Artykuły

Ostatnia wieczerza sztuki

Zerwał się wiatr. Było gorąco, duszno. W powietrzu wisiała lipcowa burza, ale on tego nie zauważał i szedł ulicą Awinionu ze wzrokiem utkwionym daleko poza horyzontem średniowiecznych murów. W białej płóciennej koszuli, sandałach, jasnym kapeluszu z czarną przepaską, który, gdy mocniej powiało, porwał wiatr, rozwiewając jego białe włosy. Niepocieszony wsiadł do czekającej na niego czarnej limuzyny przeznaczonej dla gości festiwalu. Samochód już ruszał, kiedy nie wiadomo skąd pojawiła się ona, w zielonym podkoszulku, i niczym muza Melpomena podała mistrzowi kapelusz, z którego on wyciągał tu swoją ostatnią magiczną sztukę - felieton Leszka Turkiewicza z cyklu "Paryski nie-co-dziennik" w Tygodniku Angora.

On to Krystian Lupa, a jego ostatnia sztuka to "Wycinka" według Thomasa Bernharda, jedno z najlepszych przedstawień pokazanych w głównym przeglądzie największego na świecie festiwalu teatralnego w Awinionie. Mekka teatru gościła 72-letniego Lupę po raz pierwszy. Wcześniej pokazał paryskiej publiczności "Poczekalnię" Larsa Norena i "Zaratustrę" według Nietzschego, efektowne poszukiwanie duchowości w świecie bez Boga, w którym nietzscheański nadczłowiek przypominał błądzącego Don Kichota. W "Wycince" [na zdjęciu] pokpiwa z artystów egzaltujących się swoją nadsztuką, a popadających w pretensjonalne pozy podsztuki.

Bliska tragifarsie "Wycinka" to popis teatralnego rzemiosła, świetnie, brawurowo zagrane przedstawienie, prześmiewcze, autoironiczne, ośmieszające elitarność artystycznego środowiska. Tematem sztuki jest "kolacja wybitnie artystyczna" wydana na cześć wybitnego aktora, pełna komunałów i pozerstwa, tandetnych, pustych gestów, konwencjonalnych rozmów o niczym. Narrator spektaklu, obserwujący świat artystów z głębokiego fotela, nazywa się Thomas Bernhard, jak autor, ale też alter ego Kristiana Lupy. Salonowe przyjęcie przeplatane jest retrospekcjami i wspominkami z życia i pogrzebu przyjaciółki uczestników spotkania - niespełnionej artystki, performerki, dziwaczki i alkoholiczki, która właśnie popełniła samobójstwo. Odebrała sobie życie w pełnej świadomości swego końca, co nasuwa skojarzenia z metaforą agonii współczesnej sztuki.

"Wycinka" to ostatnia wieczerza sztuki, wieczerza groteskowa, która zmienia się w studium konformizmu i gigantomanii. Ironia, ale i melancholia. Gorzki, oczyszczający spektakl. Jeden z bohaterów nie ma złudzeń: Trzeba wydostać się z tej sztuki, porzucić ją, oddać się naturze - leśnej wycince?

- Może jestem kopnięty, ale wy wszyscy też! - brzmi 10. punkt słynnego Dekalogu Kantora, mistrza Lupy. Tadeuszowi Kantorowi z okazji setnej rocznicy urodzin organizatorzy festiwalu poświęcili wystawę "Wielopole, Wielopole" nawiązującą do głośnego przedstawienia oraz tytułowego galicyjskiego miasteczka, w którym ten jeden z największych artystów awangardy XX wieku, założyciel teatru Cricot 2, przyszedł na świat i spędził dzieciństwo. Umieszczono ją niedaleko pałacu papieskiego, w piwnicy hotelu Mirandę, do której prowadzą dźwięki "Szarej piechoty". To był jeden z najważniejszych spektakli twórcy "Teatru śmierci". Senna wizja przeszłości, podglądanie pamięci, nostalgia za krajem dzieciństwa, do którego nikt żywy nie wraca. Radykalna odpowiedź na całą tę realność, w jakiej żyjemy, a raczej zdychamy, jak tłumaczył Tadeusz Kantor.

Pamięci Kantora poświęciła spektakl założycielka jedynego polsko-francuskiego teatru w Paryżu Elizabeth Czerczuk. Wystawiła "Ławkę szkolną" inspirowaną "Umarłą klasą" pokazaną 30 lat temu w teatrze Chaillot. Madame Czerczuk to regularna bywalczyni festiwalu w Awinionie, w którym uczestniczyła aż siedmiokrotnie, prezentując w przeglądzie Off "Dziady" Mickiewicza, "Matkę" Witkiewicza, "Krzyk Ofelii" według Wyspiańskiego, "Bal u Witolda G." na podstawie "Operetki" Gombrowicza, również Becketta, Wilde^ i "Mszę dla Jeana Geneta". W tym roku reżyserka i aktorka po raz pierwszy została w Paryżu, przygotowując swój teatr Laboratoire do nowego sezonu. Nazwa znamienna, bo nawiązuje do Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego, w którym zdobywała pierwsze zawodowe doświadczenia.

- Wiatr ucichł, ale żyje - mawiał Grotowski, mistyk, guru, artysta otoczony nimbem tajemnicy, jeden z najwybitniejszych reżyserów XX wieku, o którym przypomniał Le Monde w kontekście polskiej obecności w Awinionie. Był on u szczytu sławy, kiedy po autorskim przedstawieniu "Apocalypsis cum Figuris" (o tym, jak mogłoby wyglądać ponowne przyjście Chrystusa na świat) przestał inscenizować spektakle. Zaczął realizować przedsięwzięcia parateatralne, teatr uczestnictwa, teatr źródeł, działania rytualne, transkulturowe, nazywane sztuką jako wehikuł docierającą do tego, co w człowieku najbardziej esencjonalne. Ten proces twórczy odbywał się już bez podziału na widzów i aktorów i nie wiązał się z działaniem artystycznym, a z próbą doświadczenia pierwotnej obecności, bycia w "nurcie rzeczywistości", ponad własną podmiotowością i przedmiotowością natury, której częścią jesteśmy, a z której zostaliśmy wygnani jak z raju.

Ostatnia wieczerza sztuki dobiegła końca. Przynajmniej w Awinionie. Sur le Pont d'Avignon już nikt nie tańczy, ani panowie, ani panie. I widzowie, i artyści sczeźli. Bo co się zaczęło, musi się skończyć.

PS. W ostatniej relacji z Awinionu - "Życie, opowieść idioty" redakcyjny chochlik miał wyborny apetyt, bo pożarł aż 19 słów pierwszego akapitu. Traktowały o zamiłowaniu Platona do wina i jego pojmowaniu prawdy, ich brak pozbawił sensu ostatnie, puentujące zdanie felietonu. Czytelnikom, którzy ten dysonans zauważyli, dziękuję za uważną lekturę, a innych przepraszam za złośliwego, zbyt głodnego duszka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji