Artykuły

Dalekie i bliskie

Jednocześnie w dwu teatrach war­szawskich weszły na afisz dwie sztu­ki bardzo odrębne, lecz których wspólnym mianownikiem może być dla nas egzotyka kolorytu, przecie! w jakiś sposób zrozumiała.

Mam na myśli "Czerwone róże dla mnie", S. 0'Caseya, wystawione w Teatrze Dramatycznym w przekładzie C. Wojewody i W. Lewika, reżyserii A. Bardiniego, sce­nografii E. Starowieyskiej i z mu­zykę T. Bairda oraz "Akt ślubny", W, Kiszona, wystawiony w Teatrze Żydowskim w przekładzie I. Dogima, reżyserii I. Kamińskiej i sce­nografii J.Pasmanika.

Sztuka 0'Caseya to niełatwy orzech do zgryzienia. Łączy reali­styczną dosadność z poetycką fan­tastyką i humanistyczną głębią. Na­leży mieć wdzięczność dla Bardiniego,że nie zafałszował ani myśli, ani wizji autorskiej i podyktował styl, który jak najbardziej odpowia­da charakterowi dzieła. Na pewno bardzo pomocna ku temu jest sce­nografia. Już kto, jak kto, ale Sta­rowieyska potrafi dostosować swą piękną malarską pomysłowość do naczelnego zadania scenograficzne­go, jakim powinna być służebność. Tematem sztuki napisanej w 1947 roku jest strajk w Dublinie w roku 1913. To miasto, rozdzierane przez wewnętrzne sprzeczności światopo­glądowe rwało się ku wolności. 0'Casey stworzył piękny sceniczny hymn o sile ludzkiego ducha, któ­ry mimo ofiar triumfuje moralnie nad małością i wyrachowaniem. Owa Irlandia sprzed I wojny światowej to daleki nie znany nam świat, ale tylko z pozoru. Ileż analogii do na­szych porywów romantycznych, a także woluntarystycznych od "We­sela", Wyspiańskiego poprzez "Różę". Żeromskiego do "Dwu te­atrów". Szaniawskiego! Jak w lu­strze zobaczyliśmy odbicie naszych tęsknot. Brawo inscenizatorzy i bra­wo aktorzy!

Ci zresztą mieli zadanie prostsze, bo reprezentowali bardzo sprecyzo­wane charaktery, podczas gdy ca­łość polega na współgraniu różnych, czasem sprzecznych elementów. Ale ani jeden z około 2O aktorów nie zagrał swej nuty fałszywie,zaś kilku stworzyło nie lada kreacje. Jan Świderski dał wspaniałe stu­dium starca, wierzącego ponad wszystko w pieniądz, a przecież zdolnego do odruchów najbardziej żywych od furii do współczucia i to czynnego. Ryszarda Hanin wycyzelowała postać zacieklej matki, okrzepłej w walce z nędzą i nie­sprawiedliwością. Wanda Łuczycka przedstawiła niezłomną dewotkę w sposób jak najdalszy od płycizny, aż przerażający i zarazem budują­cy. Konsekwentnie i sugestywnie przedstawili: postać dziewczyny z krwi i kości Ewa Wawrzoń, dziew­czyny - symbolu Barbara Klimkie­wicz, bohatera walki o sprawiedli­wość J. Duriasz, przedstawiciela si­ły moralnej E. Fetting, przedsta­wiciela siły materialnej J. Para. Nie sposób pominąć także J. Pa­luszkiewicza za jego sceny furii, wraz z L. Herzem, świetnie partne­ruje Świderskiemu, gdy pod gra­dem kamieni wpadających przez okno, w trakcie dyskusji o pocho­dzeniu człowieka, zachowują się jak czworonogi i płazy. Już dla tej jed­nej sceny warto wysiedzieć na tej niełatwej sztuce, bynajmniej nie ko­kietującej widzów lecz ich budującej jak niegdyś u nas Wyspiański.

Natomiast bodaj pierwsza z zagra­nych w Teatrze Żydowskim auten­tycznych nowych sztuk izraelskich, to znaczy powstałych, w języku he­brajskim w dzisiejszym Izraelu, ja­ką jest komedia E. Kiszona, bierze publiczność łatwym wstępnym bo­jem. Ta komedyjka obyczajowa mo­że także zaciekawić jako przedsta­wienie autentycznego życia w Tel Avivie. zaś przybliża ją do nas obraz komplikacji rodzinnych zna­miennych dla wszystkich krajów na całej ziemi. Szczególnie celują w komediowej bulwarowości, J. Berger w roli ko­micznego narzeczonego oraz Z. Skrzeszewska w roli egzaltowanej i ciekawskiej wdowy. Komediowe sy­tuacje także bardzo zręcznie pro­wadzą:R.Taru-Kowalika, M.Melman, E.Lotenberg i K.Latowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji