Artykuły

Wolał być wśród nas

O Konradzie Swinarskim mówi dr Józef Opalski.

Już na długo przed ukazaniem się pańskich "Rozmów o Konradzie Swinarskim i "Hamlecie" mówiło się o wydarzeniu, i to takim, które na pewno wykroczy poza ramy ściśle literackie. Oczekiwania osób wtajemniczonych w powstanie "Rozmów..." potwierdziły się. Są znakomite recenzje, (Konstantego Puzyny, Józefa Kelery, Sławomira Mrożka, Jana Kotta), są listy do tzw. zwykłej publiczności, są wreszcie nagrody. Niedawno na Zamku Warszawskim odebrał pan kolejną - nagrodę Funduszu Kultury...

Nie będą ukrywał, że każda nagroda, w tym oczywiście i ta ostatnia, jest mi bardzo mila. Z równą, jeśli nie większą radością, przyjąłem uznanie "Rozmów..." za Książkę Roku w plebiscycie "Echa Krakowa" (wśród cracovianów). Swinarski stworzył przecież swoje najlepsze przedstawienia właśnie w moim mieście, w Starym Teatrze. Przede wszystkim jednak cieszę się, że "Rozmowy..." nie pozwalają zapomnieć o Swinarskim.

Zapomnieć?

Tak. Brzmi to niesamowicie, zwłaszcza w Krakowie, ale z owym zapominaniem, lub raczej przemilczaniem ciągle się spotykam. Po śmierci Swinarskiego zapowiadano tomy wspomnień, monografie, księgi zbiorowe. Większość tych projektów - niestety - upadła. Moja praca próbuje tę lukę wypełnić.

Jak pan tłumaczy to głuche, szczególnie ostatnio, milczenie wokół Swinarskiego?

Przyczyn jest z pewnością wiele. Musimy sobie uświadomić, że napisanie o nim monografii przerasta możliwości człowieka mieszkającego w Polsce. Bo po pierwsze wchodzą tu w grę ogromne koszty, które musiałby ponieść potencjalny autor. Jak pani bowiem wie, Swinarski reżyserował nie tylko w naszym kraju. Krążył, zapraszany po całej niemal Europie (Berlin Zachodni, Zurych, Mediolan etc.), Ameryce, Izraelu. W Tel-Awiwie zrealizował, co ciekawe - "Hamleta" w 1966. Zebranie materiałów, dokumentacji, rozmowy z dawnymi współpracownikami: aktorami, asystentami, scenografami, kompozytorami, to zadanie wymagające wielu lat i szczodrego stypendium ministra kultury i sztuki.

Mówi pan o barierze finansowej. A inne jakiej są natury?

Znacznie głębszej, gdyż psychologicznej. Jesteśmy narodem, który najchętniej mumifikuje swoich wielkich, wsadza na cokół z tabliczką "geniusz". O cechach - nie pomnikowych - cisza. Co tu mówić o Swinarskim? Przecież nadal wolimy nie wiedzieć o niektórych faktach z życia Mickiewicza czy Wyspiańskiego... Mogłyby, broń Boże stać się rysami na gładkim, "czytankowym" obrazie geniusza. . Ja też uważam, że publiczna wiwisekcja biografii i charakteru twórcy nie jest konieczna, jeśli tylko nie rzutują one na jego pracę. W przypadku Konrada dzieje się - wszakże inaczej. Bez znajomości życia, osobowości, tragedii i cierpień tego człowieka bezpowrotnie tracimy klucz do jego wspaniałego teatru. Wielu z nas brakuje jednak odwagi, aby w pisaniu o .Swinarskim pozbyć się koturnu i spiżowych tonów. Dopóki więc postawa ta będzie pokutować w tzw. środowisku, dopóty żadna monografia się nie ukaże.

Recenzenci zgodnie podkreślają, że "Rozmowy...", z opowieści o nie ukończonym "Hamlecie", przekształciły się w najlepszy jak dotąd portret Konrada Swinarskiego. I nie jest on wcale ze spiżu, choć - proszę tego nie uważać za zarzut - znacznie dalej w mówieniu całej prawdy o Swinarskim poszedł pan w opublikowanej w "Odrze" rozmowie z Andrzejem E. Grabowskim.

Wywiad w "Odrze" traktuję jako podstawowy suplement do moje książki. W rozmowie z Grabowskim próbowałem tę prawdę sam, już bez pośredników, sformułować. Myślę ponadto o własnym, dłuższym tekście, który poświęcę właśnie życiu, osobowości i cierpieniu Konrada, oraz ich wpływowi na jego teatr. To obszar jeszcze nie zbadany i naprawdę pasjonujący.

"Hamlet" również - jak wynika z "Rozmów..." - miał być o nim, o Swinarskim. Miał przynieść rozrachunek z przeszłością, własnymi kompleksami, atawizmami i lękami.

Wydaje mi się, a nawet jestem o tym głęboko przekonany, że "Hamlet" stałby się jednym z najbardziej osobistych przedstawień Swinarskiego. Rodzajem sumy wiedzy o nim samym i świecie. Może dlatego reżyser tak długo szukał rozwiązań i po raz pierwszy w swojej karierze miał gotową całościową wizję inscenizacyjno - scenograficzną, zaś psychologia, związki pomiędzy postaciami dramatu, ich motywacje były opracowane zaledwie szczątkowo, wciąż szukał. I w końcu nie zdążył tego zrobić.

Jako znajomy Konrada Swinarskiego, a od kilku lat kierownik literacki Starego Teatru szedł pan jakby nieco łatwiejszą drogą do prawdy i o Swinarskim i o "Hamlecie"...

Z jednej strony rzeczywiście było to ułatwienie. Przeważnie nie miałem żadnych kłopotów z nawiązaniem kontaktu z aktorami i współpracownikami Swinarskiego, dziś także moimi kolegami i przyjaciółmi. Darzyli mnie zaufaniem, wiedzieli przecież doskonale, że nie uczynię nic ani przeciwko Konradowi ani nim samym. Szliśmy wspólną drogą, razem starając się - jak w powieści detektywistycznej, co trafnie wychwycił Mrożek - odkryć prawdę. Ja zachowywałem się dyskretnie, na plan pierwszy wysuwałem rozmówcę, nie zacierałem jego indywidualnego stylu i charakteru objawionego w wypowiedziach. Z drugiej jednak strony mogę śmiało mówić o pewnych utrudnieniach. Czułem po prostu ciążenie hagiograficznej legendy Swinarskiego. Nie ukrywam bowiem, że w takim właśnie, hagiograficznym kształcie legenda ta żyje w Krakowie i w ... zespole Starego. Stąd też moja ciągła czujność i obawa przed swoistą konfabulacją, która groziła podczas opowiadań aktorów o pracy ze Swinarskim. Na szczęście większość opowieści umiałem sam zweryfikować.

Jak środowisko aktorskie - myślę tu nie tylko o zespole Starego Teatru - przyjęło pana książkę?

Mam dowody, ze książka poruszyła środowiskiem. Świadczą o tym listy, które docierają z różnych ośrodków. Ich autorzy piszą o ważnej ich zdaniem zalecie "Rozmów"... - zdołała ta książka także oddać kawałek życia w teatrze, czy raczej teatru w życiu. Mnie najbardziej zależało na tym, aby pokazać kogoś, kto jest nie do zastąpienia. Kogoś, kto pozostał w Polsce, w Krakowie z wyboru, choć kuszono go, propozycjami z całego świata. Dziś mógłby być jakimś Peterem Brookiem, Giorgio Strehlerem Wolał być wśród nas. Niewiele już dziś osób czuje się w obowiązku przypominania Swinarskiego. Ja ten obowiązek czuję, gdyż i jako człowiek i jako artysta wpłynął on zasadniczo na mój ogląd świata i teatru. A 4 lipca skończyłby 60 lat - niewielu o tym pamiętało. 19 sierpnia minie 14 rocznica jego śmierci. Zobaczymy, kto o tym nie zapomniał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji