Kraków inny i taki sam
"Klatka" i "Kondukt" Drozdowskiego w Teatrze Ludowym, to najlepsze przedstawienie, jakie w Krakowie widziałem. Kafkowska w swojej materii literackiej "Klatka" pokazana jest w niesamowitej metaforze starego domiska, wybudowanej przez Szajnę. "Kondukt", będący mimo wszystko reportażem czy raczej faktograficznym zapisem, wydaje się za to zupełnie nie przystawać do stylu teatru z Nowej Huty. I jeszcze raz sprawdza się stare stwierdzenie, że w teatrze najlepiej grają kontrasty. Szajna ubrał aktorów w kostium właściwie naturalistyczny. Ale zamiast makiety samochodu postawił na scenie po prostu zardzewiały wrak bez kół. Zrobił się z tego prawdziwie teatralny dowcip. Krasowski poprowadził akcję bardzo szybko, rezygnując ze zbędnych szczegółów i nie wdając się w psychologizowanie. Nowa Huta wciąż dowodzi, że jeśli dopracuje się własnego stylu, można robić świetny teatr i bez wielkich gwiazd aktorskich i bez najlepszej dramaturgii. Bo przecież obie sztuki Drozdowskiego nie są wielkimi osiągnięciami literackimi. A jakkolwiek aktorstwo ogromnie wyrównane, nie było i to przedstawienie grane rewelacyjnie. Teatr ludowy jest jednak pod tym względem jednym z nielicznych wyjątków. Ten teatr się nie zmienił. Po prostu realizuje dalej i coraz lepiej swoje własne założenia. O innych teatrach krakowskich nie można tego powiedzieć. Są może bardziej określone i podzielone niż warszawskie. Z góry wiadomo, czego można się spodziewać po Teatrze im. Słowackiego, Teatrze Starym, Teatrze Rapsodycznym. Wiadomo co dzieje się w "Grotesce", co robią młodzi awangardziści. Mimo to pozornie kształtujące się już założenia stylu inscenizacyjnego okazują się coraz bardziej kruche i zmienne. Szkoła krakowskich scenografów zaczyna powoli przechodzić do historii. Jest nadal dobra scenografia, ale nie ona już nadaje ton. Teatry krakowskie zawsze bardziej niż którekolwiek inne zawdzięczały swoją pozycję inwencji reżyserskiej i dekoratorskiej, pomysłom repertuarowym. Dzisiaj, mniej jest może w tym co się robi ekstrawagancji, snobizmu i dążenia do oryginalności za wszelką cenę. Zrobiło się bardziej może zwyczajnie, ale trochę nudno i trochę smutno. W Krakowie, jeszcze wyraźniej niż w Warszawie, widać, że skończyła się jakaś burzliwa, pełna wzlotów i upadków epoka naszego teatru.