Artykuły

Ten teatr nie jest dla dzieci

Kartą przetargową niedawnego konfliktu wokół opery "Wozzeck" w Teatrze Wielkim stały się biorące udział w spektaklu dzieci. Tymczasem dzieci statystują w teatrach od lat, często pojawiają się w drastycznych przedstawieniach i śmiałych scenach

W "Wozzecku" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego występują dzieci z chóru Alla Polacca i grupy tanecznej Rytm. Mają od 8 do 12 lat. Zamieszanie zaczęło się, gdy zza sceny wyciekła informacja, że razem z nimi na scenie ma się pojawić nagi śpiewak. "Nasz Dziennik" oskarżał reżysera o molestowanie seksualne dzieci, straszył go prokuratorem. Na próbie dla mediów stawiły się dziesiątki dziennikarzy. O wydarzeniu zrobiło się głośno.

Nagiego mężczyzny ostatecznie w Teatrze Wielkim nie było.

Taniec z wampami

Dziewięcioletni Benjamin z chóru Alla Polacca trzyma wyrywane z plastikowego manekina wnętrzności, po czym powoli upuszcza je do stojącej na proscenium wanny. To finałowy obraz "Wozzecka". Wcześniej chłopiec przez prawie dwie godziny kręcił się wśród odważnie ubranych artystek wampów, spoglądał zza szyby na przygotowania do niedwuznacznej sceny na kobietę, mężczyznę i stół, podziwiał popisy drag queen. - Benjamin tak naprawdę nie obserwował akcji - twierdzi dyrektor chóru Sabina Włodarska. - Zajmował się swoimi zadaniami, podobnie jak pozostałe dzieci z Alla Polacca. Pojawiają się one dopiero w ostatniej scenie. Podczas prób był z nimi zawsze opiekun - podkreśla dyrektor Włodarska.

Zapewnia, że dzieci nie widziały całej opery, bo opiekunowie uznali ją za zbyt brutalną.

Przez prawie całe spektakl są za to na scenie kilkunastoletni tancerze z grupy Rytm. Dziewczynki w strojach lalek Barbie, chłopcy upozowani na dorosłych. Ich śmiałe, niepokojące wizerunki można oglądać na plakatach w całym mieście.

Rodzice, z którymi rozmawiałam, dystansują się od całej afery, nie chcą o niej rozmawiać, podkreślają, że zaufali twórcom.

Kierownik grupy Waldemar Sakowski zapewnia, że przed szumem medialnym jedynym problemem była nie bielizna aktora, ale nauczenie dzieci pracy w zawodowych warunkach. - Od początku chodziło o rytm, kolejność, taniec przy muzyce atonalnej, a nie o analizę wizji reżysera czy treści, której dzieci i tak by nie zrozumiały. Ewentualne napięcia rozładowała ostatecznie próba generalna z udziałem opiekunów - mówi.

Zarówno Włodarska, jak i Sakowski twierdzą, że Warlikowski osadził wszystko w warstwie na tyle symbolicznej, że dla maluchów nie stanowiło to najmniejszego zagrożenia.

Na kogo wypadnie, na tego bęc

Ogromna, ciemna hala. Chłodno. Nagle zewsząd rozlegają się ogłuszające dźwięki. W huku wybuchów wpada oddział komandosów i masakruje trójkę islamskich wojowników. Krew się leje, odcięta głowa turla się po podłodze. Mamy jeszcze w tym przedstawieniu ostry seks na lodówce, samobójstwo, orgietkę i całą serię trupów. A jako dopełnienie makabry - dwóch chłopców (bliźniacy Karol i Łukasz Mosso), którzy w spektaklu "Mackbeth" Grzegorza Jarzyny (TR Warszawa) grają zamordowanego syna Banqua.

- Chłopcy nigdy nie widzieli, żadnej z drastycznych scen. Prawie przez cały spektakl siedzą w garderobie pod opieką rodziców. Nigdy też nie byli do niczego zmuszani. Z jednego pomysłu nawet zrezygnowaliśmy, bo sprawiał im trudność - uspokaja Paweł Kulka, asystent reżysera. Mama bliźniaków Agnieszka Mosso przyznaje, że na początku była pełna obaw. Przekonało ją dopiero przyjęcie ze strony zespołu: - Moje serce zdobył pan Tomasz Tyndyk (Banquo), który wybiegł nam na spotkanie, krzycząc: "Gdzie są te moje dzieci?". Zresztą cała ekipa traktowała ich serdecznie, choć dzieciaki bywały pewnie uciążliwe. Mają przecież po dziesięć lat i sto pytań na minutę. Ale aktorzy cierpliwie im wszystko tłumaczyli, pokazywali. Rozumieli, że chłopców zawsze interesuje broń, mundury, sprzęt antyterrorystyczny.

Łukasz i Karol swoją przygodę z teatrem wspominają więc z radością i spokojem. - Na początku trochę baliśmy się tych wybuchów. Ale potem było fajnie. I nawet dużo dzieci chciało od nas autografy - chwali się Łukasz. - Reżyser wszystko nam wytłumaczył, a aktorzy pozwalali przymierzać rękawice, kaski, stroje komandosów - dodaje Karol.

Wiedzieli, w czym biorą udział, uniknęli niepotrzebnych stresów. Całą fabułę mama opowiedziała im jak bajkę, a aktorzy traktowali ich po partnersku. Spektakl został nagrany i pewnie za kilka lat będą go mogli obejrzeć.

Abrakadabra, krzyk i makabra

Wszyscy wyszli, na kanapie została tylko para zakochanych. Ona lekko się dąsa, on przemawia do niej czule i cierpliwie. Gładzi po główce, podsuwa słodycze. Coś nie gra? Owszem! Bo on to sześćdziesięcioletni brodacz, a ona to maleńka dziewczynka!

Ale, ale niewinna dziewczynka czy diabelski pomiot? Widzowie granego w Teatrze Współczesnym "Transferu" w reż. Macieja Englerta mogli przeżyć chwilę prawdziwej grozy, gdy śliczne maleństwo (dziewięcioletnia Kinga Ziółkowska) wrzasnęło nagle upiornym basem. Spektakl dotyczy bowiem podróży do piekła, a mała bohaterka okazuje się jednym z jego bardziej przerażających mieszkańców.

Napędza widzom stracha nie tylko w tej scenie, gdy jej głosik zastępuje męski skrzek z offu. Niepokój budzi przede wszystkim jej dwuznaczny związek z podstarzałym amantem.

- Tłumaczyliśmy jej, że to nie jest jak w prawdziwym życiu. I dotąd nie dzieje się z nią nic alarmującego - mówi mama Kingi Anna Ziółkowska. - Nie zmieniła się też w rozkapryszoną gwiazdę. W szkole do ostatniej chwili utrzymywała swój występ w tajemnicy.

O bezpieczeństwo dzieci w pracy na scenie troszczy się zawsze cały sztab ludzi. Pomagają temu odpowiednie przepisy. - Szukając małych aktorów, zawsze przeglądam rolę i opowiadam o niej rodzicom - wyjaśnia Janina Tkaczyk z agencji dziecięcej OPTA. - Zdarzało mi się, że rodzice po zapoznaniu się ze scenariuszem odmawiali. Zdanie opiekunów jest więc decydujące, ale potem trzeba jeszcze uzyskać zgodę szkoły, pediatry i psychologa. To nowy wymóg Państwowej Inspekcji Pracy - dodaje.

- Udział w takim przedsięwzięciu może być dla dziecka dobrym doświadczeniem. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie dzieje się to pod presją rodziców czy reżysera. Dziecko musi mieć poczucie, że w każdej chwili może się wycofać, że dorośli go słuchają, a przede wszystkim, że nie jest używane - zgadza się Krzysztof Srebrny, psycholog z Ośrodka Terapii Psychoanalitycznej w Warszawie.

Ostrzega jednak, że tak naprawdę nikt nie wie jednak, jaki ślad pozostawia w dziecięcej psychice udział w drastycznych spektaklach. Czy uczy dziecko dojrzałości, odpowiedzialności, oswaja z lękami? Czy wręcz przeciwnie - znieczula na przemoc i sprawia, że rzeczywiste zagrożenia także przestają być brane na poważanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji