Artykuły

Błazny do wynajęcia?

Intelektualiści i Adam Michnik nazywa "Wytrąconych z milczenia" "piękną książką o pięknych ludziach". Powiedziałbym raczej, że to świetna książka o ludziach wybitnych, choć pięknych nie zawsze i nie wszędzie - o książce Magdaleny Grochowskiej pisze Krzysztof Masłoń w Rzeczpospolitej.

O Bohdanie Korzeniewskim, "łowcy aktorskich kolaborantów", najwyższym autorytecie środowiska teatralnego w stanie wojennym, prof. Barbara Lasocka powiedziała: "Nie był człowiekiem wpisanym w PRL, walczył o anioły, o polskość w sferze literackiej i duchowej. Ale też z różnych dobrodziejstw PRL chętnie korzystał, przyjmował ordery i stanowiska. Kiedy wybuchła "Solidarność", wrócił do swoich dawnych idei - wolności i niepodległości. Jest kilku Korzeniewskich - w sensie postaw politycznych i życiowych".

Zatem, który z nich w warszawskim Teatrze Kameralnym wystawiał litewski produkcyjniak "Pieją koguty" i "Grzech" Stefana Żeromskiego z dopisanym przez Kruczkowskiego czwartym aktem? Który na krakowskiej konferencji naukowej w sprawie badań nad sztuką domagał się, by teatr "czynnie współdziałał w kształtowaniu nowej moralności socjalistycznej", a naukę o teatrze chciał "oprzeć na materializmie dialektycznym i historycznym"? Czy nie w nagrodę za to w 1952 roku objął kierownictwo najważniejszej w Polsce sceny - Teatru Narodowego?

W Narodowym nie pozwolił Horzycy dokończyć przygotowań "Lasu" Ostrowskiego, zaklejając na afiszu nazwisko reżysera. Wsławił się też realizacją "Człowieka z karabinem" Pogodina, z Zygmuntem Hubnerem jako Stalinem, której to roli grzecznie, niemniej stanowczo, odmówił Gustaw Holoubek (skądinąd wcześniej grający w filmie Jakubowskiej Dzierżyńskiego). Kazimierz Braun, uczeń Korzeniewskiego, tak podsumował ten okres w działalności swego mistrza: "Stosunki pracy w Narodowym pozwolił ukształtować komunistycznym administratorom i nadzorcom".

Macierzysta dobroć partii

Poświęcony Korzeniewskiemu szkic jest jednym z piętnastu tekstów tworzących "Wytrąconych z milczenia", zajmującą książkę Magdaleny Grochowskiej, dziennikarki "Gazety Wyborczej". We wstępie Adam Michnik nazywa pięciuset-stronicowe dzieło "piękną książką o pięknych ludziach". Powiedziałbym raczej, że to świetna książka o ludziach wybitnych, choć pięknych nie zawsze i nie wszędzie. Zdaniem Michnika, przedstawiona przez Grochowską piętnastka to "nauczyciele kilku pokoleń polskiej inteligencji". Czy istotnie da się to bez poważnych wątpliwości powiedzieć o Korzeniewskim, o Schillerze, Łomnickim i Holoubku, o Witoldzie Kuli i Tadeuszu Kotarbińskim? Trudno też przejść do porządku nad następnym twierdzeniem Michnika o tym, że takich inteligentów "nie można kupić, a i przestraszyć ich niełatwo". Tezie tej, znanej z pisarstwa autora "Kościoła, lewicy, dialogu", przeczą właśnie "Wytrąceni z milczenia". No bo, czy Leonowi Schillerowi przystawiał ktoś pistolet do głowy, zmuszając, by został kierownikiem artystycznym i głównym reżyserem Teatru Polskiego przy dyrektorze - Stefanie Martyce? Tak, tym samym od stalinowskiej "Fali49". Czy po przyznaniu w 1949 roku Państwowej Nagrody Artystycznej wciśnięto Schillerowi w dłoń kartkę z tekstem deklaracji, że wypełni każde, "choćby najniewdzięczniejsze zadanie" partii? Czy wielki reżyser musiał wystawiać takie dzieła sztuki scenicznej, jak "Tai Yang budzi się" Fryderyka Wolfa, "Bóg, cesarz, chłop" Juliusa Haya czy "Pociąg pancerny" Wsiewołoda Iwanowa? Schiller sam wymyślał tematy partyjnych szkoleń ideologicznych: błędy titoizmu i PPS, podstawowe prace Lenina. Wszystko na próżno. We wrześniu 1950 r. dostał dymisję z Teatru Polskiego, pięć miesięcy wcześniej usunięto go ze stanowiska rektora Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Studenci wyli z radości, ponieważ go nie znosili.

Warto docenić autoironię zawartą w słowach Schillera: "Myśmy upaństwowili fabryki, myśmy rozdali ziemię chłopom, myśmy mnie wyrzucili z teatru". Ale trzeba też pamiętać, że gdy w marcu 1954 r. został delegatem z Łodzi na II Zjazd PZPR, to z lecznicy, bardzo już słaby i chory, podyktował list do redakcji "Głosu Robotniczego": "Za-pominą się jednak często o macierzyńskiej dobroci partii (...) Takiej dobroci, takiej czułości doznałem ze strony naszej ukochanej partii".

Nieświadome narzędzie

Nie brakuje głosów, że z racji swej wyjątkowości stalinizm był okresem, w którym zachować przyzwoitość było najtrudniej.

"Nie umiem powiedzieć, dlaczego ojciec, rozliczając się ze stalinizmem, oddał jednocześnie hołd PZPR - mówi prof. Marcin Kula -Czy wtedy tak myślał, czy była to tylko obowiązująca konwencja, mydlenie oczu, żeby przemycić istotne treści.

Kilka lat wcześniej, w grudniu 1951 r. na konferencji metodologicznej historyków prof. Witold Kula wystąpił trzykrotnie. Na właściwą drogę prowadzi nas awangarda czołowej klasy narodu, chroniąc nas przed rolą nieświadomych narzędzi wrogiej ideologii (...) - mówił.-Tak rozumiem partyjność w nauce*".

Po co człowiek tej miary, co Janusz Warmiński, oficer Armii Krajowej, bohater lat okupacji, przez prawie 40 lat dyrektorowania Teatrowi Ateneum był w partii? Po to, odpowiada jego stryjeczna siostra, żeby móc prowadzić teatr. Legitymację rzucił po wprowadzeniu stanu wojennego - podobno z radością, w co nie wątpię. Ale w latach 50. napisał nędzne sztuczydło o kułakach i spółdzielniach produkcyjnych. Po co się angażował w takie "Zwycięstwo" czy rzekomo uczące czujności "Chwasty"?

Artysta zagra wszystko

O dorównującym jego aktorskiemu mistrzostwu kabotynizmie Tadeusza Łomnickiego napisano już i powiedziano bardzo wiele. Wciąż jednak nie potrafię zrozumieć, do czego potrzebne mu było członkostwo Komitetu Centralnego PZPR. Żeby w "Białym Domu" rozdawać autografy partyjnym czynownikom? Mieczysław F. Rakowski utrzymuje, że artysta zdecydował się na partyjną karierę "z ideowych pobudek". Mocno w to wątpię, rację miał raczej Erwin Axer, mówiąc: "Partia kupiła go, a on uznał, że cena, jaką płaci za możność działania, nie jest za wysoka".

Reżyser Krzysztof Zaleski opisał mi kiedyś epizod, który również przytacza w swojej książce Magdalena Grochowska. Oto po podpisaniu przez Zaleskiego protestu wobec planowanych poprawek w konstytucji w 1976 roku Łomnicki zwalnia go z Teatru Na Woli. Każe też zdjąć wiszącą w foyer fotografię niepokornego artysty. Gdy Zaleski wchodzi do dyrektorskiego gabinetu, Łomnicki łagodnie pyta: - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Następnie odwraca się do okna i... płacze. - Jak on łkał! - mówi Zaleski. - Plecy mu drżały. Trudno było nie uwierzyć w tę zagraną na mój prywatny użytek rozpacz. Wiosną tego samego 1976 roku Front Jedności Narodu, fasadowa organizacja sterowana przez komunistów, rekomenduje na posła z okręgu Warszawa Wola Gustawa Holoubka. Od czerwcowych protestów w Radomiu i Ursusie dzielą nas ledwie dni. Aktor zapewnia na łamach "Trybuny Ludu": "Oto uchwałami VII Zjazdu PZPR, paragrafami Konstytucji PRL zostało określone nowe miejsce kultury narodowej".

Na otomanie cierpień

"Wytrąceni z milczenia" dzielą się na dwie części. Ta druga pokazuje ludzi teatru, od Leona Schillera do Konrada Swinarskiego. Jeśli ktoś chce szukać wśród nich przewodników duchowych, proszę bardzo. Ale nawet Halina Mikołajska, wspaniała i odważna kobieta, wyrzucała sobie: "Nagrody i bankiety, nie tyle u Goebbelsa, co u Bieruta, Sokorskiego czy Cyrankiewicza. (...) Jestem cząstką pewnego obrzydliwego monopolu, monopolu propagandy; i prawdy najbardziej godne obrony były podporządkowane jednej jedynej ideologii, w imię której mordowano i więziono. Ach, wiem!, nikt mnie tak surowo nie osądza (...) byłam apolityczna, no i byłam tylko aktorką. Jesteśmy w jakiś sposób zwolnieni od odpowiedzialności za przeszłość i teraźniejszość: błazny, państwo do wynajęcia?".

Przywoływany wstęp Adama Michnika odnosi się raczej do pierwszej części książki Grochowskiej, w której znajdujemy opowieści o Tadeuszu Kotarbińskim, Marii i Stanisławie Ossowskich, Klemensie Szaniawskun, Witoldzie Kuli, Janie Józefie Lipskim, ks. Adamie Bonieckim i Józefie Hennelowej. Ludziach, którzy - cytuję Michnika - "są wciąż między. Między zaangażowaniem a rozczarowaniem, między fascynacją a rezygnacją, między ojczyzną a rewolucją, między ugodą a konspiracją, między heroizmem a bestialstwem, między homo sovieticus a anima naturaliter endeciana. Tkwią przeto - powtórzmy za Miłoszem - między milczącą Ścianą Wschodu a murami Ciemnogrodu".

Większość tych postaci, dodajmy, mniej lub bardziej wadzi się z Bogiem. Może nie są jego osobistymi nieprzyjaciółmi, ale poprawiaczami bądź krytykami. I trudno się dziwić, zważywszy na związki z masonerią niektórych osób. Grochowska tak relacjonuje przyjęcie Klemensa Szaniawskiego do masońskiej loży Kopernik w 1981 roku: "Zawiązano mu oczy i wprowadzono na ceremonię inicjacji. Gdy potem zdjęto profesorowi opaskę, zobaczył znajomych z DiP, KOR, PEN Clubu. - Był wzruszony. W takiej chwili każdy jest wzruszony - mówi Janusz Maciejewski - bo ma wrażenie obcowania z historią".

"Wytrącony z milczenia" inteligent jest też najczęściej lewicujący, wierny ideom demokratycznego socjalizmu. Gdy czytam w rozdziale o Tadeuszu Kotarbińskim, iż Janusz Szpotański w sławnych "Cichych i gęgaczach" z połowy lat sześćdziesiątych szydził z profesora, który dał się usadzić na fotelu prezesa Polskiej Akademii Nauk, to przypomina mi się inny kuplet z tej samej "opery", kończący "Wielką arię kanapową Strzelczykowskiego":

Na cierpień padam otomanę W socjalizm wierzyć

nie przestanę. Chociaż weń zwątpił

Krzywy Krąg Ja nie opuszczę nigdy rąk!

Postaci Tadeusza Kotarbińskiego, Marii i Stanisława Ossowskich czy Jana Józefa Lipskiego z całą pewnością należą do grona najwybitniejszych Polaków XX wieka Ale chętnie przeczytałbym podobną książkę przybliżającą sylwetki m.in.: Władysława Tatarkiewicza, Wacława Borowego, Zygmunta Kubiaka, Andrzeja Grzegorczyka, Jacka Łukasiewicza, Jerzego Łojka, Andrzeja Kijowskiego, Marka Skwarnickiego.

Rozumnie i czule

W kilku miejscach "Wytrąceni z milczenia" irytują. Przede wszystkim na samym początku, gdy w szkicu o Tadeuszu Kotarbińskim autorka podejmuje temat pojednania się przed śmiercią sławnego filozofa z Bogiem. Pozwolę sobie podeprzeć się Miłoszem: "Kwestia jest ważna, choć nie pierwsza". Tak jak ważne, przynajmniej dla mnie, jest zgodne z prawdą naświetlenie sprawy podziękowania KOR przez I Zjazd NSZZ "Solidarność". We wniosku przeczytanym na zjeździe przez Pawła Niezgodzkiego nie padała nazwa Komitetu Obrony Robotników. To prawda, ale jest też prawdą, że gdyby nie Niezgodzki i delegaci Mazowsza, nie wspomniano by w dokumentach zjazdowych o Janie Pawle II. I to dopiero nadaje właściwe proporcje wydarzeniu, sprawiając, że kwestia ta przestaje być ważną, stając się pierwszą.

Magda Grochowska - powiada Adam Michnik - pisze o swoich bohaterach "mądrze, z empatią, uczciwie, nieraz bezlitośnie, a przecież rozumnie i czule". Z opinią tą zgadzam się całkowicie, podkreślając zwłaszcza słowo empatia. Lektura "Wytrąconych z milczenia" wymaga sporej dawki tej ostatniej.

***

Magdalena Grochowska "Wytrąceni z milczenia". Świat Książki, Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji