Artykuły

Szkoda tych aktorów

Męsko-damski czworokąt "Mąż i żona" Aleksandra Fredry, który przyjechał z warszawskiego Te­atru Powszechnego odegrały gwiazdy pierwszej wielkości - Krystyna Janda, Joanna Żółko­wska po stronie damskiej, a Piotr Machalica i Janusz Gajos po męskiej. Nawet nie uwikłanym w miłosne przekładanki kamerdynerem był Gustaw Lutkiewicz.

Reżyser Krzysztof Zaleski ściąg­nął znakomitych aktorów i na tym skończyła się jego pomysłowość. Jednak Aleksander {#au#207}Fredro{/#} ma się dobrze. "Mąż i żona" potrafi śmie­szyć nadal.

Na tle warszawskiego przedstawie­nia, tak obficie okraszonego aktorski­mi sławami, bardzo dobrze wypada lubelski "Pan Jowialski". Aktorzy nie tak ozdobni, ale przyzwoici, a i reży­ser miał jakiś pomysł.

Akcja warszawskiego "Męża i żo­ny", wlokła się w pierwszym akcie nieznośnie. Tym bardziej, że aktorzy nie potrafili zagospodarować nie­których dłużyzn tekstu, a reżyser im nie pomógł. Snuli się na okrojonej i przerobionej na salonik scenie Teatru Osterwy, malowniczo ubrani przez Zofię de Ines. Można było popatrzeć, tym bardziej, że i salonik był w nie­złym guście. Jedynie Justysia przebra­na została nieco ryzykownie za złośli­we dzieciątko-potworka, podobne do rysowanych przez Edwarda Lutczyna. Tak też Joanna Żółkowska zagrała tę rolę. I to chyba jedyny - nawet nie najgorszy - oryginalny pomysł w tym przedstawieniu.

Po antrakcie aktorzy wzięli role w swoje ręce i dało się oglądać. Było wartko i zabawnie, choć schematy­cznie. Takie role Gajosa już znamy i taką Jandę również. Niektóre duety Krystyny Jandy i Janusza Gajosa rozśmieszały nie tylko widzów - po szalenie współczesnym i feministy­cznym wybuchu oburzenia skiero­wanym do niewiernego męża, Kry­styna Janda przez długi czas nie mogła opanować śmiechu i pośmia­ła się z lubelską widownią. Przed­stawieniu to nie zaszkodziło, a wprost przeciwnie. Ludzie przyszli do teatru, aby oglądać gwiazdy. Cie­szyli się, że i im zdarzają się kiksy. Drugi wypadek zdarzył się Krysty­nie Jandzie już po przedstawieniu. Kiedy aktorzy po raz kolejny wy­chodzili kłaniać się, a lubelska wi­downia podejrzanie nie wstawała, Janusz Gajos nastąpił na skraj jej sukni. Publiczność nagrodziła nie­zgrabność Gajosa i nieszczęście Jandy owacją na stojąco. Trudno sobie wyobrazić, jaki aplauz spotka aktora - oczywiście znanego z telewizji - jeśli potknie się i upadnie na lubelskiej scenie.

Aktorzy pokazali, że są wytraw­nymi teatralnymi graczami i zawo­dowcami. Dograli do końca, choć im pewnie trochę było wstyd. Jedy­nie Janusz Gajos, w roli zadufanego w sobie rogacza wyglądał nadzwy­czaj przekonywująco. Krystyna Jan­da uroczo miotała się między re­akcjami współczesnej kobiety wy­zwolonej, a dziewiętnastowiecznej zaledwie niewiernej. Poczciwe obli­cze Piotra Machaliby z męką przy­bierało błysk niecnego lowelasa, za to Joanna Żółkowska to prawdziwa kokietka.

Szkoda włóczyć tak znakomitych aktorów w tak marnych przedsta­wieniach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji