Artykuły

Udane akcje

Serial - jak każdy gatunek wi­dowiskowy - ma swoje żelazne prawa. Jednym z nich jest stwo­rzenie postaci łączącej sobą rozlicz­ne przygody, jakie stanowią poszcze­gólne części telewizyjnej opowieści. Stworzenie takiej postaci, której fragmenty życiorysu układałyby się w ową przygodową mozaikę w spo­sób naturalny lub co najmniej praw­dopodobny, nie jest rzeczą łatwą. To­też tym większa chwała należy się twórcy scenariusza oraz reżyserowi widowiska o akcji V - Janickiemu i Zakrzewskiemu - za utrzymanie swej opowieści w ramach historycz­nych realiów i jednocześnie niezrezygnowanie z wymagań gatunku teatru sensacji. Postać fikcyjna Joń­czyka skupiała w sobie wprawdzie dokonania wielu ludzi - ale wto­piona została umiejętnie w prawdzi­wą atmosferę tamtych czasów.

Świadectwo temu dali ludzie naj­bardziej kompetentni - uczestnicy akcji biorący udział w dyskusji po zakończeniu serialu. Szkoda jednak chyba, że telewizja poskąpiła czasu (tak rozrzutnie w innych wypadkach marnotrawionego) na ich wypowiedzi na ten temat. Skończyło się na zdaw­kowych pochwałach, a zapowiadało się na pasjonującą opowieść o prze­biegu wypadków - takim, jaki za­chowała pamięć poszczególnych uczestników akcji, czasem nie znają­cych przecież wówczas ani wagi, ani zakresu swoich dokonań. Ich ocena tych dokonań z perspektywy dnia dzisiejszego byłaby dobrym zakończe­niem udanego widowiska.

Nie umiemy jednak ciągle jeszcze wykorzystać należycie telewizji jako trybuny wymiany opinii. Pewne te­go obiecujące zaczątki dostrzec można w utworzeniu telewizyjnego Forum - czyli jakby namiastki rozwiniętej w innych krajach formy konferencji prasowych. U nas są to nadal tylko zaczątki: zapraszani do publicznej konfrontacji opinii przedstawiciele po­szczególnych instytucji jeszcze czują się dość nieswojo, musząc błyskawicz­nie formułować własne poglądy na rozmaitego rodzaju aktualne kwestie. Na ogół więc próbują schodzić na bezpieczny grunt ogólników i staty­styki.

Trzeba jednak stwierdzić, że owe telewizyjne konferencje prasowe prze­biegają coraz żwawiej i zadający py­tania dziennikarze bynajmniej nie zadowalają się zdawkowymi odpowie­dziami. Taka atmosfera zaangażowa­nej dyskusji panowała na konferencji z przedstawicielami służby zdrowia oraz z trenerami sportowymi. Godna pochwały jest też dbałość o aktualność tematów: odbywanie dyskusji o spor­cie tuż po oglądanym w całej Polsce meczu gwarantowało jej niezawodnych słuchaczy. To właśnie powinno się stać niezłomną regułą pracy telewizyj­nej: szybka reakcja na aktualne, wszystkich interesujące tematy. Stoso­wanie tej reguły w praktyce przynio­słoby telewizji znakomitą poprawę w dziedzinie, w której działalność jej jeszcze zawodzi - poprawę telewizyj­nej publicystyki.

Ludzie bowiem - o czym słusznie przypomniał Drozdowski podczas swe­go pisarskiego spotkania na małym ekranie - wolą obecnie publicystykę od fikcji. Wolą społeczną faktografię - od jeszcze jednej banalnej historii z zakresu uczuciowych doznań dwojga ludzi. Stąd owa "literatura na zamó­wienie" - produkowana z rzemieślni­czą dokładnością na zadany, ale rze­czywiście interesujący odbiorców te­mat - ma wielką przyszłość. Zwłasz­cza w telewizji. I jest chyba jakimś paradoksem, że Drozdowski - repor­ter w przyszłość tej literatury wie­rzy, ale Drozdowski - pisarz unika jej w teraźniejszości. Spotkanie autor­skie paradoks ten wykryło - nie starczyło jednak czasu (czy też chę­ci), by starać się go bliżej wytłuma­czyć...

Taką właśnie publicystyką przenie­sioną do literatury było widowisko "Człowiek z dżungli". Ów problem "prakseologii zabijania" - wynajdywania środków skutecznego treningu człowieka w celu uczynienia zeń zau­tomatyzowanego użytkownika automa­tycznej broni - ujęty został na sze­rokim tle odwiecznego rozważania o moralności ludzkiej i jej granicach. Zróżnicowanie charakterów występu­jących osób (Milecki, Żarnecki) uchro­niło przy tym sztukę od pułapek schematyzmu, choć ocierała się oń nie­kiedy.

Ze schematyzmem walczył zaciekle teatrzyk Marianowicza, prezentując karnego do przesady żołnierza, zwo­lenników powierzchownej "kultury", stronników zakłamanej obyczajowości. Humor Marianowicza zresztą sam również nie jest schematyczny: żar­tów w nim niewiele, dużo za to gorz­kiej refleksji i pesymizmu wobec ludzkiej natury.

Schematy formalne usiłowało prze­łamać widowisko "Robert Diabeł i wieszcze", wprowadzające do telewizji niezbyt dobrze w niej zadomowioną muzykę operową wraz z całą atmo­sferą towarzyszącą jej powstawaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji