Śmierć porucznika
Ten porucznik z nowej sztuki Sławomira Mrożka, granej w Sali Prób warszawskiego Teatru Dramatycznego, to Ordon, bohater znanego wiersza Mickiewicza "Reduta Ordona" (w sztuce nazwisko nieznacznie tylko zmieniono na "Orson"). Niewątpliwie materiał na dramat, więcej: tragedię. Bo uśmiercony przez Mickiewicza bohater żyje jeszcze po wysadzeniu reduty przez kilkadziesiąt lat, żyje poza "własnym losem" narzuconym mu przez poetę, zaprzeczając swym istnieniem bohaterskiej legendzie, przez co naraża się na ciągle pretensje czy nawet pogardę własnych rodaków - właśnie za to, że jest "żywym bohaterem".
Jasne,że skoro tego tworzywa tknęło się Mrożkowe pióro - musiała powstać tragifarsa czy tragigroteska w konwencji typowej dla twórczości autora "Policjantów". "Poszargał" więc Mrożek i Ordonową legendę i jej twórcę, wieszcza Adama, ale przede wszystkim próbował się rozprawić z pewnym typem historycznej legendy i z pewnym typem bohaterstwa, a jeszcze ostrzej - z mitotwórcami takiej właśnie "bohaterskiej konwencji". Anegdota sztuki rozwija się wokół dramatycznego raczej niż farsowego konfliktu Ordon - Mickiewicz, ale ma wersję i kształt farsogroteskowy i tak też jest grana. Gdyby chodziło o masowy przekaz tej sztuki, na dużej scenie i to w kilku teatrach, można by dyskutować celowość tego, zawsze bowiem zachodzi obawa,że sztuka może być przez masowego widza odebrana fałszywie (np. jako wyśmiewanie bohaterskich czynów w ogóle). Mrożek idzie jednak na małej scence dla kilkudziesięciu widzów. Bywają tylko nieliczne momenty, rodzące nie tyle sprzeciwy co może zastrzeżenia, przez "materii pomieszanie", skąd rodzą się przejściowe opory w odbiorze. Mrożek jest mistrzem raczej małej formy dramatycznej, jednoaktówki. Kiedy próbuje wyjść poza nią na sztukę pełnospektaklową, rzecz zaczyna się konstrukcyjnie rozłazić, motywy satyryczne i pointy powtarzają się. Podobnie jest ze sztuką o Ordonie. Zwłaszcza trzecia jej część budzi zastrzeżenia (Orson przeniesiony w nasze dni - w więzieniu razem z chuliganami). I pomysł i sytuacje naciągane, a społeczny kontekst (trwająca od kilku tygodni zdecydowana ofensywa przeciw chuligaństwu) gra również przeciwko temu trzeciemu aktowi.
Aleksander Bardini bardzo zręcznie omija mielizny i rafy tekstu, prowadzi rzecz zgrabnie, dowcipnie. Trafny dobór wykonawców bardzo mu to ułatwił. Okazuje się, że w "Mrożkowym stylu" potrafi zagrać i E. Fetting (Poeta) i L. Winnicka (narzeczona Orsona, Zosia) i J. Duriasz (Porucznik Orson); pozostali wykonawcy (Paluszkiewicz. Barycz, Gołas, Jaworski, Dzwonkowski i in.), którym bliższa jest komedia i farsa współczesna, doskonale się czują w kreowanych postaciach i sami chyba nieźle bawią się na scenie.