Artykuły

"CZERWONE RÓŻE DLA MNIE"

W okresie naszej niewo­li politycznej ugruntowała się w Polsce sympatia do Irlandii - kraju, którego losy przez wiele lat zdra­dzały tak wielkie podo­bieństwo do naszej sytua­cji, i którego mieszkańcy obdarzeni są temperamen­tem, uczuciowością, cecha­mi wyobraźni, dziwnie zbliżonymi do tego, co zwykło określać się jako "polski charakter".

Tradycyjny sentyment do tego pięknego kraju nie łączy się jednak u nas z głębszą znajomością jego kultury, sztuki, piśmien­nictwa. Fakt, że posługuje się on tym samym języ­kiem, co tak znienawidze­ni przezeń mieszkańcy "dumnego Albionu", spra­wia, że wiele najwspanial­szych wytworów literatu­ry rdzennie irlandzkiej w pojęciu cudzoziemców idzie na rachunek Angli­ków. A jest to kraj wiel­kich poetów, kraj, który między innymi stworzył świetną i bardzo swoistą dramaturgię.

"Czerwone róże dla mnie" - sztuka, którą wy­stawia obecnie warszawski Teatr Dramatyczny - to bardzo ciekawy i zna­mienny przykład owego scenopisarstwa. Autor tej sztuki, Sean 0'Casey, jest dziś starym człowiekiem: utwór jego dotyczy okresu sprzed I wojny światowej (ściśle, r. 1913), kiedy Irlandia znajdowała się jesz­cze pod pełną władzą po­lityczną Wielkiej Brytanii, i kiedy zapędy niepodleg­łościowe na "Zielonej Wys­pie" łączyły się ze świe­żo rozbudzonym rucnem rewolucji społecznej. Rzecz dzieje się w Dublinie, w momencie przygotowywa­nia wielkiego strajku ro­botników transportowych. Głównym bohaterem jest młody robotnik, Ayamonn Brendon, chłopak o gorą­cym sercu i niesłychanie bujnej wyobraźni, wielbiciel poezji i teatru (sam zresztą twórca piosenek) ukochany przez towarzy­szy: przeżywa piękną i na­miętną miłość, którą pod­porządkowuje jednak swej działalności rewolucyjnej: nie tyle ze względu na ja­kąś sprecyzowaną doktry­nę polityczną, ile z powo­du swego poczucia spra­wiedliwości i głębokie­go humanizmu. W czasie wielkiej demonstracji, na której czele staje, ginie, zabity przez policję. Mimo tego tragicznego wydźwię­ku końcowego, atmosfera sztuki nie jest bynaj­mniej jednolicie ponura - wręcz przeciwnie, odzna­cza się akcentami humoru, soczystej charakterystyczności, wdziękiem komedio­wym. Największym jej wa­lorem jest bardzo intere­sujące i świeże połączenie elementów realistycznych z głębokim nurtem poetyckim. Autor znakomicie czuje teatr, stwarza wy­jątkowo żywe i pełne swo­istego uroku postacie sce­niczne: każda z ról, nawet najdrobniejsza, stanowi świetny materiał dla wy­konań aktorskich.

Przedstawienie w Tea­trze Dramatycznym jest bardzo interesujące, zwłaszcza w pierwszej części, utrzymanej w doskonałym tempie tryskającej dowci­pem, a zarazem podbijają­cej widza swą ciepłą uczu­ciowością i akcentami pięknego humanizmu. Dru­ga część spektaklu wypa­da słabiej, częściowo z wi­ny samego tekstu, częścio­wo z powodu nadania jej przez teatr zbyt powolne­go rytmu i zbyt natrętnej "symboliczności". W sumie jednak wrażenie jest nie­wątpliwie dodatnie - przede wszystkim dzięki znakomitym osiągnięciom aktorskim. Na pierwszy plan wybija się Jan Świ­derski, który w roli sta­rego dziwaka stwarza wiel­ką kreację, pełną charak­teru, komizmu, inteligen­cji. Doskonała jest również Ryszarda Hanin, przejmu­jąca w roli pani Brendon, matki młodego Ayamonna. (granego z przejęciem przez Józefa Duriasza), oraz Wanda Łuczycka, bar­dzo komiczna, ale wzru­szająca zarazem, jako kumoszkowata dewotka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji