Artykuły

Wozzeck współczesny

Zdumiewające, jak aktualny jest dramat Georga Büchnera sprzed 170 lat i jak nowoczesna jest skomponowana doń 80 lat temu muzyka Albana Berga. Krzysztof Warlikowski w Operze Narodowej podkreślił to jeszcze dobitniej.

Büchner, twórca dzieł zapowiadających ekspresjonizm, nie doczekał się uznania - żył zaledwie 24 lata (1813-1837), a w pamięci współczesnych zaznaczył się raczej rewolucyjnymi poglądami, za które był ścigany przez policję. Ostatni jego, niedokończony zresztą, dramat "Woyzeck" został wydany dopiero w 1875 r., a na scenie wystawiono go u progu I wojny światowej. Już wówczas Alban Berg, przedstawiciel tzw. drugiej szkoły wiedeńskiej (jako pierwszą określa się klasyków wiedeńskich, czyli Haydna, Mozarta i Beethovena; jako drugą - twórców tzw. dodekafonii: Schönberga, Berga i Weberna), zapragnął umuzycznić to dzieło. Utwierdziły go w tym doświadczenia wojenne. W dramacie Büchnera bowiem złą siłą, wszechdominującą i deprawującą, jest wojsko. Berg zmienił nawet nazwisko głównego bohatera na Wozzeck, by wypowiadane przez Kapitana, Doktora (też wojskowego!) czy Tamburmajora przypominało komendę wojskową, co miało brzmieć jeszcze bardziej dręcząco w uszach nieszczęsnego - i również wojskowego - fryzjera.

"Wozzeck" Berga został ukończony w 1921 r., a prawykonanie w Berliner Staatsoper odbyło się cztery lata później i wywołało skrajne reakcje. Dzieło to bowiem było prekursorskie w nie mniejszym stopniu niż w swoich czasach "Woyzeck" Büchnera. Dziś można je widzieć jako zapowiedź postmodernizmu - jest w nim masa nawiązań do rozmaitych konwencji, wręcz pseudocytatów imitujących to walca, to marsz, to naturalistyczne odgłosy, nakładających się na siebie, a każda scena została określona jako forma wzięta z muzyki absolutnej: passacaglia, sonata, fuga, rondo czy scherzo.

Gorzką refleksję budzi fakt, że dla warszawskiego słuchacza jest to muzyka tak nowoczesna, że często aż niezrozumiała. Pomyślmy, że praktycznie do XIX w. nie wykonywano publicznie (poza Kościołem) utworów skomponowanych choćby parę dekad wcześniej, ponieważ uważano je za przestarzałe! To prawda, że muzyka Berga łatwa nie jest i aby ją zrozumieć, potrzeba osłuchania. Ale na to osłuchanie, przy obecnym stanie niedouczenia, który zapewne pogłębi się w przyszłości (w Polsce praktycznie wyrugowano naukę muzyki ze szkół powszechnych, czego nie zrobiono w żadnym innym cywilizowanym kraju), nie mamy jak zapracować.

Dlatego też niemądra "afera majtkowa" paradoksalnie przysłużyła się premierze w Operze Narodowej. Jeszcze kilka tygodni temu można było pomyśleć: kogo obchodzi Berg? Bilety sprzedawały się kiepsko. Dopiero awantura o to, w czym (i czy w ogóle w czymś) wystąpi główny bohater, wzbudziła zainteresowanie najpierw mediów, a potem widzów. Tania sensacja jako skuteczna zachęta do zapoznania się z arcydziełem? Cóż, takie czasy. Gorzej, że nie była to planowana kampania medialna, lecz raczej efekt niskich gierek małych ludzi.

A spektakl jest znakomity. Jacek Kaspszyk jest chyba najwybitniejszym polskim interpretatorem muzyki owych czasów; przygotował partyturę pieczołowicie i precyzyjnie, a jednocześnie zduszą. Soliści premierowi w większości byli sprowadzeni z zewnątrz: w samym teatrze nic ma osoby będącej w stanie wykonać trudną partię tytułową tak jak Holender Matteo de Monti. Rolę Marii, życiowej partnerki bohatera i matki jego nieślubnego dziecka, śpiewała z pasją Wioletta Chodowicz z Opery Wrocławskiej; świetni byli też w przerysowanych, charakterystycznych rolach Hauptmanna (Kapitana) i Doktora Paweł Wunder, związany z warszawskim teatrem, oraz przybyły z Niemiec znakomity śpiewak wagnerowski Paweł Izdebski.

Reżyseria Krzysztofa Warlikowskiego również sprawia, że spektakl jest mocny i wywiera głębokie wrażenie. Ale ta moc zawarta jest już w samym dziele; reżyser niewiele musiał zmieniać i uaktualniać. W końcu dziś ludzie tak samo jak Wozzeck mordują z zazdrości, tak samo nie pobierają się z przyczyn finansowych, jak on czują się nieraz zagubionymi i zaszczutymi przez opresyjne społeczeństwo nieudacznikami, jak Maria pragną w życiu czegoś więcej. I tak samo chorują na schizofrenię (bo taki pewnie był przypadek medyczny prototypu głównego bohatera).

Chwilami zresztą Wozzeck wydaje się normalniejszy niż Hauptmann i Doktor, pseudoracjonaliści opętani własnymi obsesjami i gadający po prostu głupstwa. Wozzeck widzi coś, czego tamci nie są w stanie zobaczyć: że świat taki, jaki znają, chyli się ku upadkowi. Wizje te, świetnie oddane muzycznie przez Berga, są nie tylko majaczeniem chorego, lecz jasnowidzeniem nawiedzonego, człowieka o umyśle dziecka. Ten aspekt dziecięcości podkreślił Warlikowski eksponując obecność dzieci w spektaklu.

Najważniejszą zmianą dokonaną przez reżysera jest wyłączenie ze spektaklu atrybutów wojskowości i zastąpienie mundurów garniturami (uwodzący Marię Tamburmajor staje się tu więc po prostu typem macho). Warlikowski tłumaczy ten zabieg tym, że dziś równie opresyjnym jak wojsko światem jest świat biznesu. Trochę to zmienia wymowę, ponieważ u Buchnera-Berga Wozzeck jest częścią hierarchii, u Warlikowskiego znajduje się poza nią. Ale w ten sposób w większym jeszcze stopniu staje się outsiderem.

A słynne majtki (barytona, nie tenora)? No a jak tu się nie rozebrać u Doktora?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji