Artykuły

Superbohater z półświatka

"Zły" wg Leopolda Tyrmanda w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Nowy sezon artystyczny w Teatrze Muzycznym w Gdyni otworzyła prapremiera musicalu "Zły" według prozy Tyrmanda - wart polecenia rozrywkowy spektakl żonglujący konwencjami i wciągający widza do gry w zagadkę kryminalną.

Na początek jedno zastrzeżenie: musical "Zły" według arcypopularnego przed laty kryminału Leopolda Tyrmanda nie jest przeniesionym na scenę głębokim traktatem o ludzkiej kondycji, nasyconym wielowarstwowymi metaforami. Nie jest, bo być nie może. Powieść Tyrmanda przed kilkoma dekadami ludzie wyrywali sobie z rąk, co nie znaczy, że to jest literatura wybitna. Raczej znak tamtych czasów, świadectwo trudów egzystencji w powojennej Warszawie. A przede wszystkim powieść z gatunku, który ma dawać ludziom rozrywkę z dreszczykiem.

Z natury rzeczy więc inscenizacja "Złego" nie może mieć ciężaru gatunkowego "Lalki" czy "Chłopów", wcześniejszych spektakli Wojciecha Kościelniaka wystawionych w Gdyni, bezsprzecznie wybitnych. "Zły" to nie ta liga. Co nie znaczy, że nie zasługuje na brawa i pełną widownię.

"Lalka" i "Chłopi" byli obudowaną wieloma znaczeniami uniwersalną przypowieścią o ludzkim losie, filozoficzną alegorią nas wszystkich. Natomiast "Zły" to propozycja rozrywkowa - rozgrywająca się w określonym czasie i miejscu opowieść bardziej o zjawisku niż o ludziach. W dodatku ujęta w formalny nawias - jest nim zbiór konwencji, którymi reżyser posługuje się, by ta opowieść była atrakcyjna. I taka jest.

Pewna marka

Wojciech Kościelniak, adaptator i reżyser "Złego", to pewna marka, na której można polegać i która poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Bilety na jego spektakle można kupować w ciemno. W jego osobie skupiają się cechy ponadprzeciętnego inscenizatora, który potrafi przeforsować własne pomysły, do ich realizacji dobrać sobie grupę znakomitych współpracowników, a z zespołu aktorskiego wydobyć (by nie rzec: wycisnąć) wszystko, co najlepsze. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pod jego kierownictwem wielu artystów Muzycznego osiąga maksimum swoich możliwości.

Po raz kolejny udowodnił to w "Złym", którego prapremiera w piątkowy wieczór zainaugurowała nowy sezon artystyczny w Muzycznym. Zainaugurowała w pięknym stylu, dodajmy.

"Zły", rozgrywający się w nieodbudowanej jeszcze stolicy, jest opowieścią o ludziach z półświatka, którzy terroryzują warszawiaków, próbujących w ruinach i peerelowskiej siermiędze prowadzić normalne życie. Ważne miejsce w spektaklu, podobnie jak na kartach powieści Tyrmanda, zajmuje panorama powojennej Warszawy. Z jednej strony bieda, zgliszcza i przestępczość, z drugiej - łyżwiarze na lodowisku, kolejka do kina, wyścig kolarski, potańcówka w barze. Przemówienie Bieruta, jego portret, socjalistyczne hasła, kronika filmowa, pierwszomajowe flagi, neony - to wszystko, dzięki znakomitym zabiegom scenografa Damiana Styrny (ważną rolę pełnią także efektowne animacje), buduje na scenie klimat Warszawy czasu socrealizmu. Podobnie jak monochromatyczne, czarno-szare kostiumy zaprojektowane przez Katarzynę Paciorek.

Inaczej jest z muzyką Piotra Dziubka, która raczej odbija się od tej epoki, niż wprost do niej nawiązuje. W "Złym" usłyszymy wyjątkowo zróżnicowane kompozycje: od typowego dla lat 50. swingu, przez free jazz, klasyczną i bogato zaaranżowaną muzykę ilustracyjną, po rumbę i współczesne ballady.

Zabawa formą

Rozrywkowy charakter powieści i jej inscenizacji zachęcają do zabawy formą. Ponieważ oś fabularną stanowi tajemnicza postać Złego, czyli Henryka Nowaka (w tej roli specjalnie ucharakteryzowany Krzysztof Wojciechowski), walczącego z chuliganami, całość przybiera ramy komiksowej historii o superbohaterze. Stąd niektóre dialogi ujęte w formę dymków z napisami, stąd piosenka "Senior Zorro" w efektownym wykonaniu dawno nie widzianego w Gdyni Tomasza Steciuka w roli redaktora Edwina Kolanko, którego "Express Wieczorny" tropi wyczyny Złego. Stąd także choreograficzna umowność scen walki (choreografia Jarosława Stańka jest wielkim atutem tego przedsięwzięcia) i cytaty z popkultury. Scena zjadania parówek przez główną parę: doktora Halskiego (Tomasz Więcek) i jego dziewczynę Martę (Mariola Kurnicka) to nawiązanie do randki nad miską makaronu w disneyowskim "Zakochanym kundlu", a podmuch powietrza unoszący sukienkę Olimpii Szuwar (Anna Maria Urbanowska), kochanki mafiosa Merynosa (Bernard Szyc), każdemu skojarzy się z Marilyn Monroe.

Najnowsza premiera Muzycznego nie przyniosła wielkich kreacji aktorskich, bo też materiał fabularny służy raczej pokazaniu zbiorowości, niż indywidualności. Przyniosła za to odkrycie utalentowanej wokalnie Sylwii Wąsik w roli barmanki Hawajki, i udany powrót dawno nie oglądanej Ewy Gierlińskiej w roli zakochanej w Merynosie rubasznej Anieli.

Spektakl, zwłaszcza pierwszy akt, utrzymany jest w zawrotnym tempie, w którym oglądamy coraz to nowe, ciekawsze i perfekcyjnie zrealizowane pomysły inscenizacyjne. "Zły" wytraca impet w drugim akcie (nieco za długim), zmierzającym do rozwikłania zagadki kryminalnej i finału, w którym poznajemy dramatyczną przeszłość Złego i powody, dla których walczył z bandytami.

Za dwa lata zobaczymy w Muzycznym kolejną opowieść Kościelniaka o superbohaterze. Tym razem weźmie na warsztat "Wiedźmina".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji