Artykuły

Szczeliny bólu

"Koncert życzeń" wg Franza Xaviera Kroetza w reż. Yany Ross, koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i TR Warszawa. Pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.

W miejscu widowni znajduje się mieszkanie, standardowa kawalerka, tyleż funkcjonalna, co bezosobowa, jakby przeniesiona wprost z Ikei. Widzowie stoją albo wędrują wokół wydzielonej przestrzeni, którą zajmuje milcząca kobieta. Spektakl rozpoczyna się z chwilą przekroczenia przez nią niewidocznej granicy między "światem" a mieszkaniem. Ubrana w korporacyjny garnitur i buty na obcasach wnosi reklamówkę z zakupami. Serki, jogurty, warzywa wkłada do

lodówki, składa metodycznie plastikową torbę w kostkę, na jutro. Włącza telewizor w pokoju i w kuchni, nie po to, by oglądać reality show "Keeping Up with the Kardashians", ale raczej "by coś grało". Następnie przebiera się w domowy dres, pierze rajstopy w umywalce, wyżyma je w ręczniku, rozkłada na fotelu, smaruje opryszczkę kremem, przepoconą bluzkę i "wczorajsze" części garderoby wkłada do pralki, uruchamia ją. Myje poranne naczynia, metodycznie kładzie je na ściereczce, potem je wyciera, wstawia na właściwe miejsce. Specjalną szmatką wyciera wielokrotnie kuchenny blat, zlew itd.

Kolację przygotowuje wedle zaleceń zdrowego żywienia. Obiera pomidora ze skórki, do tego zdrowe pieczywo, serek. Gotuje wodę w czajniku elektrycznym, zalewa torebkę herbaty w kubku. Wyłącza telewizory, by w trakcie jedzenia posłuchać radiowego koncertu życzeń, gdzie ciepły głos Wojciecha Manna przed każdą piosenką opowiada budującą historię udanej miłości. Kobieta w trakcje jedzenia przegląda gazetkę reklamową, następnie zapala papierosa, biegnie do toalety, po spuszczeniu wody czyści sedes szczotką. Wraca, by posprzątać kuchnię. Dziesiątki domowych czynności Danuta Stenka wykonuje spokojnie i dokładnie, widać, że są przemyślane, racjonalne. Ale też automatyczne, powtarzane codziennie, do bólu przewidywalne. Każdego dnia wraca po pracy do domu, wyposażonego we wszystkie nowoczesne urządzenia, i każdego dnia jest sama, słucha koncertu życzeń, w ten sam sposób przygotowuje kolację, przed snem włącza komputer, by pobawić się chwilę grą "The Sims", polegającą na stworzeniu własnego człowieka i urządzeniu mu mieszkania. Każdego dnia w ten sam sposób ścieli łóżko, wyciąga pościel z wersalki, przedtem odkłada leżące na niej poduszki na fotel, myje się itd.

Tego dnia, którego jesteśmy świadkami, zanim pójdzie pod prysznic, wyciąga z lodówki piwo, pije je. W pewnym momencie wyjmuje fiolkę z pigułkami, wysypuje kilkadziesiąt na dłoń i łyka popijając resztką piwa. Samobójstwo doskonałe? Na pewno zaskakujące. Zwykle przypisujemy je osobom niezrównoważonym psychicznie, pogrążonym w depresji, bezrobotnym. Tu obserwujemy osobę nieźle sytuowaną, elegancką, urodziwą, działającą racjonalnie, uporządkowaną do granic możliwości; wszystko ma swoje miejsce, każde zachowanie ustalony rytuał...

To jedno z najbardziej przejmujących przedstawień, jakie ostatnio widziałam. Danuta Stenka wypełnia scenicznym istnieniem przestrzeń

gry w sposób bardzo oszczędny (żadnych gwałtownych gestów, min), ale też intensywny, choć nie wypowiada żadnego słowa. Ponad godzinę pozostaje skupiona na precyzyjnym wykonywaniu powszednich domowych czynności, pozostawia wyobraźni widzów pełną wolność. Finałowe samobójstwo stawia pytania o granice bólu, o to, kiedy człowiek ma już dość, kiedy racjonalna metodyczność już nie wystarcza, by przykryć brak uczuć, samotność. Poważne pytania to rzadkość w dzisiejszym łopatologiczno-publicystycznym teatrze.

Podobnie nieoczekiwane i zaskakujące samobójstwo widziałam w "Idzie" Pawła Pawlikowskiego. Wandę (Agata Kulesza) poznajemy jako osobę pewną siebie, wręcz rozrywkową. Dobrze sytuowana pani prokurator nie stroni od mężczyzn, nie wyjmuje papierosa z ust, chętnie zagląda do kieliszka. Skoro jej zasługi, czyli surowe wyroki dla wrogów ustroju, są bezsporne, jej wolno więcej. Spotkanie z siostrzenicą, która wojnę przetrwała w klasztorze, zamiast zginąć z rąk chłopów wraz ze swoimi rodzicami i synkiem ciotki, wydaje się, niewiele zmienia. Może tylko Wanda pije więcej niż zwykle. Wydawać by się mogło, że odnalezienie szczątków bliskich w lesie i ich pochowanie w rodzinnym grobie obydwu kobietom przyniesie ulgę. Poniekąd tak jest, Ida wraca do klasztoru, Wanda do swego domu. Ale pewnego dnia przygotowuje poranną kawę, kanapkę, włącza płytę z muzyką klasyczną, wkłada płaszcz, pod oknem stawia stołek i zdecydowanym krokiem wychodzi (nie wyskakuje!) przez okno.

Przedstawienie i film w sposób przejmujący dotykają bólu istnienia, ran, traum niemożliwych do pokonania, które nagle wydobywają się spod masek, racjonalnych i nieracjonalnych zachowań, by stać się impulsem samobójstwa, które zawsze zdumiewa bliźnich. Nieprzewidziane, nagłe, choć zdarza się dość często; wedle statystyk co roku sześć tysięcy ludzi popełnia je w naszym kraju. To więcej niż ginie w wypadkach drogowych, choć w tej statystyce przodujemy.

**

TR Warszawa w koprodukcji z Łaźnią Nową w Krakowie i Festiwalem Boska Komedia -

Koncert życzeń Franza Xaviera Kroetza. Reżyseria - Yana Ross,

dramaturgia - Aśka Grochulska, reżyser świateł - Mats Óhlin, scenografia i multimedia - Simona Biekśaite. Premiera w Krakowie - grudzień 2014, premiera w Warszawie - styczeń 2015.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji