Artykuły

Klęska mniemana

Każdy poważny recenzent chce przekonać do swoich racji czytelników, nie zawsze się jednak udaje ta sztuka - pisze Roman Pawłowski w coponiedziałkowym felietonie z cyklu Kocham teatr w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Moją największą jak dotąd porażką pod tym względem była recenzja z "Czarnej komedii" Petera Shaffera w Powszechnym, którą napisałem w 1994 r. Zrobiłem wtedy wszystko, aby obrzydzić potencjalnym widzom to żenujące widowisko, w którym dowcipy z pederastów mieszały się z festiwalem potknięć i upadków. Spektakl utrzymał się jednak na scenie całe osiem sezonów i dopiero w ubiegłym roku zszedł z afisza i to tylko dlatego, że teatr wprowadził do repertuaru inną farsę.

"Czarną komedię" wspomniałem przy okazji innego przedstawienia, które również utrzymało się osiem lat na afiszu, wbrew miażdżącej opinii części krytyki. Chodzi o "Bzika tropikalnego" [na zdjęciu scena z przedstawienia w Teatrze Romaitości w Warszawie] w reż. Grzegorza Jarzyny. Z okazji ostatnich pokazów tego wybitnego spektaklu Polskie Radio przypomniało na swej stronie internetowej, co na jego temat mówili wybitni krytycy. Ktoś, kto wyciągnął z archiwum te opinie, miał wyraźne skłonności sadystyczne, bowiem w świetle późniejszego sukcesu przedstawienia są one równie trafne jak moje proroctwa na temat farsy w Powszechnym. Miłosierdzie nakazuje zachować nazwiska w tajemnicy, dociekliwy rozpozna, kto jest kto. Oto, co w styczniu 1997 r. mówił o "Bziku" krytyk starszego pokolenia, nazwijmy go A: "Reżyser postanowił zrobić kwadratowe jaja z Witkacego (...). Strasznie śmiesznie się zrobiło, póki nie napotkał na psychologię postaci. Zrobiły nam się czarne dziury, pustka, nuda, nic się nie dzieje...". Według A Jarzyna poniósł "klęskę w konfrontacji z czasem", mianowicie "nie umiał nim gospodarować". Znana i ceniona recenzentka Y miała pretensje do adaptacji: "Uważam, że jest to porażka. [Jarzyna to] dobry reżyser, ale bardzo niedobry, pretensjonalny adaptator. Na tym polega przyczyna klęski". Bardziej miłosierny był młody krytyk C. Uznał spektakl za interesujący, lecz i on znalazł jakąś dziurę: "Byłoby lepiej, gdyby [Jarzyna] skoncentrował się na "Bziku tropikalnym" i zrezygnował z "Nowego Wyzwolenia". To błąd adaptacyjny" - dowodził. Głos zabrał także prowadzący audycję, D. Zwierzył się z problemów okulistycznych ("siedziałem w III rzędzie i nie widziałem wszystkiego"), doprecyzował problem dziur w spektaklu ("mają wielkość dziur szwajcarskich w serze") i ocenił psychologię postaci ("dziesiąta woda po Strindbergu"). Mówiąc krótko: "poetyka reżyserii nie wytrzymała tekstu".

Jak dzisiaj wiemy, ta "klęska" i "porażka", pełna "dziur" i "nudy", "pretensjonalna adaptacja" i "dziesiąta woda po Strindbergu" powtórzona została blisko 200 razy przy olbrzymim aplauzie widowni. Można więc powiedzieć, że jako recenzenci osiągnęliśmy podobną skuteczność. Różnica polega na tym, że "Czarna komedia" była jedną z setek fars, które przeszły przez polskie sceny. "Bzik" zaś stał się symbolem nowego teatru. Doprawdy, nie wszystko da się wytłumaczyć problemami ze wzrokiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji