Miasto z powidokiem
Ludzie nie są z fabryki, tylko z przeszłości. (Z wywiadu Doroty Masłowskiej dla "Dziennika" z 17 października 2008).
Grzegorz Jarzyna unikał dotychczas spotkania z polskim dramatem współczesnym. Wybierał teksty tłumaczone, niejednokrotnie wątpliwej jakości literackiej; decydującym czynnikiem był tu temat, który go pociągał. Nawet w ramach realizowanego we własnym teatrze wtórnego i nieudanego projektu TR/PL realizację "Dwojga biednych Rumunów mówiących po polsku" oddał Przemysławowi Wojcieszkowi, mimo że sam przedtem namówił Dorotę Masłowską do pisania dramatu. Za to na reżyserowanie jej drugiego tekstu dla teatru, "Między nami dobrze jest"1, zdecydował się błyskawicznie.
Tym spektaklem oboje, reżyser i autorka, wchodzą w rejony, które dotychczas obchodzili łukiem. Pokazują próbę zszywania polskiej tożsamości, historii, pokoleń. On z Chorzowa, ona z Wejherowa, zakorzeniając się w Warszawie ze zdziwieniem usłyszeli pukanie drugiej wojny światowej do swoich drzwi. Cokolwiek sądzić - drzwi celebrytów. Musiały wybrzmieć ich prywatne historie - Jarzyny o śląskiej rodzinie rozdartej między Niemcy a Polskę, Masłowskiej o babci zadręczającej opowieściami o okupacji i szkolnych wycieczkach do Stutthofu - by dotarło do nich pytanie o tamten czas, zadawane dziś, i to w tym konkretnym miejscu. Jarzyna jako drugi z dawnych Rozmaitości - po Krzysztofie Warlikowskim - w zupełnie inny sposób postawił słabo przedtem obecne w tym teatrze pytania o pamięć, przeszłość. Sprowokowała go o pokolenie młodsza autorka. Może tak po prostu przebiega dojrzewanie tej generacji? Po latach penetrowania ciemnych rewirów wielkomiejskiego świata i związanej z nim ambiwalencji nienasycenia i przesytu przyszła refleksja o jałowości takiego życia i potrzeba poszukiwania innych wartości?
Grzegorz Jarzyna nigdy w swoich pracach nie przymierzał się do "płaszcza Konrada", nie fascynował się również "końcem historii". O zespole Rozmaitości mówił Katarzynie Bielas: "My jednak nie myśleliśmy kategoriami ogólnymi, co w Polsce zmienić, tylko podwórkowymi - co nas boli. Tu zebrała się grupa ludzi, którzy czuli się odszczepieńcami"2. Francis Fukuyama artykuł "Koniec historii" napisał w 1989 roku, a rozważania o zwycięstwie demokracji liberalnej nad kolejnym totalitaryzmem zamknął w słynnej książce z 1992 roku (w Polsce wydanej cztery lata później). Jarzyna zaczynał więc karierę wtedy, gdy niejako skończono omawianie historii, przechodząc do omawiania jednostki ludzkiej, bo koniec historii nie oznaczał końca życia, zwracał człowieka człowiekowi. Fukuyama nie wyrażał pewności, że po końcu historii nie ujawnią się nowe sprzeczności, które zmuszą człowieka do ewolucji: "Nie mając za podstawę jakiegoś pojęcia ludzkiej natury, które zawierałoby hierarchię istotnych i nieistotnych cech ludzkich, niepodobna byłoby stwierdzić, czy pozorny spokój społeczny wynika z autentycznego zaspokojenia ludzkich tęsknot lub ze szczególnie skutecznego działania aparatu policyjnego, czy też stanowi ciszę przed rewolucyjną burzą"3. Używając tych kategorii, można powiedzieć po obejrzeniu dwóch ostatnich premier TR Warszawa, że Grzegorz Jarzyna temat zaspokajania ludzkich tęsknot ma już za sobą, a zaczął się zastanawiać nad ciszą przed burzą.
Inscenizując parę tygodni przed premierą Masłowskiej T.E.O.R.E.M.A.T., wziął z Pasoliniego znany sobie dobrze temat życia w nasyceniu, które zostaje poddane gwałtownemu wstrząsowi, wywraca los człowieka i rzeczywistość. Przed bohaterami, którym się wydaje, że żyją w społeczeństwie wolnym od sprzeczności, przed rodziną skupioną na gromadzeniu i konsumpcji dóbr, dla której bogactwo i pozycja zdają się tożsame, staje ktoś, kto uświadamia im, że są martwi na długo przed śmiercią. W finale spektaklu Jarzyna buduje obraz Sądu Ostatecznego - końca historii w ujęciu chrześcijańskim. Tyle że nie ma w nim Boga, są ludzie-ofiary i naiwna wiara jednej z bohaterek. Z kolei w finałowej części inscenizacji "Między nami dobrze jest" tłem dialogów są zdjęcia bombardowanej przez hitlerowców Warszawy. To film, który mogliśmy oglądać w telewizyjnej realizacji "Historii" Witolda Gombrowicza z początków kariery Jarzyny4. Niektóre sekwencje puszczane są od końca. Ściany domów nie opadają jak olbrzymie kurtyny w oparach kurzu, ale wznoszą się z ruin. Na tych zdjęciach projektowane są fruwające emblematy codzienności - garnek, radio, rower... W samej końcówce obrazy dokumentalne zostają wpisane w iluminowaną komputerowo panoramę Warszawy, czyniąc z niej miasto-widmo, miasto z powidokiem, fatamorganę. ..
Co znaczy ta odbudowa ruin drugiej wojny światowej? Spójrzmy na pierwszą scenę spektaklu: jasna zasłona w głębi wznosi się, odsłaniając ażurowy aneks, którego konstrukcja przypomina ceglany śmietnik na blokowisku. Na jego tle, na jednej linii stoją bohaterowie Masłowskiej, nieruchomi, wyprostowani jak przed ścianą straceń. Skojarzenie z obrazami Andrzeja Wróblewskiego samo się narzuca. Mała Metalowa Dziewczynka na rowerze i Osowiała Staruszka na Wózku Inwalidzkim ruszają w stronę widzów. Sygnał daje Dziewczynka brzdękiem dzwonka rowerowego, marsz-suw odbywa się w rytm dźwięku werbli, jak na apelu poległych. Pompatyczny dźwięk szybko jednak zaczyna miksować się z odgłosem samolotu i rockowej gitary.
Miejscem opisanej przez Masłowską martyrologii jest jednopokojowe mieszkanie trzypokoleniowej rodziny, które w spektaklu Jarzyny wyłania się dzięki komputerowym wizualizacjom niemal na pustej scenie. Konfrontacja życiowej postawy najstarszego pokolenia, które było gotowe ginąć za sprawę, z pokoleniem najmłodszym, które z trudem w ogóle jest w stanie pojąć tak stawiany cel5, odbywa się nad głową pokolenia matki i sąsiadki. Pokolenia straconego, zmielonego przez PRL i rzeczywistość po 1989 roku. W przedpremierowych wypowiedziach autorka twierdziła, że mnoży różnice, nie szuka podobieństw międzypokoleniowych i międzyśrodowiskowych, by pokazać, że pojęcie "statystyczny Polak" jest dziś nie do wypełnienia. Chyba żeby uznać, że wielką wspólnotą jest nie naród, jakaś Polska, ale telewidzowie (na scenie telewizor niemal non stop pokazuje archiwalne programy) lub czytelnicy gazetki cenowej "Nie Dla Ciebie". Jedynym zaś miejscem, gdzie się mogą spotkać, jest śmietnik, ten konkretny (do którego się coś wynosi i z którego przynosi się różne skarby) i ten umowny - śmietnik historii.
Babcia tkwi we wspomnieniach, Dziewczynka w negowaniu polskości, którą kojarzy z konkretem wokół, a nie myśleniem symbolicznym. Kontrast jest drastyczny: bunt, czyli "brak pokoju", jak chce Masłowska, nie ma w sobie niczego konstruktywnego. Jest totalną negacją wyrażoną w geście zasłonięcia dłońmi oczu (na co nie patrzę, tego nie ma), lub pretensją. W ustach Małej Metalowej Dziewczynki zaklęcie Jana Lechonia: "A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę", brzmi: "We Francji jest Francja, w Ameryce Ameryka, w Niemczech są Niemcy i nawet w Czechach są Czechy, a tylko w Polsce jest Polska. [...] Nie jesteśmy żadnymi Polakami, tylko normalnymi ludźmi! Do Polski przyjechaliśmy tu z Europy po bio-prawdziwe dobre ziemniaki z prawdziwej ziemi, a nie te wodniste z Tesco, a polskiego nauczyliśmy się z płyt i kaset!"6.
Dziewczynka i Babcia ślizgają się po rzeczywistości, monologują, ale tkwiąc w tym nieporozumieniu zwracają na siebie uwagę - między nimi dobrze jest. Schodzą ze sceny w rytm tych samych werbli, które słyszeliśmy na początku, opada zasłona, widać tylko cienie jak z komedii dell`arte, które w końcu też znikają. Porównanie martyrologii tych dwóch pokoleń odbywa się bez żadnej gloryfikacji, nie wprost. Odbywa się poprzez piętrowe zaprzeczenia, które odrywają świat od doraźności i ideologii, kierują ku fantazmatom. Po wybuchu bohaterki pokazują się na scenie tak samo ubrane: w przedwojenne białe sukienki w czerwone różyczki. Wyglądają jak siostry, przez wielki wizjer podglądają świat, komentują, opadają z sił i nadziei. Młodsza troszczy się o starszą z czułością, której przed wybuchem nie zdradzała.
Ale "Między nami dobrze jest" to nie tylko portret rodzinny. Masłowska oprawiła go w ramę medialno-celebrycką, natrząsając się ze społecznie zaangażowanej twórczości i jej odbiorców oraz ze ślepoty artystów na prawdziwe problemy. Opowieść o trzypokoleniowej rodzinie i sąsiadce Bożenie rozwija się w głowie reżysera filmowego, który usiłuje cywilizować wnętrza "starego wielokondygnacyjnego budynku ludzkiego", próbując go zamienić z pomocą wzornictwa z Ikei we "względnie elegancki budynek wielopiętrowy". Obserwujemy, jak tworzy scenariusz filmu "Koń który jeździł konno" o rodzinie z "Łodzi lub Wałbrzycha lub z familoków na Dolnym Śląsku", która skupia niemal wszystkie patologie. Film jest słynny zanim powstał, jego temat przejmuje celebrytów dreszczem współczucia, a szeroko znani twórcy, zanim jeszcze skończyli dzieło, już przesiadują w studiach telewizyjnych, by opowiadać o procesie twórczym i sobie. Nic dziwnego, że życie miesza im się z fikcją, w czym wydajnie pomagają im ścieżki narkotyków i wino, zapełniając świat rzeczywisty widmami postaci fikcyjnych. Wszyscy ostatecznie spotykają się na jednym "tapczanie z Ikei RIKKA" i gapią się z przejęciem w ten sam telewizor. A to Polska właśnie?
W programie do przedstawienia cytowane są fragmenty "Pamiętnika z powstania warszawskiego" i "Małej apokalipsy". Miron Białoszewski i Tadeusz Konwicki to według Marii Janion najwięksi pisarze fantazmatyczni dwudziestego wieku. Wydaje się, że można do ich grona zaliczyć już także Dorotę Masłowską, która przez zaprzeczenie romantycznej mitologii osiągnęła efekt, o który chodziło chyba autorce "Projektu krytyki fantazmatycznej": "Wszystkim tym usiłowaniom winno towarzyszyć ostrzeżenie Gombrowicza przed kiczowatym humanizmem, który w aurze świętej wzniosłości pojawia się wówczas, gdy bezapelacyjnej obronie wartości nie towarzyszy ich uzasadniona krytyka"7. Zestawienie chyba uprawnione, premiera TR w sposób nie nachalny, ale jednak żywi się duchem Gombrowicza, zwłaszcza "Ślubu". Świat po wybuchu odsłania wyrywki rzeczywistości. Czy coś je scala? Czy ktoś, jak Henryk, chce je w ogóle scalić?
Z podwórkowego gadania, z medialnego bełkotu, z totalnego nieporozumienia, w jakim żyją bohaterowie, Masłowska i Jarzyna wygenerowali rozmowę o pamięci historycznej poza czwartą i trzecią RP, braćmi Kaczyńskimi, IPNem, Muzeum Powstania Warszawskiego etc. Przed kilku laty Jerzy Grzegorzew-
ski skameralizował rewolucję w swojej "Nie-Boskiej komedii" w Teatrze Narodowym (2002). Uważał, że okrzyk ze sceny "Chleba, chleba!" zabrzmi dziś fałszywie. Autorzy premiery w TR Warszawa przedłużają ten krzyk, pozwalając mu wybrzmieć w finale w różnych tonach: od ironii, przez zażenowanie, po trwogę. W zaczepnych dialogach z babcią Mała Metalowa Dziewczynka rzuca"A co to jest chleba?", by pod zgorszonym spojrzeniem staruszki wyjaśnić "Nie, nie, żartowałam". W finale z przekonaniem już krzyczy "Chleba". Nie brzmi to ani jak wezwanie do rewolucji, ani nawet jak hasło do wyjazdu "za chlebem". Jest przeszywającym błaganiem o coś podstawowego, sens, rdzeń, coś, co ocalało w naszym świecie, który mimo braku wojny jest ruiną wartości. Osowiała Staruszka spokojnie spoczywa obok Małej Metalowej Dziewczynki. Ta swoista pieta jest bardzo mocnym obrazem. Masłowska i Jarzyna mogliby tu powiedzieć zdanie, które wygłasza Reżyser ze spektaklu: "Już mi jeden z drugim krytyk z koziej pałki nie powie, że zostawiam widza bez żadnej nadziei".
Paolo z inscenizacji Pasoliniego w jednym z finałowych monologów mówił o zamknięciu "w tym pokoju" z "dziecięcą nadzieją" i "młodzieńczą ironią". Do pokoju swej wyobraźni Jarzyna domeldował dwiema ostatnimi premierami gorycz dorosłości razem z "ludźmi i duchami, jawą i snem, zwyczajnością i marzeniem"8. Dekadencką panoramę miasta, która fascynowała go od "Niezidentyfikowanych szczątków ludzkich" Brada Frazera w Teatrze Dramatycznym (1998), uzupełnił o ruiny.
Po ukazaniu się sztuki drukiem jesienią 2008 i po wiosennej premierze przez media przetoczyły się rozważania o nawróceniu Masłowskiej na myślenie historyczne. Bożydar Brakoniecki interpretował je jako "starannie zaplanowaną marketingową intrygę, więc nie liczmy, że oto jesteśmy świadkami wielkiego konserwatywnego przełomu nabierającej pisarskiego tempa gwiazdy"9. "Rzeczpospolita" tradycyjnie wietrzyła spisek liberalnych elit próbujących przejąć ideały, które jednocześnie wyśmiewają u ideowych przeciwników: "W Warszawie przejmuje mnie bardzo, że jest taka wielowarstwowa. Metro, tramwaje, naturalny wielkomiejski szum, a cały czas między tym wszystkim krzyże, tablice pamiątkowe i świadomość, że nie tak dawno tu było najprawdziwsze piekło, rzeź, że to wszystko jest zakopane pod tymi chodnikami, po których sobie gdzieś tam chodzimy na spacer" - cytuje Piotr Semka, żeby dodać od siebie: "Nie, to nie cytat z "Kinderszenen". To nie kreowany dziś na kryptofaszystę Jarosław Marek Rymkiewicz, tylko Dorota Masłowska - cudowne dziecko Nagrody Nike. Skoro jednak młoda pisarka zaczyna mówić Rymkiewiczem - to dlaczego Masłowskiej nikt nie poucza, że niebezpiecznie flirtuje z kultem śmierci? Dlaczego tylko autora "Kinderszenen" egzorcyzmują na łamach "Polityki", Dziennika i Gazety Wyborczej? Dlaczego? Bo Masłowskiej wyrwała się refleksja, że zmarli w powstaniu jakoś na nas wpływają, a Rymkiewicz popełnił grubo poważniejszą myśl o zbrodnię - napisał o tym sporą książkę. I teraz ma za swoje"10.
Semka nie wie, nie pamięta albo nie chce wiedzieć, że tytuł Masłowskiej jest cytatem, ale z innej literatury - refrenu piosenki punkowej grupy Siekiera. Tomasz Adamski napisał w 1984 roku:
Było tylko czterech nas
Ona jedna ciemny las
Bez ratunku i bez szans
Było tylko czterech nas
Cztery skóry wolny czas
Między nami dobrze jest (x 6)
Do ataku, zabić, zjeść
Między nami dobrze jest
Do ataku, zabić, zjeść11
Dramat oparty na zaprzeczeniu autorka opatrzyła zdaniem twierdzącym, potęgując ironię jego wymowy. Dyskretnie przywołując ducha punkowej Apokalipsy, przewrotnie zrównuje go z naszymi wiecznymi ciągotami do anarchii, do upodobania do mówienia, ale nie do porozumienia.
Roman Pawłowski diagnozował: "Wygląda na to, że Polaków jednoczy... niechęć do Polski i głęboka frustracja wynikająca z bycia Polakami. [...] Dramat Masłowskiej byłby oskarżeniem współczesnej, wolnorynkowej Polski budowanej na historycznej ignorancji i niepamięci, europeizującej się i tracącej własną tożsamość"12. Monolog puszczony z tranzystora odczytał jako nawiązanie "do narodowoojczyźnianej retoryki Radia Maryja. Spiker tłumaczy słuchaczom, że u zarania dziejów wszyscy byli Polakami: Francuzi, Niemcy, Rosjanie, tylko potem odebrano nam inne kraje i został nam jedynie spłachetek ziemi nad Wisłą". Autorka przyznaje, że rzeczywiście słucha rozgłośni Ojca Dyrektora. Monolog ten jednak przypomina także serie dowcipów o Polaku, Rusku i Niemcu czy "Filozofię po góralsku" ks. Józefa Tischnera, która zaczyna się od przywołania niegdysiejszej arkadii, którą zamieszkiwali nie żadni Grecy, ale polscy górale. Mit niemożliwej polskiej arkadii może więc mieć rozmaite konotacje. Nie tylko w tonie oskarżeń, jak uważa publicysta "Gazety Wyborczej". Masłowska przede wszystkim rozumie i rejestruje, co ważne, z właściwym sobie przenikliwo-zjadliwym poczuciem humoru (przed napisaniem "Między nami dobrze jest" inspirujące dla niej było oglądanie "Za chwilę dalszy ciąg programu" Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny - "jaką ulgę przynosi inteligentna parodia"13). Nie ideologizuje swych wypowiedzi, dlatego wciąż jej daleko do obozu JMR.
Aczkolwiek sama też dolewa oliwy do ognia, pisząc kolejny dramat na zamówienie Muzeum Powstania Warszawskiego. Jak podaje Jacek Cieślak w "Rzeczpospolitej", sztuka "Jest osnuta wokół pobytu Davida Bowiego w naszej stolicy i opowiada o tym, jak w 1969 wysiadł on na Dworcu Gdańskim i krótko spacerował po Żoliborzu, a w sklepie muzycznym na ówczesnym placu Komuny Paryskiej kupił płytę zespołu Śląsk. Muzycznym zapisem wizyty stała się piosenka "Warsaw"14. Jak wiadomo, był to utwór o przygnębiającej nucie (niczym marsz pogrzebowy), z wyraźnymi inspiracjami muzyką ludową, w dużej części instrumentalny, pod koniec Bowie śpiewał z towarzyszeniem chóru w wymyślonym przez siebie języku. Przebija się słowo "Maryjo". Czy ta "pamiątka" z pobytu w Warszawie zabrzmi w premierowym wystawieniu sztuki, w rocznicę godziny "W"?15
W spektaklu bierze udział Danuta Szaflarska. Nie po raz pierwszy widzimy ją w Rozmaitościach, więc nie może być mowy o gościu specjalnym - ale jednak jest to gość specjalny. To osoba, która mówiąc "Ech, pamiętam ten dzień, w którym wybuchła wojna", wie, co mówi. Przeżyła ten dzień. Po wojnie zagrała w pierwszym, nakręconym w Warszawie filmie, "Zakazanych piosenkach", chodziła w nim po prawdziwych warszawskich ruinach. Jej krucha sylwetka i dyskretna obecność na scenie mają niesłychaną siłę prawdy - bez cienia patosu. To niezwykła rola, świadectwo. I za to należą się szczególne podziękowania twórcom widowiska. Przeszłość, zapisana w roli Danuty Szaflarskiej, niczego od nikogo się nie domaga, nie szuka odwetu, zadośćuczynienia, nie jest pamięcią historyczną w znaczeniu, które jej nadała czwarta RP. Nawet specjalnie się niczemu nie dziwi. Ona po prostu jest.
Autorka jest absolwentką teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była redaktorką "Didaskaliów" i "Gazety Wyborczej", pracowała też w Starym Teatrze i Teatrze Narodowym.
1 Sztuka powstała na zamówienie międzynarodowego festiwalu + + +digging deep and getting dirty+++ (kopiąc głęboko i brudząc się), gromadzącego teksty poświęcone tożsamości i historii, w ramach programu Sześćdziesięciolecie Niemiec. Przybliżenie trudnej tożsamości. Prapremiera niemiecka odbyła się w Schaubuhne am Lehniner Platz 26 marca 2009, prapremiera polska w TR Warszawa 5 kwietnia 2009.
Artykuł ilustrujemy zdjęciami ze spektaklu autorstwa Kuby Dąbrowskiego.
2 Bóg nie chodzi do teatru, z Grzegorzem Jarzyną rozmawiała Katarzyna Bielas, "Duży Format", dodatek do "Gazety Wyborczej" z 18 czerwca 2007.
3 Francis Fukuyama Koniec historii, przełożyli Tomasz Bieroń, Marek Wichrowski, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1996, s. 205.
4 Emisja 21 stycznia 1999.
5 61 procent licealistów pochwalało w roku 1973 patriotyczną ofiarę z drugiej wojny światowej; w roku szkolnym 2005/2006 tylko 8,75 procent, por. Wolą działać, niż ginąć, rozmowa z Hanną Świdą-Ziembą, "Gazeta Wyborcza" z 22-23 listopada 2008.
6 Dorota Masłowska Między nami dobrze jest, seria "Nowa Dramaturgia 07", TR Warszawa 2008, s. 46. Wszystkie cytaty z tego wydania.
7 Maria Janion Projekt krytyki fantazmatycznej. Szkice o egzystencjach ludzi i duchów, Wydawnictwo PEN, Warszawa 1991, s. 6.
8 Janion, op. cit.
9 Bożydar Brakoniecki Masłowska zafascynowana owieczkami Rydzyka, "Polska The Times" z 28 października 2008.
10 Piotr Semka Rymkiewicz jest tylko jeden, "Rzeczpospolita" z 25 października 2008.
11 http://musicblog-piotrk.blogspot.com/2007/ 09/miedzy-nami-dobrze-jest.html
12 Roman Pawłowski Patriotyzm Metalowej Dziewczynki, "Gazeta Wyborcza" z 3 listopada 2008.
13 Mohery to my, z Dorotą Masłowską rozmawiała Katarzyna Surmiak-Domańska, "Duży Format", dodatek do "Gazety Wyborczej" z 17 listopada 2008.
14 Jacek Cieślak Projekt "Europa po 1989 r. ", "Rzeczpospolita" z 17 lipca 2009.
15 Spektaklu niestety nie obejrzę, a tekst składam w redakcji przed 1 sierpnia 2009.