Artykuły

Antyczny dramat w salonie

Mało znany jest w Polsce największy współczesny poeta angielski, laureat No­bla T.S. Eliot. Teatr Drama­tyczny wystawił jego napisa­ną w roku 1919 sztukę "Zjazd rodzinny" i należy mu się za to pochwała. Sztuka jest na pewno warta poznania, choć może budzić dość sprzeczne uczucia. Czuje się w niej wielkiego poetę, zamyślonego nad światem i odkrywającego w sumieniach ludzkich zata­jone zakamarki. Sztuka fascy­nuje swą poezją, wciąga, działa swym klimatem. Ale równocześnie odstręcza wew­nętrzną sztucznością spraw, które nie potrafią nas poru­szyć. Odczytana w swej zew­nętrznej akcji sztuka Eliota jest dramatem rodzinnym, trochę ibsenowskim, wypro­wadzonym z przeszłości, któ­rą się przywołuje na scenę i odsłania fakt po fakcie. W su­mie powstaje z tego obraz arystokratycznego domu, któ­rego pozorna poprawność kry­je za sobą bezmyślność i głu­potę, bezduszność i wzajem­ną nienawiść, doprowadzającą nawet do intencjonalnych morderstw. Są w tej rodzinie też wyjątki, które widzą jej istotną wartość i pragną się z niej wyłamać.

Tę współczesną, obyczajową sztukę, mającą w swej salo­nowej warstwie nawet akcen­ty satyryczne, Eliot przetopił w dramat poetycki, współ­czesność ożenił z antyczną tra­gedią. I trzeba powiedzieć, że ten niezmiernie ryzykowny pomysł został uwieńczony - jeżeli idzie o środki wyrazu artystycznego - sukcesem. "Zjazd rodzinny" pisany jest białym wierszem,który od potoczności banalnej rozmowy przechodzi do autentycznej poezji filozoficznej, przybiera­jąc coraz to inny kształt za­leżnie od osób i sytuacji i bę­dąc ważnym czynnikiem dra­matycznym sztuki. Te jego walory i... trudności oddaje wyjątkowo piękny, poetycki, świetnie brzmiący ze sceny przekład Olgierda Wojtasie­wicza.

A z tragedii antycznej wy­wodzi się współczesny boha­ter, Harry, trapiony jak Orestes przez Eumenidy i wpląta­ny w sagę rodzinną mogącą przypominać z pewnymi wa­riacjami dzieje Klitemestry, Agamemnona i Elektry. Poza tym zaś grono bezmyśl­nych ciotek i wujków spełnia rolę... chóru greckiego, ko­mentującego bieg wypadków. I naprawdę nie ma w tym nic sztucznego i śmiesznego! Sztuczność jest w czym in­nym. W tym współczesnym dramacie opartym na realiach trzeba było czymś zastąpić los, bez którego nie ma tragedii antycznej. I został on zastą­piony... tajemniczym prze­kleństwem ciążącym od kilku pokoleń nad rodziną. Miało to być bardziej współczesne, w rzeczywistości zaś przeniosło sztukę w sferę kabalarstwa. Jak długo Harry trapiony jest przez Eumenidy jako sprawca - choć tylko w myśli, w za­mierzeniu - zabójstwa żony, może budzić oddźwięk przez swe wyczulone poczucie odpo­wiedzialności moralnej. Kiedy zaś decyduje się odpokuto­wać - i to nie bardzo wiado­mo w jaki sposób - zło swo­je i swego ojca, po którym je odziedziczył i dać zadość­uczynienie przekleństwu rodzinnemu, czyn jego wydaje się niepotrzebny i bezsensow­ny. Ten fałsz łamie sens sztu­ki Eliota, ale - powtórzmy to raz jeszcze - ma ona jed­nak tyle wartości, że słucha się jej z dużym zainteresowa­niem mimo niewątpliwych rozwlekłości i nie zawsze jas­nego biegu myśli. Zwłaszcza, że wartości te przedstawienie w Teatrze Dra­matycznym dobrze wydobyło. Bohdan Poręba potrafił bar­dzo zręcznie połączyć potocz­ną warstwę sztuki z tonem poetyckim i hieratycznością antycznej tragedii. Postacie układały się w chór i prota-gonistów w sposób naturalny i wyraźny a nie narzucający się. Doskonała scenografia Ewy Starowieyskiej zabarwiła greckimi aluzjami realistycz­ne wnętrze pałacu i kostiumy kobiet nie odbierając im cha­rakteru współczesnego. Bar­dzo dobrze wypadło przedsta­wienie od strony aktorskiej. Danuta Kwiatkowska była su­rową matką rodu,Zofia Rysiówna szlachetną jej siostrą a Hali­na Dobrowolska nieszczęśliwą wychowanką: wszystkie trzy wno­siły ton wielkiej tragedii. Adam Hanuszkiewicz miał najtrudniejsze zadanie z najbardziej sztucz­ną rola Harrego i wywiązał się z niego z maksymalną chyba pro­stotą i prawdą. W miarę śmiesz­nymi ciotkami były: Halina Jas­norzewska i Krystyna Ciechomska a wujkami: Czesław Kali­nowski i Aleksander Dzwonkowski. Bardzo interesująco zagrał role nieco tajemniczego szofera Gustaw Lutkiewicz. W pozosta­łych rolach wystąpili z powodze­niem: Joanna Jedlewska, Janusz Paluszkiewicz i Józef Nowak. Udana a mająca dość znaczną role muzyka Wojciecha Kilara dopełniała sukcesu tego przedsta­wienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji