśnie sposób: obrazem, ruchem, dźwiękiem, światłem i słowem, zespalając w jedną myśl te wszystkie elementy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji