Majakowski w Galerii Szajny
Do serii teatralnych portretów pisarzy robionych przez Szajnę przybył jeszcze jeden - Majakowski. Są w nim te same co w poprzednich wady i zalety. Nie o nich jednak chciałbym teraz pomówić. Ważniejsza wydaje mi się sprawa bardziej ogólna. Sprawa samego założenia tej serii. "Tłumaczenie" pisarzy na teatr, pokazywanie na scenie, nie ich utworów, ale montaży z tekstów, próba sportretowania środkami inscenizacyjnymi twórcy i jego dzieła, zastąpienie interpretacji tekstu przez teatralną metaforę, to pomysł na pewno interesujący. Nic też dziwnego, że Dante Szajny spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Ale już następny "portret" budził więcej sprzeciwów. Im dalej, tym więcej wątpliwości. I wątpliwości te pochodzą z samego źródła, rodzi je generalne założenie takiej właśnie galerii "portretów".
Szajna pokazuje pisarzy bardzo różnych. Dantego od Majakowskiego dzieli ogromny odstęp czasu, kilkanaście epok, stylów, kręgów kulturowych. Tymczasem w Studio wszyscy pokazywani tam twórcy stają się nieco podobni. Zacierające warstwę znaczeniową, spychające na drugi plan tekst inscenizacyjne metafory ujednolicają indywidualności bardzo od siebie odległe. Jest z tym tak samo, jak byłoby z galerią portretów pisarzy namalowanych przez Szajnę. Postacie trochę by się od siebie różniły, ale byłyby to przede wszystkim obrazy Szajny, a nie portrety Cervantesa, Witkacego czy Dantego.
Wiadomo, że Szajna jest twórcą bardzo mocno przywiązanym do własnego stylu i sposobu wypowiedzi ukształtowanego już przed dwudziestu z górą laty. Że ma swoje obsesje, stałe motywy, kompleksy, swój system metafor i znaków plastycznych, którym stale daje wyraz, którymi wciąż się posługuje. Gdyby był eklektykiem, malowałby portrety, ponieważ nim nie jest, wypowiada w swoich dziełach przede wszystkim samego siebie. A jednak uparł się żeby zostać portrecistą i stąd bierze się zasadnicza sprzeczność w jego teatralnej twórczości ostatnich lat. Szajna jest w swoim rodzaju znakomity kiedy robi widowisko oparte na całkowicie oryginalnym i osobistym scenariuszu ("Replika"), ale budzić zaczyna wątpliwość, kiedy scenariusz osnuwa wokół twórczości Cervantesa czy Majakowskiego. W jego widowisku jest za mało Majakowskiego i zarazem, w istocie - zbyt mało Szajny.
W Majakowskim najlepsze są sceny z Łaźni. Tekst Majakowskiego podparty dobrą metaforyką plastyczną dociera do widzów, budzi reakcję. Znakomita jest scena sadzania Nadczyrdupsa na pociesznej chabecie i upiększanie, na żywo, za pomocą czerwonej farby jego pomnika. Jest to sztuka Majakowskiego pokazana i skomentowana przez Szajnę. Kiedy jednak pojawiają się z powrotem kalekie postacie, znane z całej twórczości Szajny i mówią trudno zrozumiałe fragmenty tekstów Majakowskiego, więź z widownią się urywa. Widzowie śledzą poszczególne zagrania aktorskie, poszczególne metafory plastyczne gubiąc raz po raz ogólny sens i głębszą metaforykę całości.
Szajna w Majakowskim, bardziej może niż w innych widowiskach z serii "portretowej", nawiązuje do własnej stylistyki autora "Misterium Buffo" i do tradycji teatru futurystycznego w ogóle. Jest tu coś z atmosfery "cyrku i fajerwerku", brak natomiast, o dziwo, tak typowego dla futuryzmu i tak bliskiego Szajnie "teatru ożywionych przedmiotów". W sumie jednak jest to jeszcze jedno widowisko "autorskie" Szajny, gdzie zredukowany pod względem semantycznym tekst, stawia bardzo słaby opór i zostawia prawie wszystko metaforyce plastycznej, wobec Majakowskiego, niejasnej i niekonsekwentnej.
Wydaje mi się, że Szajna, będąc plastykiem o bardzo silnej, są tacy co powiedzą nawet - zbyt silnej - indywidualności, źle robi obierając drogę, na której spotyka za mało oporu. Sam komponując sobie scenariusz z fragmentów tekstów jakiegoś pisarza podporządkowuje je własnym koncepcjom plastycznym i inscenizacyjnym. Daje mu to, jako twórcy, wielką swobodę, ale jednocześnie zwalnia od walki, naginania się do wymogów literatury, od przełamywania i wzajemnego przenikania swojej i cudzej indywidualności, a w ostatecznym rozrachunku powoduje zmniejszenie napięcia wysiłku twórczego. Wbrew zewnętrznym pozorom, jego widowiska stają się w jakiś sposób "ułatwione". Brzmi to paradoksalnie, ale inscenizatorzy o wyraźnie określonym stylu najciekawiej wypowiadają się wówczas, kiedy muszą przekazywać własne myśli i własne wizje poprzez dzieło cudze, kiedy tekst sztuki zmusza ich do jej interpretowania. Portrety, powtórzę to raz jeszcze, najlepiej robić mogą ci, którzy chcą i potrafią w całości wpisywać się w kogoś innego. Szajna, albo powinien "walczyć" ze sztukami, albo tworzyć inscenizacje, od początku do końca absolutnie własne i myśleć o premierach i zastojach swego stylu.
Osobna sprawa, jaka mi się nasunęła na premierze Majakowskiego, to problem samego Teatru Studio. Sądzę, że Szajnie udało się znaleźć ciekawą i dobrą formułę Teatru-Galerii. Połączenie sali widowiskowej ze stałą i zmienną ekspozycją dzieł plastycznych, organizowanie dyskusji, spotkań, pokazów filmów, warsztatów itp., to inicjatywa niezwykle cenna. W naszym strupieszałym i staroświeckim muzealnictwie i ruchu wystawienniczym Studio stanowi rzadki wyjątek. Raz po raz czytujemy w prasie korespondencje o paryskim Beaubourg i zaczynamy Francuzom tej rzeczy zazdrościć, a jednocześnie przypominamy sobie, że stanowi ona ukoronowanie i rozwinięcie przejętej niegdyś od nas koncepcji domu kultury, i że Teatr Studio mieści się w jej pałacu..