Artykuły

Guru w dżinsach

W roku 1970 Grotowski wyjechał na kilka miesięcy do Indii. Po powrocie odbyło się spotkanie w Klubie Związków Twórczych i prowadzący je zaczął od prezentacji: "Gościem naszego spotkania jest wrocławski reżyser Jerzy Grotowski". Wszyscy obecni na sali obrócili głowy w stronę wejścia z tyłu sali. Tymczasem Grotowski stał obok prowadzącego. Szczupły, mocno zarośnięty, ubrany w dżinsy i jakiś rozciągnięty sweter - Krzysztof Kucharski wspomina Jerzego Grotowskiego w siódmą rocznicę Jego śmierci.

Dziś, 14 stycznia, mija siódma rocznica śmierci Jerzego Grotowskiego [na zdjęciu].

To jakiś zakon albo katorga - tak mówiono o teatrze Jerzego Grotowskiego i jego aktorach, bo pracowali niezwykle ciężko. Przez kilkanaście lat ocierałem się o ten teatr i jego aktorów. Dziś nie napiszę, dlaczego Grotowski jednym z największych artystów XX wieku był

Pierwszy raz spektakl sygnowany nazwiskiem Jerzego Grotowskiego oglądałem wiosną 1965 roku. Byłem jeszcze licealistą. Spektaklem "Księcia Niezłomnego" zainteresowała nas "pani od plastyki" w IX LO, Ludmiła Schall, żona wspaniałego aktora, Ryszarda Cieślaka, który grał w tym teatralnym zdarzeniu główną rolę. Na przedstawieniu, prócz nas - czterech licealistów, było może jeszcze pięć osób. Ten spektakl zburzył jednak całą naszą teatralną hierarchię. Potem oglądałem go jeszcze wiele razy i nie tylko wtedy, gdy pojawiały się jego kolejne wersje. Fascynowała nas niezwykła aktorska prawda oraz ekspresja ciała niespotykana na innych scenach. Wówczas późniejszy Teatr Laboratorium nazywał się jeszcze przejściowo Instytutem Badania Metody Aktorskiej - Teatrem XIII Rzędów.

Wieszak dla Mistrza

Patrząc dziś na relacje uczeń - nauczyciel, może trudno w to uwierzyć, ale bywaliśmy w domu państwa Cieślaków razem z moim szkolnym przyjacielem, dziś znanym scenografem Wojtkiem Jankowiakiem. Byliśmy uprzedzeni, żeby na jednym z wieszaków w przedpokoju nie wieszać swoich rzeczy. Był to wieszak na czarny kapelusz i czarny parasol Grotowskiego, który wtedy chodził zawsze ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i wąski czarny krawat. Tak naprawdę, to nie był garnitur. Spodnie kupował, kiedy te, które miał na sobie, już się przetarły. Marynarki wymieniał na podobnej zasadzie. Nigdy nie kupił całego garnituru. Nosił ciemne okulary, zawsze miał starannie ogoloną twarz.

Podczas jednej z takich wizyt osobiście poznaliśmy Mistrza. Dokładnie - minęliśmy się w przedpokoju przy ul. Kotlarskiej, gdzie mieszkali Cieślakowie. Grotowski wchodził, a my z Wojtkiem wychodziliśmy. Ryszard Cieślak przedstawił nas: "To są nasi młodzi przyjaciele - Wojtek i Krzysiek". Guru awangardy uścisnął nam dłonie. My wyszliśmy, a on został.

Z garnituru w dżinsy

W roku 1970 Grotowski wyjechał na kilka miesięcy do Indii. Po powrocie odbyło się spotkanie w Klubie Związków Twórczych i prowadzący je zaczął od prezentacji: "Gościem naszego spotkania jest wrocławski reżyser Jerzy Grotowski". Wszyscy obecni na sali obrócili głowy w stronę wejścia z tyłu sali. Tymczasem Grotowski stał obok prowadzącego. Szczupły, mocno zarośnięty, ubrany w dżinsy i jakiś rozciągnięty sweter.

Na Kurzym Targu, maleńkiej wrocławskiej uliczce między Rynkiem a Szewską, na parterze dwóch zrujnowanych kamieniczek była skromna jadłodajnia "Biesiada". Przez jakiś czas w latach 70. Grotowski i spora część jego współpracowników tam się właśnie stołowała. Mistrz był już wtedy na specjalnej diecie. Ulubionym jego daniem były kotleciki mielone z wieprzowiny z sałatą, a do tego herbata. Ale często bywała to jakaś ryba z jarzynami. Dziwiło mnie wtedy, że nie je ani ziemniaków, ani chleba.

Wieczorem w różnych klubach, gdzie bywał, spotykając się z młodymi ludźmi, pijał czerwone wytrawne wino.

Coś, czego nie było

Kopalnią różnych anegdot o największym polskim teatralnym twórcy byli oczywiście jego aktorzy, a potem współpracownicy, którzy ruszyli z nim w drogę poza teatr. Stanisław Ścierski opowiadał mi o jednym z festiwali w Anglii, gdzie mieli pokazywać ostatnią wersję "Akropolis". W tym spektaklu ważnym rekwizytem były stare, sfatygowane i pochlapane wapnem taczki, ale na miejscu okazało się, że zostały one we Wrocławiu. Na festiwal pojechali bez swojego dyrektora, który miał dojechać dopiero na przedstawienie. Objechali wszystkie okoliczne budowy. Nigdzie nie było nawet podobnych taczek. W nocy - posługując się zdjęciami, rysunkami Szajny (scenograf) i zbiorową pamięcią - odtworzyli je łącznie z patyną czasu. Grotowski obejrzał spektakl, z aktorów był zadowolony: "Było dobrze, ale coś obcego czuję w tym przedstawieniu, coś, czego wcześniej nie było".Tak się rodzą mity, bo Jerzy Grotowski mityczną postacią jest. Świat przed nim klęknął i pożarłby wszystko, pod czym byłby podpis: Jerzy Grotowski. A Guru stwierdził, jakby zmieniał skarpetki, że teatr już go nie interesuje. Chciał iść głębiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji