Artykuły

Trudna droga do Seana 0'Casey

Sean 0'Casey uchodzi dziś zdaniem wielu za najwybit­niejszego obok Brechta drama­turga XX wieku. W każdym razie za najwybitniejszego z żyjących dramaturgów-komumistów. Nie miał dotąd u nas szczęścia. Przedstawienia jego sztuk były nieudane i nie da­wały wyobrażenia o walorach tej głębokiej i pięknej drama­turgii, którą tak wysoko cenią nie tylko rodacy autora, Ir­landczycy. 0'Casey jest pisarzem ideo­wym zaangażowanym, jest ko­munistą nie tylko z przeko­nań, ale i z praktyki litera­ckiej. Dlaczego więc tak trud­no go dobrze zagrać? Czyżby postacie jego sztuk były tak trudno zrozumiałe dla polskiej publiczności? Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie. Są one bardzo nam bliskie, ich problemy są całkowicie zrozu­miałe dla społeczeństwa, które zetknęło się boleśnie zarówno z klerykalizmem, jak z walką o wolność narodu, wreszcie z walką o wyzwolenie społeczne, z nacjonalizmem, patriotyzmem i internacjonalizmem. W sztu­kach Seana 0'Casey spotyka­my co chwila problemy tak bardzo nam znane i znajome, że wykrzyknąć prawie chciało­by się: to przecież mogłoby się rozgrywać w Polsce. Ci lu­dzie są dla nas tak zrozumia­li, że nieledwie moglibyśmy ich spotkać na jednej z ulic naszych miast. Mają poczucie humoru, nie lubią się przemęczać, za to mają ogromną skłonność do pogaduszek przy kieliszku, a jak sobie podpiją - pragną uchodzić za bohate­rów i bardzo głośno śpiewają. Więc dlaczego, u licha, teatr nasz nie umie ich pokazać, dlaczego wciąż jeszcze szukamy klucza do sztuki Seana 0'Casey? Sprawa nie jest tak prosta,jakby się to na pozór mogło wydawać. Problemy są podobne, to prawda. Ludzie mają też wiele cech wspólnych z Polakami. Ale właśnie na tle tych podobieństw tym trudniej uchwycić różnice, a nade wszystko oddać ów niepowta­rzalny klimat i koloryt, który stanowi o uroku sztuk Seana 0'Casey, o ich prawdziwości,autentyzmie. Jest więc jego niepowtarzalny język, dziwny konglomerat mowy potocznej, prawie wulgarnej i najczyściejszej poezji,pełen słów gwarowych, prawie nieprzetłumaczalnych,rozkwitający nagle cudowną, poetycką metaforą. I jest ów przedziwny stop realizmu i wizji, precyzyjnej obserwacji życia i ludzi, zmieszanej z liryką i marzeniem. Sean 0'Casey stąpa moc­no nogami po ziemi widzi pro­blematykę społeczną, walki klasowe, rewolucyjną klasę robotniczą i jej strajki. Ale je­go głowa tkwi w chmurach, i pełna jest marzeń o lepszej przyszłości. Taki "realny ro­mantyzm", "realne marzenia", składają się na program artystyczny pisarza-komunisty, który dostrzega perspektywę przyszłości. I taki właśnie jest 0'Casey. Nie wolno pozbawić inscenizacji jego sztuk żadnej z tych cech. Ich przedstawienia muszą być realistyczne, ich prawda musi bić w oczy. A jednocześnie muszą być poetyckie, rozmarzone, pełne siły i liryki zarazem. Był w Polsce tylko jeden poeta, który ide­alnie odpowiadał poetyce Sea­na 0'Casey: Konstanty Ilde­fons Gałczyński. W jego wier­szach była także obserwacja życia, zaprawiona humorem i owiana liryką. I tak jest także u Seana 0'Casey. Poezja wyra­sta u niego z obiektywnie ist­niejącego świata. Zwyczajnym ludziom wyrastają nagle skrzydła, zwyczajne przedmio­ty, krzesła, stoły, meble, na­bierają nagle innych wymia­rów, a wszystko to dzieje się w wyobraźni pisarza i w wyo­braźni widzów. Narzucić im tę wizję za pomocą najprostszych środków, bez żadnych sztuczek, świateł, nastroików - oto najtrudniejsze zadanie reżysera i aktorów, pracujących nad sztu kami Seana 0'Casey. Czy udało się to Aleksandrowi Bardiniemu? Tylko w części. Doceniam w pełni wysiłek Teatru Dramatycznego, który pierwszy nie tylko sięgnął po najważniejszą może sztukę 0'Casey, ale dał pierwsze poważne przedstawienie jego sztuki w Polsce. Ale wła­śnie dlatego spektakl zachęca do dyskusji. Wydaje mi się, że za wiele w nim poetyczności, za wiele stylizacji i pozy, za mało prostoty, prawdy życia,z której wyrasta prawdziwa poezja. Za mało siły, za mało walki, za wiele smętku i nastrojowości. Uwagi te dotyczą przede wszystkim drugiej części spektaklu, gdyż pierwsza : część jest bezspornie lepsza. Ale druga część jest właśnie w tej sztuce najważniejsza, to ona decyduje o ideowej wymowie przedstawienia. "Czerwone róże dla mnie" są tragedią. Ale są tragedią optymistyczną. Bohater sztuki, Ayamonn Breydon, sobowtór i porteparole, autora, jest bojownikiem, któ­ry ginie po to, aby zwyciężył ruch robotniczy. Stąd czerwo­ne róże na jego trumnie. A tymczasem w drugiej części przedstawienia nie czujemy walki, nie czujemy naporu, ani burzy. Jest w nim tylko zmę­czenie, nędza, załamanie tych wszystkich, którzy opłakują śmierć Ayamonna. "Czerwone róże dla mnie" są sztuką au­tobiograficzną. Pamiętajmy więc, że postawa rezygnacji i kapitulacji była zawsze obca Seanowi O'Casey. Przekroczył on już osiemdziesiątkę, ale nie przestał po dziś dzień być pi­sarzem walczącym. I dlatego nie trzeba tak interpretować jego programowej sztuki. Za słabe jest tempo przedstawie­nia,za mało w nim humoru, tak specyficznego dla twórczo­ści Seana 0'Casey, za mało ty­powego irlandzkiego tempera­mentu i irlandzkiej żywiołowo­ści. Widziałem niedawno w Paryżu przedstawienie "Junony i pawia", jednej z najlepszych sztuk Seana 0'Casey, w wykonaniu Abbey Theatre z Dublina,który uchodzi za najlepszego interpretatora sztuk tego pisarza. I wówczas zrozumiałem bardzo wiele z trudnych problemów jego dramaturgii. W przedstawieniach jego sztuk musi tętnić żywa krew irlandzkiego ludu, a polski inscenizator musi szukać w naszych tradycjach teatralnych odpowiednich wzorów. Może w inscenizacjach Schillera? Może w jego "Kramie z piosenkami"? Może w "Królowej przedmieścia"?. W każdym razie nie wolno grać sztuk Seana 0'Casey,jakby napisał je Eliot. Bliżej im do widowisk ludowych, niż do socjalistycz­nych misteriów.

Muszę przyznać, że najwięcej uchwyciła ze stylu 0'Casey sceno­grafia EWY STAROWIEYSKIEJ i niektórzy aktorzy. Dekoracje były konkretne, a przecież osnute leciutką mgiełką poezji. Stare rude­ry Dublina i most były prawdzi­we, a przecież przeniesione już jakby w inny wymiar. To bardzo piękna scenografia, podobnie zre­sztą jak bardzo dobre kostiumy. Spośród aktorów wymienić nale­ży przede wszystkim JÓZEFA DURIASZA i JANA ŚWIDERSKIE­GO. Duriasz zagrał żarliwie po­stać bohatera sztuki.Wierzyło się w jego talent i zapał, głęboką uczciwość i bezkompromisowość. To był prawdziwy bohater nowej,socjalistycznej sztuki. Swiderski zarysował w roli starego Brennana postać zupełnie nową w swej praktyce scenicznej. Był charakterystyczny, dowcipny,prawie komediowy, chwilami tragikomiczny. Kiedy wszedł na scenę trudno go było poznać,a przecież wiadomo,że należy do aktorów, którzy niewiele się zmieniają w poszczególnych rolach, grając raczej swym wnętrzem, niż walorami zewnętrznymi, czy charakteryzacją.To świetna rola tego wybitnego aktora. Ale nie tylko on zasługuje na uznanie ,w tym dziwnym spektaklu. Jest WANDA ŁUCZYCKA, niezwykle bliska postaci Seana 0'Ca­sey. Chciałbym ją kiedyś zobaczyć w roli Junony. Gra ostro, dowcipnie, traktuje postać prawie groteskowo,a jednak ani przez chwi­lę nie przestaje być prawdziwym człowiekiem. A u Seana 0'Casey szalenie trudno nie przekroczyć tej cieniutkiej grani. O krok za daleko w jedną stronę - a już grozi płaski, wulgarny naturalizm. O krok za daleko w drugą - a już odrywamy się od rzeczywistości i tracimy grunt pod nogami. Jałowa abstrakcyjna poetyczność pozbawia nas przyjemności obcowania z konkretem życia. Bardzo dobra była też EWA WAWRZOŃ w roli narzeczonej nieszczęsnego Ayamonna, Żywa. prawdziwa,ludzka. Doskonale dobrana fizycznie do swojej roli, pięknie wyglądająca jako partnerka młodego poety. Z długiej galerii aktorów uczestniczących w spektaklu wymienić należy jeszcze JANUSZA PALU­SZKIEWICZA, ALEKSANDRA DZWONKOWSKIEGO, EDMUNDA FETTINGA, LECHOSŁAWA HERZA, CZESŁAWA KALINOW­SKIEGO, JOZEFA PARĘ, ludzkich,żywych, prawdziwych. Natomiast trudno zgodzić się z ujęciem roli przez RYSZARDĘ HANIN,która gra raczej Niobe, niż matkę młodego robotnika. Nie wydaje mi się także, by trafiła w ton Seana 0'Casey BARBARA KLIMKIE­WICZ,która przywędrowała do tej sztuki raczej z romantycznej literatury,niż z ludowego wido­wiska.Droga do prawdziwego Sea­na 0'Casey została przetarta. Teraz trzeba podnieść poprzeczkę wymagań. Albowiem na prawdziwe przedstawienie autora "Pługu i gwiazd" wciąż jeszcze czekamy. Kto się odważy następny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji